Wpisy archiwalne w miesiącu
Sierpień, 2014
Dystans całkowity: | 653.95 km (w terenie 18.00 km; 2.75%) |
Czas w ruchu: | 29:14 |
Średnia prędkość: | 22.37 km/h |
Maksymalna prędkość: | 48.68 km/h |
Liczba aktywności: | 10 |
Średnio na aktywność: | 65.40 km i 2h 55m |
Więcej statystyk |
dpd- ciężka walka
Piątek, 29 sierpnia 2014 | dodano:29.08.2014Kategoria do pracy
Km: | 57.38 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:36 | km/h: | 22.07 |
Pr. maks.: | 44.23 | Temperatura: | 10.5 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Pracuś Doskonały |
Dziś rano stoczyłem ciężką walkę ze swoim leniem, który przekonywał mnie, żebym nie jechał do pracy rowerem ale samochodem. Na szczęście wygrał rower :-)
Niestety przez tą walkę, rano nie było już czasu na rundkę do Brzeźna ani do Sopotu.
Powrót: rundka do ronda w Brzeźnie i standardowo do domu.
Dziś jechałem w obie strony tempem raczej rekreacyjnym, bo nie chciało mi się cisnąć.
dpd
Czwartek, 28 sierpnia 2014 | dodano:28.08.2014Kategoria do pracy
Km: | 70.44 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:04 | km/h: | 22.97 |
Pr. maks.: | 42.53 | Temperatura: | 10.8 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Pracuś Doskonały |
Dobrze mi się dziś jechało, więc w obie strony rundka do ronda w Brzeźnie + rundka do molo w Sopocie.
Rano: temp. ok. 10,8. Założyłem rękawki, nogawki i cienki ortalion, bez czapki. Jechało się bardzo dobrze, w którymś momencie rozpiąłem tylko ortalion, bo zrobiło mi się troszkę za ciepło.
Powrót: ciepło było, więc w pełnej opcji na krótko. Dobrze się jechało, choć wiatr dość solidnie przeszkadzał momentami.
Rano: temp. ok. 10,8. Założyłem rękawki, nogawki i cienki ortalion, bez czapki. Jechało się bardzo dobrze, w którymś momencie rozpiąłem tylko ortalion, bo zrobiło mi się troszkę za ciepło.
Powrót: ciepło było, więc w pełnej opcji na krótko. Dobrze się jechało, choć wiatr dość solidnie przeszkadzał momentami.
dpd (chłodno)
Poniedziałek, 25 sierpnia 2014 | dodano:25.08.2014Kategoria do pracy
Km: | 64.96 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:55 | km/h: | 22.27 |
Pr. maks.: | 42.94 | Temperatura: | 9.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Pracuś Doskonały |
Dziś rano było u mnie tylko +9 stopni, więc założyłem nogawki, rękawki i jeszcze cienki ortalion. Jak wyruszyłem z domu, to jeszcze wyciągnąłem z plecakia i założyłem czapkę. Trochę za ciepło zrobiło mi się dopiero jak zjechałem do Oliwy.
Przed pracą był czas, więc rundka do molo w Brzeźnie, następnie rundka do molo w Sopocie i dopiero do pracy.
Powrót: wracałem na krótkim rękawku i krótkich nogawkach ale nie było mi jakoś specjalnie ciepło. Temperatura była poniżej 17 stopni, do tego jeszcze mocny wiatr. Momentami nawet trochę podmarzałem.
Przed pracą był czas, więc rundka do molo w Brzeźnie, następnie rundka do molo w Sopocie i dopiero do pracy.
Powrót: wracałem na krótkim rękawku i krótkich nogawkach ale nie było mi jakoś specjalnie ciepło. Temperatura była poniżej 17 stopni, do tego jeszcze mocny wiatr. Momentami nawet trochę podmarzałem.
dpd-jak nie urok, to .......
