Wpisy archiwalne w miesiącu
Grudzień, 2012
Dystans całkowity: | 177.87 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 09:08 |
Średnia prędkość: | 19.47 km/h |
Maksymalna prędkość: | 50.59 km/h |
Liczba aktywności: | 5 |
Średnio na aktywność: | 35.57 km i 1h 49m |
Więcej statystyk |
dpd-ostatki całkiem do dupy :-(
Czwartek, 27 grudnia 2012 | dodano:31.12.2012
Km: | 51.18 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:50 | km/h: | 18.06 |
Pr. maks.: | 46.49 | Temperatura: | 2.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Pracuś Doskonały |
Ostatni tegoroczny wyjazd do pracy (po długiej przerwie) i niestety .... całkowicie do dupy. Wyleczyło mnie chyba na jakiś czas z roweru :-(
Rano: temp. na lekkim plusie, troszkę padało. Do pracy jechało się całkiem przyjemnie, pomijając oczywiście totalne lodowisko na łagodnym Reju. Lód polany wodą- najgorsza możliwa kombinacja :-( Pomimo kolców i naprawdę BAAAARDZO wolnej jazdy woziło mnie na wszystkie strony. Na szczęście udało się nie wyglebić, ale posrany byłem nieźle i żałowałem że nie pojechałem ostrym Rejem na którym były eleganckie czarne koleiny.
Powrót: to była już totalna porażka :-( jak tylko wyjechałem z pracy, po kilkuset metrach poczułem że mi miękko w tylnym kole :-( (to co lubię najbardziej-kapeć). Na piechotę wróciłem do pracy, żeby naprawić koło w cieple i w świetle. Musiałem się spieszyć, bo miałem jeszcze do załatwienia sprawę we Wrzeszczu. Nie szło łatwo, bo z nowego koła strasznie ciężko się zdejmuje opony ale jakoś tam uporałem się z tym. Niestety okazało się że rację miał ktoś kto mi kiedyś pisał, że może opaska na kole tnie mi dętki. Nowe koło, nowa dętka (stara opaska) i po raz kolejny dziura po wewnętrznej stronie dętki- od strony obręczy. Znakiem tego- dowód na potwierdzenie powyższej tezy. Najgorsze że naprawiałem koło ze świadomością że za długo nie pojadę zanim opaska znowu przetnie dętkę. Cała dalsza droga z duszą na ramieniu czy dojadę czy w ciemnościach i w deszczu nie będę musiał znowu naprawiać.
Po naprawie ledwo ledwo udało mi się zdążyć do Wrzeszcza załatwić sprawę. W drodze powrotnej nie zdecydowałem się jechać ani Węglową, ani Kościerską (choć to byłaby najkrótsza droga), bo pamiętałem lodowisko z Reja. Nie chciałem też jechać na Reja bo nie wiedziałem czy uda się dojechać (pamiętając o opasce tnącej), wybrałem więc wariant pośredni choć najmniej komfortowy- Spacerową :-(
Jazda pomiędzy śmigającymi blachosmrodami to nie jest niestety przyjemny wariant, szczególnie że trafiają się oczywiście wyprzedzający na żyletki :-(
Jakoś udało się dojechać w ten sposób do Osowy, ale pojawił się nowy problem- potworny, przeszywający ból kręgosłupa objawiający się przy pedałowaniu :-(
Żeby było jeszcze przyjemniej, to po wyjechaniu z Osowy w stronę Barniewic zaczął solidnie padać deszcz (wcześniej tylko kropił) i ujawnił się koszmarny wiatr na otwartym terenie (którego wcześniej nie czułem za mocno).
Dalsza jazda to był już koszmar :-( deszcz padał solidnie, wiatr prawie urywał łeb a kręgosłup dostarczał takiego bólu że nie wiedziałem czy dam radę dopedałować do domu czy zlegnę gdzieś w rowie. Nie wiem jak, ale jakoś doturlałem się do domu- natomiast roweru mam chyba do dziś dość. Na szczęście dętka wytrzymała dojazd do domu, ale już kilka minut po przyjeździe usłyszałem głośne SSSSSSSSSSS z garażu i koło stanęło na flaku :-(
Przy okazji, jeżeli ktoś dobrnął do końca moich wypocin:
Wszystkiego najlepszego w nowym roku 2013. Zdrowia i samych sukcesów na wszelkich możliwych obszarach. Niech nadchodzący rok będzie dla Was szczególnie udany rowerowo.
Rano: temp. na lekkim plusie, troszkę padało. Do pracy jechało się całkiem przyjemnie, pomijając oczywiście totalne lodowisko na łagodnym Reju. Lód polany wodą- najgorsza możliwa kombinacja :-( Pomimo kolców i naprawdę BAAAARDZO wolnej jazdy woziło mnie na wszystkie strony. Na szczęście udało się nie wyglebić, ale posrany byłem nieźle i żałowałem że nie pojechałem ostrym Rejem na którym były eleganckie czarne koleiny.
Powrót: to była już totalna porażka :-( jak tylko wyjechałem z pracy, po kilkuset metrach poczułem że mi miękko w tylnym kole :-( (to co lubię najbardziej-kapeć). Na piechotę wróciłem do pracy, żeby naprawić koło w cieple i w świetle. Musiałem się spieszyć, bo miałem jeszcze do załatwienia sprawę we Wrzeszczu. Nie szło łatwo, bo z nowego koła strasznie ciężko się zdejmuje opony ale jakoś tam uporałem się z tym. Niestety okazało się że rację miał ktoś kto mi kiedyś pisał, że może opaska na kole tnie mi dętki. Nowe koło, nowa dętka (stara opaska) i po raz kolejny dziura po wewnętrznej stronie dętki- od strony obręczy. Znakiem tego- dowód na potwierdzenie powyższej tezy. Najgorsze że naprawiałem koło ze świadomością że za długo nie pojadę zanim opaska znowu przetnie dętkę. Cała dalsza droga z duszą na ramieniu czy dojadę czy w ciemnościach i w deszczu nie będę musiał znowu naprawiać.
Po naprawie ledwo ledwo udało mi się zdążyć do Wrzeszcza załatwić sprawę. W drodze powrotnej nie zdecydowałem się jechać ani Węglową, ani Kościerską (choć to byłaby najkrótsza droga), bo pamiętałem lodowisko z Reja. Nie chciałem też jechać na Reja bo nie wiedziałem czy uda się dojechać (pamiętając o opasce tnącej), wybrałem więc wariant pośredni choć najmniej komfortowy- Spacerową :-(
Jazda pomiędzy śmigającymi blachosmrodami to nie jest niestety przyjemny wariant, szczególnie że trafiają się oczywiście wyprzedzający na żyletki :-(
Jakoś udało się dojechać w ten sposób do Osowy, ale pojawił się nowy problem- potworny, przeszywający ból kręgosłupa objawiający się przy pedałowaniu :-(
Żeby było jeszcze przyjemniej, to po wyjechaniu z Osowy w stronę Barniewic zaczął solidnie padać deszcz (wcześniej tylko kropił) i ujawnił się koszmarny wiatr na otwartym terenie (którego wcześniej nie czułem za mocno).
Dalsza jazda to był już koszmar :-( deszcz padał solidnie, wiatr prawie urywał łeb a kręgosłup dostarczał takiego bólu że nie wiedziałem czy dam radę dopedałować do domu czy zlegnę gdzieś w rowie. Nie wiem jak, ale jakoś doturlałem się do domu- natomiast roweru mam chyba do dziś dość. Na szczęście dętka wytrzymała dojazd do domu, ale już kilka minut po przyjeździe usłyszałem głośne SSSSSSSSSSS z garażu i koło stanęło na flaku :-(
Przy okazji, jeżeli ktoś dobrnął do końca moich wypocin:
Wszystkiego najlepszego w nowym roku 2013. Zdrowia i samych sukcesów na wszelkich możliwych obszarach. Niech nadchodzący rok będzie dla Was szczególnie udany rowerowo.
OpO-kolcem w niedowiarków ;-)
Poniedziałek, 10 grudnia 2012 | dodano:10.12.2012
Km: | 26.35 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:26 | km/h: | 18.38 |
Pr. maks.: | 50.59 | Temperatura: | -6.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Pracuś Doskonały |
No dziś to już chyba nie muszę przekonywać niedowiarków ;-) że jednak kolce są już potrzebne (w weekend dosypało kilka cm śniegu). Chociaż w zasadzie to akurat dziś dałoby się jechać bez kolców, bo to głównie śnieg jest a nie lód, a po śniegu na niekolcowanych jedzie się całkiem nieźle.
Rano: temp. -6 standardowo do pracy. Strasznie marzły mi ręce :-(
Powrót: praktycznie bez zmian, temp. trochę wyższa niż rano ale i tak minus. Na łagodnym Reju niby nie ma wiele śniegu, może kilka cm, ale jedzie się już odczuwalnie ciężej. Śnieg stawia spory opór, więc wjazd na górę ślimaczym tempem.
Poza tym wszystko standardowo.
Rano: temp. -6 standardowo do pracy. Strasznie marzły mi ręce :-(
Powrót: praktycznie bez zmian, temp. trochę wyższa niż rano ale i tak minus. Na łagodnym Reju niby nie ma wiele śniegu, może kilka cm, ale jedzie się już odczuwalnie ciężej. Śnieg stawia spory opór, więc wjazd na górę ślimaczym tempem.
Poza tym wszystko standardowo.
Kolce zakładać .... kto ma.
Czwartek, 6 grudnia 2012 | dodano:06.12.2012
Km: | 47.72 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:15 | km/h: | 21.21 |
Pr. maks.: | 37.48 | Temperatura: | -5.6 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Pracuś Doskonały |
Nie wiem jak w innych miastach- moja uwaga tyczy się 3City a szczególnie obrzeży.
Kto ma kolcowane opony a jeszcze ich nie założył, to czas ku temu najwyższy. Dziś jazda bez kolców to było proszenie się o kłopoty- szczególnie jak ktoś dojeżdża z obrzeży do centrum. Ja na szczęście kolce już mam od dłuższej chwili, więc jechało się pewnie- choć były miejsca gdzie i na kolcach łapałem lekki uślizg- oczywiście wszystko bezpiecznie.
Rano: mrozek już chwycił całkiem niezły, rano w mojej wiosce było -5,6 stopnia.
Ubrałem sie ciepełko, niestety ręce (to moja największa bolączka) jak zwykle boleśnie przemarzały :-( W Osowie leży cienka warstwa śniegu a na ddr to już lodośniegu, bo nikt ich ani nie odśnieżał ani nie posypywał.
Na łagodnym Reju sytuacja wygląda tak:
Te ciemniejsze miejsca na zdjęciu to bardziej lód niż śnieg.
Dalej było jeszcze więcej śniegu a potem więcej lodu, ale zdjęć więcej nie mam bo moja komórka nie chciała już ze mną więcej gadać i nie udało mi się zrobić więcej zdjęć. Poza wspomnianym wyżej bolesnym przemarzaniem rąk jechało się bardzo przyjemnie. Na mojej porannej trasie o dziwo spotkałem aż 4 rowerzystów- POZDROWER :-), pomimo tego że nie wiedzie przez specjalnie uczęszczane szlaki rowerowe.
Powrót: temperatura chyba coś koło -2 (początkowo, bo później było na pewno zimniej- na meteo.pg.gda.pl odczuwalną podawali -7,8). Pokręciłem się chwilę nad morzem. O dziwo nad morzem pomimo mrozu sporo rowerzystek/rowerzystów- fajnie że naród mrozu się nie boi. Szkoda tylko, że ciągle spotyka się zbyt dużo ludzi jeżdżących bez oświetlenia.
W trakcie przejazdu Sopot-Brzeźno rondo, załapałem się nawet na kółko jakimś dwóm bikerom, którzy mnie wyprzedzili- Pozdrower. Odniosłem wrażenie, że bardzo chcieli mnie zgubić- jednak nie udało im się.
Od morza standardowo przez Reja do Osowy. Na Reja zmniejszyła się ilość lodu, choć miejscami trzyma się dobrze.
Pozdrowienia dla Pana lub Pani kierowcy, który z nieznanych mi przyczyn próbował/a przycisnąć mnie do bariery przy drodze na Spacerowej. Pokój z Tobą i nie rób tego więcej, bo możesz komuś krzywdę zrobić. Niestety zbyt często zdarza się spotkać jakiego "uprzejmego" kierowcę.
Kto ma kolcowane opony a jeszcze ich nie założył, to czas ku temu najwyższy. Dziś jazda bez kolców to było proszenie się o kłopoty- szczególnie jak ktoś dojeżdża z obrzeży do centrum. Ja na szczęście kolce już mam od dłuższej chwili, więc jechało się pewnie- choć były miejsca gdzie i na kolcach łapałem lekki uślizg- oczywiście wszystko bezpiecznie.
Rano: mrozek już chwycił całkiem niezły, rano w mojej wiosce było -5,6 stopnia.
Ubrałem sie ciepełko, niestety ręce (to moja największa bolączka) jak zwykle boleśnie przemarzały :-( W Osowie leży cienka warstwa śniegu a na ddr to już lodośniegu, bo nikt ich ani nie odśnieżał ani nie posypywał.
Na łagodnym Reju sytuacja wygląda tak:
rankiem na łagodnym Reju© marchos
Te ciemniejsze miejsca na zdjęciu to bardziej lód niż śnieg.
Dalej było jeszcze więcej śniegu a potem więcej lodu, ale zdjęć więcej nie mam bo moja komórka nie chciała już ze mną więcej gadać i nie udało mi się zrobić więcej zdjęć. Poza wspomnianym wyżej bolesnym przemarzaniem rąk jechało się bardzo przyjemnie. Na mojej porannej trasie o dziwo spotkałem aż 4 rowerzystów- POZDROWER :-), pomimo tego że nie wiedzie przez specjalnie uczęszczane szlaki rowerowe.
Powrót: temperatura chyba coś koło -2 (początkowo, bo później było na pewno zimniej- na meteo.pg.gda.pl odczuwalną podawali -7,8). Pokręciłem się chwilę nad morzem. O dziwo nad morzem pomimo mrozu sporo rowerzystek/rowerzystów- fajnie że naród mrozu się nie boi. Szkoda tylko, że ciągle spotyka się zbyt dużo ludzi jeżdżących bez oświetlenia.
W trakcie przejazdu Sopot-Brzeźno rondo, załapałem się nawet na kółko jakimś dwóm bikerom, którzy mnie wyprzedzili- Pozdrower. Odniosłem wrażenie, że bardzo chcieli mnie zgubić- jednak nie udało im się.
Od morza standardowo przez Reja do Osowy. Na Reja zmniejszyła się ilość lodu, choć miejscami trzyma się dobrze.
Pozdrowienia dla Pana lub Pani kierowcy, który z nieznanych mi przyczyn próbował/a przycisnąć mnie do bariery przy drodze na Spacerowej. Pokój z Tobą i nie rób tego więcej, bo możesz komuś krzywdę zrobić. Niestety zbyt często zdarza się spotkać jakiego "uprzejmego" kierowcę.
OpO- znowu na O-O :-) koniec katuszy
Środa, 5 grudnia 2012 | dodano:05.12.2012
Km: | 26.31 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:15 | km/h: | 21.05 |
Pr. maks.: | 39.14 | Temperatura: | 0.7 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Pracuś Doskonały |
Wczorajszy dzień przymusowej abstynencji od roweru był dla mnie prawdziwą katuszą. Szczególnie rano jak jechałem blachosmrodem do pracy i widziałem ludzi śmigających rowerami, to aż mnie ściskało :-(
W związku z tym wczoraj po pracy (pomimo zamkniętych już sklepów rowerowych) "wyciągnąłem spod ziemi" 2 nowe dętki do mojego Pracusia i wieczorem wymieniłem będącą moim utrapieniem dętkę w tylnym kole i dziś w pełni szczęśliwy pojechałem do pracy rowerem :-) Nawet lepiej .... udało mi się nawet wrócić tym rowerem z pracy i .... jeszcze lepiej ..... bez kapcia :-D Jak to mało człowiekowi czasem do szczęścia potrzeba :-) To chyba powinno się już leczyć :-D
Rano: u mnie na wsi termometr pokazywał +0,7 stopnia, ale jak startowałem w Osowie to w Osowie na pewno było poniżej zera, bo śnieg leżał na ddr i nie miał najmniejszego zamiaru się topić. Na łagodnym Reju leżała już miejscami cieniutka warstwa śniegu. Miejscami jest ujeżdzona więc pewnie bez kolców trzeba byłoby uważać- na szczęście mnie to nie dotyczy :-). Za to na dole, w Sopocie, raczej ponad zero, bo generalnie głównie mokro.
Powrót: temperaturowo podobnie jak rano. W Sopocie plus (mokro) a od połowy Reja i dalej (Osowa,Banino) minus. W ciągu dnia dopadało delikatnie białego puszku, więc na łagodnym Reju miejscami już całkiem biało i śnieg fajnie skrzypiał pod kołami. Dzięki temu widać sporo śladów opon rowerowych na Reja- znaczy się nie byłem jedyny :-) W Osowie ewidentnie poniżej zera, bo musiałem skrobać blachosmroda z zamarzniętego śniegu i lodu który padał w ciągu dnia, podtopił się a potem zamarzł. Najwięcej problemów sprawił mój nowy bagażnik rowerowy na dach, który świetnie sprawdza się w plusowych temperaturach, niestety trochę gorzej jak jest tak jak dziś. Będę musiał coś wymyślić (osłaniać go jakoś przed śniegiem czy coś), bo jak trochę mocniej popada i potem przymarznie to nie założę roweru. Wilgoć wchodzi pod tworzywowe elementy mocujące koło, potem zamarza i są jak przyspawane do belki. Dziś solidnie namęczyłem się, żeby to uruchomić- a przecież dzisiaj było tylko lekko przymarznięte. Jak będzie prawdziwy mróz i lód, to nie ruszę tego i będzie kłopocik.
W związku z tym wczoraj po pracy (pomimo zamkniętych już sklepów rowerowych) "wyciągnąłem spod ziemi" 2 nowe dętki do mojego Pracusia i wieczorem wymieniłem będącą moim utrapieniem dętkę w tylnym kole i dziś w pełni szczęśliwy pojechałem do pracy rowerem :-) Nawet lepiej .... udało mi się nawet wrócić tym rowerem z pracy i .... jeszcze lepiej ..... bez kapcia :-D Jak to mało człowiekowi czasem do szczęścia potrzeba :-) To chyba powinno się już leczyć :-D
Rano: u mnie na wsi termometr pokazywał +0,7 stopnia, ale jak startowałem w Osowie to w Osowie na pewno było poniżej zera, bo śnieg leżał na ddr i nie miał najmniejszego zamiaru się topić. Na łagodnym Reju leżała już miejscami cieniutka warstwa śniegu. Miejscami jest ujeżdzona więc pewnie bez kolców trzeba byłoby uważać- na szczęście mnie to nie dotyczy :-). Za to na dole, w Sopocie, raczej ponad zero, bo generalnie głównie mokro.
Powrót: temperaturowo podobnie jak rano. W Sopocie plus (mokro) a od połowy Reja i dalej (Osowa,Banino) minus. W ciągu dnia dopadało delikatnie białego puszku, więc na łagodnym Reju miejscami już całkiem biało i śnieg fajnie skrzypiał pod kołami. Dzięki temu widać sporo śladów opon rowerowych na Reja- znaczy się nie byłem jedyny :-) W Osowie ewidentnie poniżej zera, bo musiałem skrobać blachosmroda z zamarzniętego śniegu i lodu który padał w ciągu dnia, podtopił się a potem zamarzł. Najwięcej problemów sprawił mój nowy bagażnik rowerowy na dach, który świetnie sprawdza się w plusowych temperaturach, niestety trochę gorzej jak jest tak jak dziś. Będę musiał coś wymyślić (osłaniać go jakoś przed śniegiem czy coś), bo jak trochę mocniej popada i potem przymarznie to nie założę roweru. Wilgoć wchodzi pod tworzywowe elementy mocujące koło, potem zamarza i są jak przyspawane do belki. Dziś solidnie namęczyłem się, żeby to uruchomić- a przecież dzisiaj było tylko lekko przymarznięte. Jak będzie prawdziwy mróz i lód, to nie ruszę tego i będzie kłopocik.
MAM DOŚĆ !!! :-(
Poniedziałek, 3 grudnia 2012 | dodano:03.12.2012
Km: | 26.31 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:22 | km/h: | 19.25 |
Pr. maks.: | 38.13 | Temperatura: | -3.5 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Pracuś Doskonały |
Czyż te kapcie nie przestaną mnie prześladować? Mam już tego dość !!!
W sobotę rano zobaczyłem, że po piątkowym powrocie w tylnym kole jest kapeć. W niedzielę wieczorem więc zabrałem się za naprawę. Wybebeszyłem koło, wymieniłem samoprzylepną łatkę na normalną- bo to ta łatka właśnie raz puszczała, raz nie- raz schodziło, raz nie. Zadowolony zmontowałem koło, napompowałem i pojechałem dziś rano do pracy. Przy okazji niedzielnych napraw wymieniłem klocki w tylnym hamulcu, podregulowałem przedni i ..... w przednim kole (tym z najbardziej zjeżdżonymi kolcami) poprzekręcałem kolce o 180 stopni, żeby niezjeżdżona (ostra) strona kolców stykała się z asfaltem. Żmudna to była robótka (165 kolców), ale ciekaw jestem czy przyniesie jakiś pozytywny efekt na dłuższą metę.
Rano: temperatura -3,5 stopnia. Jechało się bardzo przyjemnie, bo zero błota- wszystko ładnie przymrożone. Ślisko też nie było, więc jechało się naprawdę miło.
Powrót: wsiadłem po pracy na rower wyjechałem z pracy (mrozek już był, bo wszystko było podmrożone), przejechałem może ze 2 kilosy i nagle czuję że z tyłu mam .... MIĘKKO :-( NIEEEEEEE!!! Dramat .... na tym mrozie będę teraz kleił dętkę. Wszystko byłoby pięknie, tylko za cholerę nie mogłem wyciągnąć opony z obręczy :-( Mam przecież łyżki a opona za nic nie chce wyleźć z obręczy: wsadzam jedną łyżkę, wyciągam oponę to już się tak naciąga, że nie mogę podłożyć pod rant opony drugiej łyżki. Jak wpycham 2 równocześnie i wyciągam oboma oponę równocześnie, to nie mogę wcisnąć pod rant trzeciej. Jak wpycham i wyciągam równocześnie wszystkie 3, to po wyciągnięciu środkowa wypada a opony za nic nie mogę dalej wyciągnąć. Nie wiem czy to pod wpływem zimna drut opony się skurczył, czy to to nowe koło ma taką felgę że opona nie ma gdzie się schować? Nie wiem ... dość że męczyłem się chyba ze 40 minut, żeby tylko wyciągnąć oponą z obręczy. W końcu jakoś pomagając sobie jeszcze kluczami i podważając rant opony na chama jakoś udało mi się wyciągnąć. Okazało się, że dętka ma pęknięcie wewnątrz (od strony felgi) i przez nie wyleciało powietrze a obok jest już drugie pęknięcie, które lada moment też by puściło. Zakleiłem więc oba pęknięcia. Dziwne, czy to guma juz sparszała ze starości? Dziwne, bo dętka wcale nie jest jakaś stara. Trzeba będzie kupić nową a tą wyrzucić, tylko nie wiem kiedy bo ciągle nie mam czasu. Po naprawie z trudem udało mi się oponę wepchać na miejsce do felgi. Napompowałem koło tylko tyle, żeby dało się jechać, bo nie chciałem ryzykować kolejnego pęknięcia. Zresztą z doświadczenia wiem, że łatki samoprzylepne po wewnętrznej stronie felgi lubią nie trzymać. Zmontowałem więc całość i praktycznie na pół flaku poturlałem się do Osowy.
Szczerze mam dość tych ciągłych ostatnio awarii a szczególnie kapci :-( Muszę kupić nowe dętki a do tego czasu przerwa w jeżdżeniu, bo mam już naprawdę DOŚĆ!!! Zresztą nie wiem czy po dzisiejszym dniu nie będę chory, bo podczas tej naprawy na mrozie tak przemarzłem, że po 3 godzinach w domu jeszcze mnie telepało :-(
W sobotę rano zobaczyłem, że po piątkowym powrocie w tylnym kole jest kapeć. W niedzielę wieczorem więc zabrałem się za naprawę. Wybebeszyłem koło, wymieniłem samoprzylepną łatkę na normalną- bo to ta łatka właśnie raz puszczała, raz nie- raz schodziło, raz nie. Zadowolony zmontowałem koło, napompowałem i pojechałem dziś rano do pracy. Przy okazji niedzielnych napraw wymieniłem klocki w tylnym hamulcu, podregulowałem przedni i ..... w przednim kole (tym z najbardziej zjeżdżonymi kolcami) poprzekręcałem kolce o 180 stopni, żeby niezjeżdżona (ostra) strona kolców stykała się z asfaltem. Żmudna to była robótka (165 kolców), ale ciekaw jestem czy przyniesie jakiś pozytywny efekt na dłuższą metę.
Rano: temperatura -3,5 stopnia. Jechało się bardzo przyjemnie, bo zero błota- wszystko ładnie przymrożone. Ślisko też nie było, więc jechało się naprawdę miło.
Powrót: wsiadłem po pracy na rower wyjechałem z pracy (mrozek już był, bo wszystko było podmrożone), przejechałem może ze 2 kilosy i nagle czuję że z tyłu mam .... MIĘKKO :-( NIEEEEEEE!!! Dramat .... na tym mrozie będę teraz kleił dętkę. Wszystko byłoby pięknie, tylko za cholerę nie mogłem wyciągnąć opony z obręczy :-( Mam przecież łyżki a opona za nic nie chce wyleźć z obręczy: wsadzam jedną łyżkę, wyciągam oponę to już się tak naciąga, że nie mogę podłożyć pod rant opony drugiej łyżki. Jak wpycham 2 równocześnie i wyciągam oboma oponę równocześnie, to nie mogę wcisnąć pod rant trzeciej. