dpd i niezwykłe spotkanie z sarnami na Węglowej
Piątek, 15 maja 2015 | dodano:16.05.2015Kategoria do pracy
Km: | 68.57 | Km teren: | 10.00 | Czas: | 03:19 | km/h: | 20.67 |
Pr. maks.: | 42.13 | Temperatura: | 7.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Pracuś Doskonały |
Dziś dobrze mi się jechało w obie strony. Rano wiaterek popychał w plecy, więc nie dość że z górki, to jeszcze z wiatrem :-)
Rano było dość chłodno, ok. 7 stopni, więc jechałem w zapiętej kurtce i czapce i dopiero w Osowej zrobiło mi się dość ciepło.
Było nawet dość czasu, żeby zrobić nad morzem rundkę aż do samego końca parku w Brzeźnie.
Powrót: niby świeciło słoneczko, ale wiatr był zimny. Jechałem w rozpiętej kurtce, bo próba zdjęcia kurtki skończyła się szybkim zakładaniem jej z powrotem. Jak wjeżdżałem Węglową do góry, to na samej górze węglowej zobaczyłem 2 sarny. Zatrzymałem się, bo zobaczyłem że nie uciekają. Wyciągnąłem komórkę, zrobiłem zdjęcie. Kiedy schowałem komórkę i chciałem już jechać, nagle jedna z saren zaczęła iść w moim kierunku. Szybko wyciągnąłem komórkę i zaczęłem pstrykać. Sarna spokojnie szła w moim kierunku, skubiąc trawę. Przeszła dosłownie w odległości 1,5 m ode mnie, zupełnie się mnie nie bojąc. Niesamowite spotkanie- pierwszy raz trafiło mi się coś takiego. Załączam zdjęcia z tego niezwykłego spotkania:
Sarny na końcu drogi © marchos
Sarna idzie w moją stronę © marchos
Sarna zbliża się do mnie, skubiąc spokojnie trawę © marchos
Sarna przechodzi obok mnie a ja pstrykam zdjęcia © marchos
Sarna przechodzi obok mnie a ja pstrykam zdjęcia © marchos
Rano było dość chłodno, ok. 7 stopni, więc jechałem w zapiętej kurtce i czapce i dopiero w Osowej zrobiło mi się dość ciepło.
Było nawet dość czasu, żeby zrobić nad morzem rundkę aż do samego końca parku w Brzeźnie.
Powrót: niby świeciło słoneczko, ale wiatr był zimny. Jechałem w rozpiętej kurtce, bo próba zdjęcia kurtki skończyła się szybkim zakładaniem jej z powrotem. Jak wjeżdżałem Węglową do góry, to na samej górze węglowej zobaczyłem 2 sarny. Zatrzymałem się, bo zobaczyłem że nie uciekają. Wyciągnąłem komórkę, zrobiłem zdjęcie. Kiedy schowałem komórkę i chciałem już jechać, nagle jedna z saren zaczęła iść w moim kierunku. Szybko wyciągnąłem komórkę i zaczęłem pstrykać. Sarna spokojnie szła w moim kierunku, skubiąc trawę. Przeszła dosłownie w odległości 1,5 m ode mnie, zupełnie się mnie nie bojąc. Niesamowite spotkanie- pierwszy raz trafiło mi się coś takiego. Załączam zdjęcia z tego niezwykłego spotkania:
Sarny na końcu drogi © marchos
Sarna idzie w moją stronę © marchos
Sarna zbliża się do mnie, skubiąc spokojnie trawę © marchos
Sarna przechodzi obok mnie a ja pstrykam zdjęcia © marchos
Sarna przechodzi obok mnie a ja pstrykam zdjęcia © marchos
dpd
Wtorek, 12 maja 2015 | dodano:12.05.2015Kategoria do pracy
Km: | 70.57 | Km teren: | 10.00 | Czas: | 03:30 | km/h: | 20.16 |
Pr. maks.: | 39.49 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Pracuś Doskonały |
Dobrze mi się dziś jechało w obie strony. Dziś na szczęście nie wyłączyło mi prądu w drodze powrotnej, pomimo tego, że nad morzem cisnąłem ile mogłem. Zarejestrowałem nawet ślad GPS, ale go nie publikuję, bo:
1. Rano nie włączyłem od razu, tylko kilka kilometrów od domu (zapomniałem) a dodatkowo musiałem hamować na zjazdach, żeby nie przekroczyć 45km/h, bo te debilne zasady European Cycling Challenge wykluczyłyby mój przejazd gdybym przekroczył tą "magiczną" prędkość.
Ktoś chyba nie pomyślał troszkę, że Gdańsk jest otoczony wzgórzami morenowymi i przy zjeździe (z górki na pazurki) bardzo łatwo przekroczyć tą niebotyczną prędkość.
2. Ze śladu popołudniowego wsiorbało mi z 5 albo 6 początkowych kilometrów, do tego czasy pierwszych kilometrów jakieś totalnie z d...y. Ta endamenda to jakieś straszne badziewie.
W drodze powrotnej mocno wiało i to w większości wmordewind- nie było lekko podjeżdżać pod górę i pod wiatr.
1. Rano nie włączyłem od razu, tylko kilka kilometrów od domu (zapomniałem) a dodatkowo musiałem hamować na zjazdach, żeby nie przekroczyć 45km/h, bo te debilne zasady European Cycling Challenge wykluczyłyby mój przejazd gdybym przekroczył tą "magiczną" prędkość.
Ktoś chyba nie pomyślał troszkę, że Gdańsk jest otoczony wzgórzami morenowymi i przy zjeździe (z górki na pazurki) bardzo łatwo przekroczyć tą niebotyczną prędkość.
2. Ze śladu popołudniowego wsiorbało mi z 5 albo 6 początkowych kilometrów, do tego czasy pierwszych kilometrów jakieś totalnie z d...y. Ta endamenda to jakieś straszne badziewie.
W drodze powrotnej mocno wiało i to w większości wmordewind- nie było lekko podjeżdżać pod górę i pod wiatr.
Rekreacyjnie i krajoznawczo "wokół komina"
Sobota, 9 maja 2015 | dodano:10.05.2015
Km: | 58.50 | Km teren: | 30.00 | Czas: | 03:25 | km/h: | 17.12 |
Pr. maks.: | 44.49 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Pracuś Doskonały |
Decyzja zapadła dość szybko w sobotę, po zajrzeniu w prognozę i za okno- idziemy z synem na rower. W końcu musimy przygotowywać nasze tyłki (utwardzić) na zbliżającą się Kaszeberundę ;-)
W głowie miałem jakiś mglisty plan, gdzie chcę jechać, ale praktycznie zaraz po wyjeździe z bramy domu plan się zmienił :-)
Postanowiłem pozwiedzać moje okolice a dokładnie pojeździć tam, gdzie jeszcze nigdy nie jeździłem. I tak też zrobiliśmy: kręciliśmy się w niedużej odległości od domu, ale za to głównie tam gdzie nigdy dotychczas. W niewielkiej odległości od domu mogę pośmigać po lasach/polach, jedynie przecinając główne drogi.
Pięknie jest teraz w lasach: wiosna w pełnej krasie.
Poniżej ślad trasy GPS:
W głowie miałem jakiś mglisty plan, gdzie chcę jechać, ale praktycznie zaraz po wyjeździe z bramy domu plan się zmienił :-)
Postanowiłem pozwiedzać moje okolice a dokładnie pojeździć tam, gdzie jeszcze nigdy nie jeździłem. I tak też zrobiliśmy: kręciliśmy się w niedużej odległości od domu, ale za to głównie tam gdzie nigdy dotychczas. W niewielkiej odległości od domu mogę pośmigać po lasach/polach, jedynie przecinając główne drogi.
Pięknie jest teraz w lasach: wiosna w pełnej krasie.
Poniżej ślad trasy GPS:
dpd (po 3 miesiącach przerwy)
Wtorek, 5 maja 2015 | dodano:05.05.2015Kategoria do pracy
Km: | 71.24 | Km teren: | 5.00 | Czas: | 03:46 | km/h: | 18.91 |
Pr. maks.: | 45.27 | Temperatura: | 10.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Pracuś Doskonały |
Dziś po raz pierwszy do pracy rowerem po ponad 3 miesięcznej przerwie. Kaszeberunda 2015 za pasem, trzeba zacząć coś kręcić.
Rano: temp. niby prawie 10 stopni, ale była gęsta mgła w Baninie, więc wcale nie było ciepło- szybko zapinałem kurtkę i zakładałem czapkę. Jechało się bardzo dobrze. W lesie jest teraz cudownie- wiosna coraz bardziej widoczna w lesie, te zapachy i śpiew ptaków.
Po prostu aż chce się jeździć. Był nawet czas na dodatkową rundkę do ronda w Brzeźnie przed pracą.
Przyjazd do pracy na rowerze daje niesamowitego kopa energii- cały dzień w pracy aż mnie roznosiła :-)
Powrót: trochę zaczęło kropić jak wychodziłem ale niezrażony pokręciłem się trochę nad morzem. W Sopocie w pobliżu molo rozryli chodnik i jest zakaz dla rowerów (tylko piesi), trzeba było nawrócić wcześniej niż zwykle.
Jechało mi się świetnie tak do połowy Węglowej, gdzie dokumentnie wyłączyło mi prąd- chyba przeszarżowałem z tempem nad morzem- ale tak dobrze mi się jechało. Mniej więcej w tym czasie też rozpadał się trochę deszcz i trochę mnie zmoczył.
Od momentu wyłączenia prądu to już ledwo jechałem- dramat. Myślałem że nie doturlam się do domu. Na szczęście jakoś dałem radę, ale tempem ślimaczym. W drodze powrotnej zarejestrowałem ślad GPS.
Rano: temp. niby prawie 10 stopni, ale była gęsta mgła w Baninie, więc wcale nie było ciepło- szybko zapinałem kurtkę i zakładałem czapkę. Jechało się bardzo dobrze. W lesie jest teraz cudownie- wiosna coraz bardziej widoczna w lesie, te zapachy i śpiew ptaków.
Po prostu aż chce się jeździć. Był nawet czas na dodatkową rundkę do ronda w Brzeźnie przed pracą.
Przyjazd do pracy na rowerze daje niesamowitego kopa energii- cały dzień w pracy aż mnie roznosiła :-)
Powrót: trochę zaczęło kropić jak wychodziłem ale niezrażony pokręciłem się trochę nad morzem. W Sopocie w pobliżu molo rozryli chodnik i jest zakaz dla rowerów (tylko piesi), trzeba było nawrócić wcześniej niż zwykle.
Jechało mi się świetnie tak do połowy Węglowej, gdzie dokumentnie wyłączyło mi prąd- chyba przeszarżowałem z tempem nad morzem- ale tak dobrze mi się jechało. Mniej więcej w tym czasie też rozpadał się trochę deszcz i trochę mnie zmoczył.
Od momentu wyłączenia prądu to już ledwo jechałem- dramat. Myślałem że nie doturlam się do domu. Na szczęście jakoś dałem radę, ale tempem ślimaczym. W drodze powrotnej zarejestrowałem ślad GPS.
Run Toruń 2015- 10km
Niedziela, 19 kwietnia 2015 | dodano:19.04.2015
Km: | 0.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: |
Jest!! Udało się!! Cel zrealizowany!!
Pomimo ostatnich problemów z nogami udało mi się przebiec całe 10 km (ani przez chwilę nie szedłem) i nie byłem ostatni :-)
To były moje 2 cele i oba zrealizowane :-)
Kilka słów o starcie:
Na starcie imprezy pukałem się w czoło, co ja tu robię, przecież w związku z moimi ostatnimi problemami wogóle nie dam rady, zejdę z trasy po 1 km i wogóle będzie wstyd i hańba. Ale cóż pakiet zapłacony, trzeba spróbować.
Ustawiłem się w ostatniej strefie prawie na samym końcu i ..... startujemy.
Na samym początku zaraz po starcie wszyscy mnie wyprzedzili i przez pierwsze 2,5 km biegłem ostatni- za mną jechała już tylko karetka. Ale powolutku, na 3-im kilometrze zacząłem doganiać jakąś dziewczynę która trochę biegła trochę szła. Jak ja ją dogoniłem i wyprzedziłem to ona zrywała się do biegu i mnie wyprzedzała i znowu szła. Ja ją doganiałem i wyprzedzałem to ona znowu zrywała się do biegu i znowu mnie wyprzedzała. Dopiero w centrum Torunia w okolicach rynku udało mi się ją definitywnie zgubić, kiedy trochę przyspieszyłem. W tak zwanym międzyczasie wyprzedziłem jakiegoś starszego pana, w okolicach rynku w Toruniu udało mi się łyknąć kolejnych 2 biegaczy i im dalej tym więcej osób "puchło" i udawało mi się je dogonić i wyprzedzić. Nawet na finiszu przed samą metą udało mi się jeszcze wyprzedzić jakiegoś gostka, który już nie miał siły na zryw na finiszu i tylko patrzył jak go wyprzedzam. Czasy są śmieszne (jak popatrzy na nie ktoś kto biega), ale dziś zrobiłem swoją życiówkę zarówno jeśli chodzi o dystans jak i czas biegu.
Teraz wieczorem nie mogę chodzić (tak bolą mnie kolana), ale było warto :-)
Kilka słów o imprezie:
To moja pierwsza impreza biegowa, ale wg mnie świetnie zorganizowana. Pakiety startowe naprawdę wypasione: była i koszulka i batony i żele energetyczne i kubek i jakieś kupony rabatowe. Trasa dobrze oznaczona i dobrze pilnowana. Jak dla mnie- BOMBA.
P.s. może nie pierwsza impreza biegowa, bo brałem udział w "Gdańsk biega", ale tamto się nie liczy, bo nie było pomiaru czasu, rankingu,wyników, itp.
Pomimo ostatnich problemów z nogami udało mi się przebiec całe 10 km (ani przez chwilę nie szedłem) i nie byłem ostatni :-)
To były moje 2 cele i oba zrealizowane :-)
Kilka słów o starcie:
Na starcie imprezy pukałem się w czoło, co ja tu robię, przecież w związku z moimi ostatnimi problemami wogóle nie dam rady, zejdę z trasy po 1 km i wogóle będzie wstyd i hańba. Ale cóż pakiet zapłacony, trzeba spróbować.
Ustawiłem się w ostatniej strefie prawie na samym końcu i ..... startujemy.
Na samym początku zaraz po starcie wszyscy mnie wyprzedzili i przez pierwsze 2,5 km biegłem ostatni- za mną jechała już tylko karetka. Ale powolutku, na 3-im kilometrze zacząłem doganiać jakąś dziewczynę która trochę biegła trochę szła. Jak ja ją dogoniłem i wyprzedziłem to ona zrywała się do biegu i mnie wyprzedzała i znowu szła. Ja ją doganiałem i wyprzedzałem to ona znowu zrywała się do biegu i znowu mnie wyprzedzała. Dopiero w centrum Torunia w okolicach rynku udało mi się ją definitywnie zgubić, kiedy trochę przyspieszyłem. W tak zwanym międzyczasie wyprzedziłem jakiegoś starszego pana, w okolicach rynku w Toruniu udało mi się łyknąć kolejnych 2 biegaczy i im dalej tym więcej osób "puchło" i udawało mi się je dogonić i wyprzedzić. Nawet na finiszu przed samą metą udało mi się jeszcze wyprzedzić jakiegoś gostka, który już nie miał siły na zryw na finiszu i tylko patrzył jak go wyprzedzam. Czasy są śmieszne (jak popatrzy na nie ktoś kto biega), ale dziś zrobiłem swoją życiówkę zarówno jeśli chodzi o dystans jak i czas biegu.
Teraz wieczorem nie mogę chodzić (tak bolą mnie kolana), ale było warto :-)
Kilka słów o imprezie:
To moja pierwsza impreza biegowa, ale wg mnie świetnie zorganizowana. Pakiety startowe naprawdę wypasione: była i koszulka i batony i żele energetyczne i kubek i jakieś kupony rabatowe. Trasa dobrze oznaczona i dobrze pilnowana. Jak dla mnie- BOMBA.
P.s. może nie pierwsza impreza biegowa, bo brałem udział w "Gdańsk biega", ale tamto się nie liczy, bo nie było pomiaru czasu, rankingu,wyników, itp.
Bieganie 2km- straszna lipa
Piątek, 17 kwietnia 2015 | dodano:19.04.2015
Km: | 0.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: |
Dziś straszna lipa. Po wtorkowych przebojach już mnie właściwie nic nie bolało, więc postanowiłem spróbować pobiegać.
No i wyszła lipa: po przebiegnęciu 1km z małym hakiem mięsień w nodze znowu zaczął sztywnieć i boleć i musiałem zawrócić do domu. Dystans po prostu śmieszny- 2 km i do tego część praktycznie idąc.
No i wyszła lipa: po przebiegnęciu 1km z małym hakiem mięsień w nodze znowu zaczął sztywnieć i boleć i musiałem zawrócić do domu. Dystans po prostu śmieszny- 2 km i do tego część praktycznie idąc.
Bieganie-ok.5 km-straszna porażka
Wtorek, 14 kwietnia 2015 | dodano:14.04.2015
Km: | 0.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: |
Miał być dziś fajny trening, bo nadarzyła sie okazja pobiegać w lesie. Pogoda fajna, bo chłodno i do tego lekki deszcz- super- tak jak lubię. Miał być dystans między 8 a 9 km. I to wszystko MIAŁO BYĆ a wyszło G totalne.
Zaczęło się dobrze. Dobrze mi się biegło, tylko jakoś tak po kilometrze zaczęła mnie boleć noga w okolicach łydki ale z przodu.
Myślałem że się rozkręcę więc zignorowałem to i biegłem dalej. Niestety noga bolała coraz mocniej i po ok. 4 km zatrzymałem się żeby ją rozmasować. Jak dotknąłem nogi, to aż się przestraszyłem: wrażenie w nodze miałem takie jakby skóra pod wpływem dotyku miała zaraz pęknąć i strasznie bolało od samego dotyku ręką.
Stwierdziłem że sorki, ale dalej nie biegnę bo sobie tylko krzywdę mogę zrobić.
Kawałek przeszedłem spacerem i próbowałem znowu pobiec, ale sytuacja się natychmiast powtórzyła. Przerwałem więc zapis GPS i poszedłem spacerem z powrotem. Przeszedłem ponad 2 km i zaczęło mi się robić zimno, tym bardziej że wyszedłem z lasu na otwartą przestrzeń a tam trochę pizgało. Jakiś 1 km przed końcem pobiegłem znowu (już bez GPS) i biegło się nieźle- noga już nie dokuczała. W sumie przebiegłem dziś niewiele ponad 5 km i jestem zły, bo nie udało się zrealizować zamierzeń. Oby tylko takie coś nie zdarzyło się w niedzielę na biegu w Toruniu, bo to już byłaby klęska totalna.
Zaczęło się dobrze. Dobrze mi się biegło, tylko jakoś tak po kilometrze zaczęła mnie boleć noga w okolicach łydki ale z przodu.
Myślałem że się rozkręcę więc zignorowałem to i biegłem dalej. Niestety noga bolała coraz mocniej i po ok. 4 km zatrzymałem się żeby ją rozmasować. Jak dotknąłem nogi, to aż się przestraszyłem: wrażenie w nodze miałem takie jakby skóra pod wpływem dotyku miała zaraz pęknąć i strasznie bolało od samego dotyku ręką.
Stwierdziłem że sorki, ale dalej nie biegnę bo sobie tylko krzywdę mogę zrobić.
Kawałek przeszedłem spacerem i próbowałem znowu pobiec, ale sytuacja się natychmiast powtórzyła. Przerwałem więc zapis GPS i poszedłem spacerem z powrotem. Przeszedłem ponad 2 km i zaczęło mi się robić zimno, tym bardziej że wyszedłem z lasu na otwartą przestrzeń a tam trochę pizgało. Jakiś 1 km przed końcem pobiegłem znowu (już bez GPS) i biegło się nieźle- noga już nie dokuczała. W sumie przebiegłem dziś niewiele ponad 5 km i jestem zły, bo nie udało się zrealizować zamierzeń. Oby tylko takie coś nie zdarzyło się w niedzielę na biegu w Toruniu, bo to już byłaby klęska totalna.
Bieganie- 8,2 km
Sobota, 11 kwietnia 2015 | dodano:12.04.2015
Km: | 0.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | Temperatura: | 20.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: |
Dziś udało się w końcu skorzystać z bajerów Endomondo, więc wyniki pod przyciskiem.
Dziś biegło się ciężkawo, z uwagi na upał, ale trasę udało się wydłużyć dość znacznie.
Jak tak dalej pójdzie, to jest szansa, że jakoś przetruchtam te 10 km za tydzień w Toruniu.
Dziś biegło się ciężkawo, z uwagi na upał, ale trasę udało się wydłużyć dość znacznie.
Jak tak dalej pójdzie, to jest szansa, że jakoś przetruchtam te 10 km za tydzień w Toruniu.
Bieganie- 6,5 km
Czwartek, 9 kwietnia 2015 | dodano:09.04.2015
Km: | 0.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | Temperatura: | 14.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: |
Dziś znowu bieganie. Ponieważ ciężko się biega z pełnym brzuchem, więc dziś wariant: bieg na głodniaka- przed obiadokolacją.
Całkiem nieźle się biegło. Dystans ok. 6,5 km.
Dziś bardzo ciepło, ok. 14 stopni- biegłem na krótkim rękawku i było mi aż za ciepło.
Dziś po raz pierwszy chciałem pobiegać z GPS'em, oznaczeniem trasy, czasem, itp. bajerami.
Założyłem sobie nawet konto na tej endomendzie, ściągnąłem apkę na fona i cały zadowolony chciałem dziś użyć.
I co? I co? I gónwo!! Przez 5 minut przed wyjściem próbowałem ją odpalić, restartowałem nawet telefon i nic z tego- za każym odpaleniem witał mnie czarny ekran i nic się nie działo. Odpuściłem i pobiegłem bez mierzenia i bajerów.
Oczywiście, żeby było śmiesznie, po powrocie do domu, kiedy już zupełnie nie była mi potrzebna- odpaliła się bez problemu.
Podejmę może jeszcze jedną próbę użycia tego gónwa a jak nie zadziała, to .... bye,bye.
Całkiem nieźle się biegło. Dystans ok. 6,5 km.
Dziś bardzo ciepło, ok. 14 stopni- biegłem na krótkim rękawku i było mi aż za ciepło.
Dziś po raz pierwszy chciałem pobiegać z GPS'em, oznaczeniem trasy, czasem, itp. bajerami.
Założyłem sobie nawet konto na tej endomendzie, ściągnąłem apkę na fona i cały zadowolony chciałem dziś użyć.
I co? I co? I gónwo!! Przez 5 minut przed wyjściem próbowałem ją odpalić, restartowałem nawet telefon i nic z tego- za każym odpaleniem witał mnie czarny ekran i nic się nie działo. Odpuściłem i pobiegłem bez mierzenia i bajerów.
Oczywiście, żeby było śmiesznie, po powrocie do domu, kiedy już zupełnie nie była mi potrzebna- odpaliła się bez problemu.
Podejmę może jeszcze jedną próbę użycia tego gónwa a jak nie zadziała, to .... bye,bye.
Bieganie- 5km
Wtorek, 7 kwietnia 2015 | dodano:07.04.2015
Km: | 0.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: |
Zgodnie z harmonogramem dziś znowu bieganie.
Niestety biegło się ciężko, bo 1,5 godziny po sutym obiedzie to za szybko. Nie chciałem jednak biegać po ciemku, więc nie czekałem dłużej. Pogoda do biegania idealna, lekka mżawka, trochę wiatru, błota w sam raz- poza ciężkim brzuchem biegło sie nieźle.
Dziś wydłużyłem dystans do ok. 5 km i całkiem gładko poszło a przed końcem nawet zrobiłem sobie mały finisz- jak na moje mizerne możliwości oczywiście.
Najważniejsze, że mięśnie już przyzwyczaiły się do wysiłu i już nie bolą.
Niestety biegło się ciężko, bo 1,5 godziny po sutym obiedzie to za szybko. Nie chciałem jednak biegać po ciemku, więc nie czekałem dłużej. Pogoda do biegania idealna, lekka mżawka, trochę wiatru, błota w sam raz- poza ciężkim brzuchem biegło sie nieźle.
Dziś wydłużyłem dystans do ok. 5 km i całkiem gładko poszło a przed końcem nawet zrobiłem sobie mały finisz- jak na moje mizerne możliwości oczywiście.
Najważniejsze, że mięśnie już przyzwyczaiły się do wysiłu i już nie bolą.