Środa, 13 sierpnia 2014 | dodano:13.08.2014Kategoria do pracy
Km: | 71.51 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:07 | km/h: | 22.94 |
Pr. maks.: | 41.34 | Temperatura: | 12.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Pracuś Doskonały |
......wiadomo co :-(
Jak nogi podawały, to rower nie chciał jechać. Jak z kolei rower chciał jechać, to nogi nie podawały :-(
Dziś strasznie zamulałem, szczególnie rano.
Z pozytywów: wczoraj zabrałem się za "regenerację" środkowej tarczy mechanizmu korbowego- pilnik i jechane :-) Po godzince miałem pogłębione wszystkie zęby. Założyłem też nową tarczę na blat, regenerowaną zostawiam na ten moment, kiedy napęd już będzie trochę zjeżdżony.
Dziś rower jechał jak marzenie :-) Środkowa, "regenerowana" tarcza działa jak nówka. I tym sposobem 5 dyszek w kieszeni.
Rano: chłodno było, ledwo 12 stopni a w lesie to nie wiem czy 10 było. Całą drogę jechałem ubrany w cienki ortalion, początkowo nawet zapięty, i wcale nie było mi za ciepło. Dopiero w Oliwie zrobiło mi się troszkę za ciepło i rozpiąłem ortalion, ale go nie zdejmowałem.
Trasa poranna standardowa, z rundką do ronda w Brzeźnie. Jak już wspomniałem- strasznie zamulałem.
Powrót: w porównaniu z porankiem- upał. Było ok. 25-26 stopni. Po pracy rundka do ronda w Brzeźnie, powrót standardowo przez Dolinę Radości, z tym że nie pojechałem Węglową, ale Kleszą do Matarni (pierwotnie chciałem zjechać do Matemblewa i podjechać do Matarni, ale nie czułem się na siłach). Z Matarni do lotniska, po płytach do Meteorytowe, rundka honorowa po Osowej, Barniewice, Rębiechowo i z małą nakładką przez centrum Banina do domu. W drodze powrotnej jechało mi się dużo lepiej niż rano, ale i tak cieniowałem.
Jak nogi podawały, to rower nie chciał jechać. Jak z kolei rower chciał jechać, to nogi nie podawały :-(
Dziś strasznie zamulałem, szczególnie rano.
Z pozytywów: wczoraj zabrałem się za "regenerację" środkowej tarczy mechanizmu korbowego- pilnik i jechane :-) Po godzince miałem pogłębione wszystkie zęby. Założyłem też nową tarczę na blat, regenerowaną zostawiam na ten moment, kiedy napęd już będzie trochę zjeżdżony.
Dziś rower jechał jak marzenie :-) Środkowa, "regenerowana" tarcza działa jak nówka. I tym sposobem 5 dyszek w kieszeni.
Rano: chłodno było, ledwo 12 stopni a w lesie to nie wiem czy 10 było. Całą drogę jechałem ubrany w cienki ortalion, początkowo nawet zapięty, i wcale nie było mi za ciepło. Dopiero w Oliwie zrobiło mi się troszkę za ciepło i rozpiąłem ortalion, ale go nie zdejmowałem.
Trasa poranna standardowa, z rundką do ronda w Brzeźnie. Jak już wspomniałem- strasznie zamulałem.
Powrót: w porównaniu z porankiem- upał. Było ok. 25-26 stopni. Po pracy rundka do ronda w Brzeźnie, powrót standardowo przez Dolinę Radości, z tym że nie pojechałem Węglową, ale Kleszą do Matarni (pierwotnie chciałem zjechać do Matemblewa i podjechać do Matarni, ale nie czułem się na siłach). Z Matarni do lotniska, po płytach do Meteorytowe, rundka honorowa po Osowej, Barniewice, Rębiechowo i z małą nakładką przez centrum Banina do domu. W drodze powrotnej jechało mi się dużo lepiej niż rano, ale i tak cieniowałem.
dpd-po remoncie
Poniedziałek, 11 sierpnia 2014 | dodano:11.08.2014Kategoria do pracy
Km: | 62.80 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:43 | km/h: | 23.12 |
Pr. maks.: | 46.91 | Temperatura: | 19.8 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Pracuś Doskonały |
Dziś pierwszy dzień po remoncie napędu. Wymieniony wolnobieg, łańcuch (wyrzucony komplet dał radę 7300 km), tylna przerzutka (wyrzucona dała radę 15900 km), blat (wyrzucony dał radę 9400 km). Wszystko razem i każdy z osobna, całkiem niezły wynik. Blat wymieniłem na "regenerowany" własnoręcznie- czyli po prostu w zużytym blacie popiłowałem pilnikiem, żeby pogłębić zęby. Sprawuje się bez zarzutu :-). Planuję jednak założyć nowy blat a ten zachować na moment, kiedy napęd będzie już trochę zjeżdżony.
Niestety podczas remontu nie wymieniłem środkowej tarczy mechanizmu korbowego (bo sprawowała się bez zarzutu na starym napędzie) i dziś boleśnie przekonałem się, że to był błąd :-( Dojeżdżając do skrzyżowania zrzuciłem sobie na środkową tarczę, żebym mógł ostro i szybko ruszyć i w momencie kiedy stanąłem na pedałach, łańcuch wyskoczył z tarczy a ja po prostu zleciałem na sam dół. Efekt: prawie wywinąłem orła przez kierownicę, walnąłem się kierownicą w brzuch i naciągnąłem sobie coś boleśnie w kostce.
Najciężej było w drodze powrotnej na podjazdach, kiedy na blacie było za ciężko a na środkowej nie dało się jechać, bo łańcuch się nie trzymał.
Rano: temperatura ok. 20 stopni, jechało się bardzo dobrze. Po 3 dniach przerwy nogi niosły same. Przed pracą jeszcze rundka do ronda w Brzeźnie.
Powrót: chwilę przed wyjściem była całkiem spora ulewa, więc powrót slalomem między kałużami i błoto, ale na szczęście deszcz mnie po drodze nie złapał. Przez walkę z tarczą nie było za fajnie, ale jakoś się doturlałem.
Niestety podczas remontu nie wymieniłem środkowej tarczy mechanizmu korbowego (bo sprawowała się bez zarzutu na starym napędzie) i dziś boleśnie przekonałem się, że to był błąd :-( Dojeżdżając do skrzyżowania zrzuciłem sobie na środkową tarczę, żebym mógł ostro i szybko ruszyć i w momencie kiedy stanąłem na pedałach, łańcuch wyskoczył z tarczy a ja po prostu zleciałem na sam dół. Efekt: prawie wywinąłem orła przez kierownicę, walnąłem się kierownicą w brzuch i naciągnąłem sobie coś boleśnie w kostce.
Najciężej było w drodze powrotnej na podjazdach, kiedy na blacie było za ciężko a na środkowej nie dało się jechać, bo łańcuch się nie trzymał.
Rano: temperatura ok. 20 stopni, jechało się bardzo dobrze. Po 3 dniach przerwy nogi niosły same. Przed pracą jeszcze rundka do ronda w Brzeźnie.
Powrót: chwilę przed wyjściem była całkiem spora ulewa, więc powrót slalomem między kałużami i błoto, ale na szczęście deszcz mnie po drodze nie złapał. Przez walkę z tarczą nie było za fajnie, ale jakoś się doturlałem.
dpd- bliskie spotkanie z ciężarówką
Czwartek, 7 sierpnia 2014 | dodano:07.08.2014Kategoria do pracy
Km: | 57.45 | Km teren: | 3.00 | Czas: | 02:34 | km/h: | 22.38 |
Pr. maks.: | 44.23 | Temperatura: | 15.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Pracuś Doskonały |
A wszystko z winy mojego zajeżdżonego napędu :-(
Na szczęście obyło się bez kontaktu fizycznego :-), ale to tylko zasługa kierowcy ciężarówki- dzięki mu za to.
A było to tak:
Jadąc rano do pracy, muszę przeciąć w Rębiechowie główną drogę, która jak to rano jest bardzo uczęszczana. Ponieważ mój napęd już od tygodnia zaczął przeskakiwać z tyłu (z powodu zużycia), to przed tego typu przejazdami redukuję zawsze biegi na te "bezpieczne" tarcze, które jeszcze nie przeskakują, żeby przejeżdżając mocno depnąć i szybko przeskoczyć na drugą stronę drogi. Tak też zrobiłem i tym razem dojeżdżając do skrzyżowania. Dojeżdżam i patrzę że z jednej strony samochód jest daleko a z drugiej jedzie ciężarówka ale miejsca jest tyle że spokojnie przeskoczę.
Nacisnąłem więc ostro na pedały i w tym momencie usłyszałem głośne TRRRACH i czuję że kręcę nogami w powietrzu (bez oporów), równocześnie wtaczając się powolutku na środek asfaltu, prosto przed nadjeżdżającą ciężarówkę :-( UPSSSS !!!
I nie ma już czasu na nic, ani na odepchnięcie się nogą od asfaltu żeby przyspieszyć, ani na hamowanie (bo jestem już na środku). Ciężarówka coraz bliżej, ja kręcę nogami w powierzu jak wariat i przesuwam się majestatycznie w poprzek drogi z prędkością żółwia prawie.
Na moje szczęście kierowca ciężarówki zorientował się co jest grane i zahamował (praktycznie prawie się zatrzymał tuż przede mną) a ja w tym czasie majestatycznie sturlałem się na pobocze. Dziękuję kierowcy tej ciężarówki, bo gdyby nie jego refleks to mogłoby się to skończyć inaczej.
Co się okazało: blat z przodu już również tak się zjechał, że łańcuch zaczął i na blacie przelatywać po zębach. W momencie kiedy nacisnąłem ostro na pedały łańcuch wyskoczył z zębów i po prostu spadł- stąd moje kręcenie w powietrzu bez oporów.
A jeszcze żeby było ciekawiej, jak tylko sturlałem się na pobocze, to natychmiast wskoczył na powrót na blat i natychmiast mogłem dalej jechać, nawet bez zatrzymania się. A jeszcze wczoraj na blacie nie przeskakiwało :-(
Nie była to dziś zresztą jedyna przygoda. A rano tak mi się nie chciało jechać rowerem, takiego miałem lenia, że miałem ochotę pojechać samochodem. Może to był jakiś znak?
Druga przygoda wydarzyła się już w parku w Jelitkowie. Jechałem sobie spokojnie ok. 30-32 km/h i doganiam kolesia jadącego przede mną. Zaczynam go wyprzedzać i jestem na wysokości jego tylnego koła a w tym momencie ten, bez zasygnalizowania ręką, bez obejrzenia się przez ramię zaczyna skręcać w lewo !!!!! WTF???!!! Na szczęście w tym momencie koleś mnie zauważył, bo w końcu przejeżdżałem już przed jego twarzą, i zahamował a ja odbiłem lekko w lewo (tyle ile można było) i udało mi się go minąć. Było jednak chyba na milimetry. Dobrze że chociaż kolo się zreflektował i krzyknął "przepraszam".
Kilka suchych faktów:
Rano: temp. ok. 15 stopni, rześko się jechało. Do pracy standardowo i bez rundki do ronda w Brzeźnie, bo nie było czasu. Dwie przygody jak wyżej.
Powrót: rundka do ronda w Brzeźnie i standardowy powrót przez Dolinę Radości, Węglową, Osowę, Barniewice i przez las do Banina.
Muszę sobie chyba odpuścić jeżdżenie przez las, bo miejscami (po ostatnich deszczach) tak naniosło piachu że prawie niemożliwie przejechać tak się koła zakopują. Powrót już bez przygód.
Na szczęście obyło się bez kontaktu fizycznego :-), ale to tylko zasługa kierowcy ciężarówki- dzięki mu za to.
A było to tak:
Jadąc rano do pracy, muszę przeciąć w Rębiechowie główną drogę, która jak to rano jest bardzo uczęszczana. Ponieważ mój napęd już od tygodnia zaczął przeskakiwać z tyłu (z powodu zużycia), to przed tego typu przejazdami redukuję zawsze biegi na te "bezpieczne" tarcze, które jeszcze nie przeskakują, żeby przejeżdżając mocno depnąć i szybko przeskoczyć na drugą stronę drogi. Tak też zrobiłem i tym razem dojeżdżając do skrzyżowania. Dojeżdżam i patrzę że z jednej strony samochód jest daleko a z drugiej jedzie ciężarówka ale miejsca jest tyle że spokojnie przeskoczę.
Nacisnąłem więc ostro na pedały i w tym momencie usłyszałem głośne TRRRACH i czuję że kręcę nogami w powietrzu (bez oporów), równocześnie wtaczając się powolutku na środek asfaltu, prosto przed nadjeżdżającą ciężarówkę :-( UPSSSS !!!
I nie ma już czasu na nic, ani na odepchnięcie się nogą od asfaltu żeby przyspieszyć, ani na hamowanie (bo jestem już na środku). Ciężarówka coraz bliżej, ja kręcę nogami w powierzu jak wariat i przesuwam się majestatycznie w poprzek drogi z prędkością żółwia prawie.
Na moje szczęście kierowca ciężarówki zorientował się co jest grane i zahamował (praktycznie prawie się zatrzymał tuż przede mną) a ja w tym czasie majestatycznie sturlałem się na pobocze. Dziękuję kierowcy tej ciężarówki, bo gdyby nie jego refleks to mogłoby się to skończyć inaczej.
Co się okazało: blat z przodu już również tak się zjechał, że łańcuch zaczął i na blacie przelatywać po zębach. W momencie kiedy nacisnąłem ostro na pedały łańcuch wyskoczył z zębów i po prostu spadł- stąd moje kręcenie w powietrzu bez oporów.
A jeszcze żeby było ciekawiej, jak tylko sturlałem się na pobocze, to natychmiast wskoczył na powrót na blat i natychmiast mogłem dalej jechać, nawet bez zatrzymania się. A jeszcze wczoraj na blacie nie przeskakiwało :-(
Nie była to dziś zresztą jedyna przygoda. A rano tak mi się nie chciało jechać rowerem, takiego miałem lenia, że miałem ochotę pojechać samochodem. Może to był jakiś znak?
Druga przygoda wydarzyła się już w parku w Jelitkowie. Jechałem sobie spokojnie ok. 30-32 km/h i doganiam kolesia jadącego przede mną. Zaczynam go wyprzedzać i jestem na wysokości jego tylnego koła a w tym momencie ten, bez zasygnalizowania ręką, bez obejrzenia się przez ramię zaczyna skręcać w lewo !!!!! WTF???!!! Na szczęście w tym momencie koleś mnie zauważył, bo w końcu przejeżdżałem już przed jego twarzą, i zahamował a ja odbiłem lekko w lewo (tyle ile można było) i udało mi się go minąć. Było jednak chyba na milimetry. Dobrze że chociaż kolo się zreflektował i krzyknął "przepraszam".
Kilka suchych faktów:
Rano: temp. ok. 15 stopni, rześko się jechało. Do pracy standardowo i bez rundki do ronda w Brzeźnie, bo nie było czasu. Dwie przygody jak wyżej.
Powrót: rundka do ronda w Brzeźnie i standardowy powrót przez Dolinę Radości, Węglową, Osowę, Barniewice i przez las do Banina.
Muszę sobie chyba odpuścić jeżdżenie przez las, bo miejscami (po ostatnich deszczach) tak naniosło piachu że prawie niemożliwie przejechać tak się koła zakopują. Powrót już bez przygód.
dpd (wielkimi krokami nadchodzi remont)
Środa, 6 sierpnia 2014 | dodano:06.08.2014Kategoria do pracy
Km: | 66.62 | Km teren: | 4.00 | Czas: | 03:07 | km/h: | 21.38 |
Pr. maks.: | 44.23 | Temperatura: | 16.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Pracuś Doskonały |
Rano: temp. ok. 16 stopni, pochmurno. Dobrze się jechało, trasa standardowa bez rundki do ronda w Brzeźnie- niestety zabałaganiłem z wstawaniem i nie było na to czasu.
Powrót: rundka do ronda w Brzeźnie i powrót przez Dolinę Radości, Kleszą, Matemblewo,podjazd do Matarni, dalej lotnisko i po płytach do Meteorytowej. Standardowa już prawie rundka honorowa przez Osowę i dalej przez Barniewice i las do Banina. W lesie kałuże trochę zeszły, ale jest jeszcze błoto.
Dziś tempem rekreacyjnym w obie strony- ani nie miałem siły ani mi się nie chciało cisnąć.
Niestety mój rower w najbliższym czasie będzie wymagał wymiany praktycznie wszystkiego, co związane z napędem i nie tylko.
Napęd po ponad 7 tys. km już zajeżdżony (przeskakuje masakrycznie już na kilku zębatkach, że momentami nie da się jechać), tylna przerzutka ma już chyba z 16 tys. km jak nie więcej (kółka już prawie przestały istnieć a ząbki na nich to już dawno zapomniałem jak wyglądały), suport chyba też już na ukończeniu, blat do wymiany, stery już tak sklepane że kierownica zatrzymuje się w środkowej pozycji, przednia przerzutka po 28 tys. km już powoli odmawia współpracy, itd. Części właściwie wszystkie mam, tylko ten czas :-( ...... skąd go wygospodarować?
Powrót: rundka do ronda w Brzeźnie i powrót przez Dolinę Radości, Kleszą, Matemblewo,podjazd do Matarni, dalej lotnisko i po płytach do Meteorytowej. Standardowa już prawie rundka honorowa przez Osowę i dalej przez Barniewice i las do Banina. W lesie kałuże trochę zeszły, ale jest jeszcze błoto.
Dziś tempem rekreacyjnym w obie strony- ani nie miałem siły ani mi się nie chciało cisnąć.
Niestety mój rower w najbliższym czasie będzie wymagał wymiany praktycznie wszystkiego, co związane z napędem i nie tylko.
Napęd po ponad 7 tys. km już zajeżdżony (przeskakuje masakrycznie już na kilku zębatkach, że momentami nie da się jechać), tylna przerzutka ma już chyba z 16 tys. km jak nie więcej (kółka już prawie przestały istnieć a ząbki na nich to już dawno zapomniałem jak wyglądały), suport chyba też już na ukończeniu, blat do wymiany, stery już tak sklepane że kierownica zatrzymuje się w środkowej pozycji, przednia przerzutka po 28 tys. km już powoli odmawia współpracy, itd. Części właściwie wszystkie mam, tylko ten czas :-( ...... skąd go wygospodarować?
dpd (błotny powrót)
Wtorek, 5 sierpnia 2014 | dodano:05.08.2014Kategoria do pracy
Km: | 62.26 | Km teren: | 3.00 | Czas: | 02:54 | km/h: | 21.47 |
Pr. maks.: | 46.49 | Temperatura: | 21.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Pracuś Doskonały |
Dziś powrót wyjątkowo błotny :-( po oberwaniu chmury, które było krótko przed planowanym wyjściem z pracy. Po powrocie do domu musiałem rower umyć wężem, bo napęd i cały rower był tak zapiaszczony i ubłocony, że aż nie mogłem na to patrzeć.
Rano: ok. 21 stopni, niebo zachmurzone, więc jechało się komfortowo. Standardowo do pracy z rundką do ronda w Brzeźnie.
Powrót: przed wyjściem wspomniane oberwanie chmury, więc trzeba było trochę odczekać aż się przetrze i woda z ulic trochę spłynie. Mimo to na nadmorskiej miejscami kałuże na całą szerokość ddr, że nie dało się objechać- trzeba było ciąć przez środek.
Po pracy znowu rundka do ronda w Brzeźnie w jeszcze padającym deszczu i powrót. Na skrzyżowaniu Pomorskiej i Chłopskiej nie działały po ulewie światła, trzeba było się przeciskać na siłę. Dalej standardowo Dolina Radości i Węglową do Osowej. Do Osowej nie było jeszcze źle, udało się przejechać w miarę sucho i nie ubłoconym. Masakra błotna zaczęła od ogródków w Owczarni przy obwo: droga rozmiękczona, błoto, kałuże- nie dało się przejechać bez ubłocenia się. W Osowej polna droga wzdłuż Wodnika (od Selgrosa) tak rozmiękczona po deszczu, że koła zapadały się w błoto, do tego kałuże- kolejna solidna porcja błota.
Rundka honorowa przez Osowę w miarę, choć wszędzie stała woda w kałużach.
Wyjazd z Osowej na Barniewice: tradycyjnie błotne jeziora przez całą szerokość drogi- nie da się ominąć, trzeba przejechać przez środek. Masakra jednak była dopiero w lesie pomiędzy Barniewicami a Baninem: kałuże błotne tak wielkie, że w jednej z nich zanurzył mi się do połowy but i nalało mi się wody do środka ...... bleeee :-( nie lubię. Musiałem pokonać kilka takich kałuż, do tego jak to na tej trasie piach, który przylepił się do wszystkiego. Napęd tak skrzeczał od piachu i błota, że żal było słuchać.
Za to w Baninie chyba ledwo co popadało. Kałuże symboliczne, drogi i chodniki już praktycznie suche- jakby ksiądz kropidłem skropił.
Ogólnie ciężko się jedzie po tych rozmiękczonych po deszczu polnych drogach, bo stawiają duży opór- chyba nawet ciężej się jedzie niż jak jest kopny piach.
Rano: ok. 21 stopni, niebo zachmurzone, więc jechało się komfortowo. Standardowo do pracy z rundką do ronda w Brzeźnie.
Powrót: przed wyjściem wspomniane oberwanie chmury, więc trzeba było trochę odczekać aż się przetrze i woda z ulic trochę spłynie. Mimo to na nadmorskiej miejscami kałuże na całą szerokość ddr, że nie dało się objechać- trzeba było ciąć przez środek.
Po pracy znowu rundka do ronda w Brzeźnie w jeszcze padającym deszczu i powrót. Na skrzyżowaniu Pomorskiej i Chłopskiej nie działały po ulewie światła, trzeba było się przeciskać na siłę. Dalej standardowo Dolina Radości i Węglową do Osowej. Do Osowej nie było jeszcze źle, udało się przejechać w miarę sucho i nie ubłoconym. Masakra błotna zaczęła od ogródków w Owczarni przy obwo: droga rozmiękczona, błoto, kałuże- nie dało się przejechać bez ubłocenia się. W Osowej polna droga wzdłuż Wodnika (od Selgrosa) tak rozmiękczona po deszczu, że koła zapadały się w błoto, do tego kałuże- kolejna solidna porcja błota.
Rundka honorowa przez Osowę w miarę, choć wszędzie stała woda w kałużach.
Wyjazd z Osowej na Barniewice: tradycyjnie błotne jeziora przez całą szerokość drogi- nie da się ominąć, trzeba przejechać przez środek. Masakra jednak była dopiero w lesie pomiędzy Barniewicami a Baninem: kałuże błotne tak wielkie, że w jednej z nich zanurzył mi się do połowy but i nalało mi się wody do środka ...... bleeee :-( nie lubię. Musiałem pokonać kilka takich kałuż, do tego jak to na tej trasie piach, który przylepił się do wszystkiego. Napęd tak skrzeczał od piachu i błota, że żal było słuchać.
Za to w Baninie chyba ledwo co popadało. Kałuże symboliczne, drogi i chodniki już praktycznie suche- jakby ksiądz kropidłem skropił.
Ogólnie ciężko się jedzie po tych rozmiękczonych po deszczu polnych drogach, bo stawiają duży opór- chyba nawet ciężej się jedzie niż jak jest kopny piach.
dpd (upalnie)
Poniedziałek, 4 sierpnia 2014 | dodano:04.08.2014Kategoria do pracy
Km: | 71.57 | Km teren: | 4.00 | Czas: | 03:10 | km/h: | 22.60 |
Pr. maks.: | 48.68 | Temperatura: | 21.3 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Pracuś Doskonały |
Upałów ciąg dalszy: rano jak wychodziłem już było ponad 21 stopni, ale na szczęście niebo było zachmurzone, więc jechało się całkiem przyjemnie. Za to powrót 32 stopnie, upał i pełna lampa. Dopiero jak dojeżdżałem do domu, to zaczęło się chmurzyć a po 19-tej była solidna burza i ulewa.
Rano: standardowo do pracy, z rundką do ronda w Brzeźnie. Rano wyszła całkiem niezła średnia: 25,3 km/h, niestety w popołudniowych upałach legła w gruzach :-(
Powrót: rundka do ronda w Brzeźnie i dalej standardowo do Doliny Radości, Kleszą do Słowaka, zjazd do Matemblewa, wczołganie się pod górę z Matemblewa do Matarni (dziś jakby lżej się wjeżdżało niż ostatnio), Słowaka do lotniska i przez Klukowo po płytach do Meteorytowej. Potem prawie już standardowa rundka honorowa przez Osowę i Barniewicką do Barniewic. Z Barniewic przez las do Banina. W lesie przez brak deszczu droga zrobiła się miejscami strasznie piaszczysta i ciężko się jedzie. Dobrze że wieczorem popadało, bo deszcz był konieczny.
Rano: standardowo do pracy, z rundką do ronda w Brzeźnie. Rano wyszła całkiem niezła średnia: 25,3 km/h, niestety w popołudniowych upałach legła w gruzach :-(
Powrót: rundka do ronda w Brzeźnie i dalej standardowo do Doliny Radości, Kleszą do Słowaka, zjazd do Matemblewa, wczołganie się pod górę z Matemblewa do Matarni (dziś jakby lżej się wjeżdżało niż ostatnio), Słowaka do lotniska i przez Klukowo po płytach do Meteorytowej. Potem prawie już standardowa rundka honorowa przez Osowę i Barniewicką do Barniewic. Z Barniewic przez las do Banina. W lesie przez brak deszczu droga zrobiła się miejscami strasznie piaszczysta i ciężko się jedzie. Dobrze że wieczorem popadało, bo deszcz był konieczny.
dpd- klątwa Czesława :-)
Piątek, 1 sierpnia 2014 | dodano:01.08.2014Kategoria do pracy
Km: | 68.96 | Km teren: | 4.00 | Czas: | 03:04 | km/h: | 22.49 |
Pr. maks.: | 44.49 | Temperatura: | 14.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Pracuś Doskonały |
Dziś śmiałem się, że wczorajsze zamulanie, to po prostu dopadła mnie "klątwa Czesława" :-) Zamiast pójść na spotkanie z Czesławem Langiem, wolałem pojeździć na rowerze i dlatego dopadła mnie słabość.
Dziś już jechało się całkiem nieźle, choć po całym tygodniu jeżdżenia czuję zakwasy- teraz weekend na odpoczynek.
Rano: idealna temperatura do jazdy. Jak wychodziłem było 14 stopni. Jechało się wyśmienicie i nawet był jeszcze czas, żeby śmignąć do ronda w Brzeźnie.
Powrót: temperatura sporo wyższa, ale na szczęście nie było wykańczającego upału. Powrót trasą prawie taką samą jak wczoraj, nie było za to podjazdu z Matemblewa do Matarni. Dobrze się jechało.
Dziś już jechało się całkiem nieźle, choć po całym tygodniu jeżdżenia czuję zakwasy- teraz weekend na odpoczynek.
Rano: idealna temperatura do jazdy. Jak wychodziłem było 14 stopni. Jechało się wyśmienicie i nawet był jeszcze czas, żeby śmignąć do ronda w Brzeźnie.
Powrót: temperatura sporo wyższa, ale na szczęście nie było wykańczającego upału. Powrót trasą prawie taką samą jak wczoraj, nie było za to podjazdu z Matemblewa do Matarni. Dobrze się jechało.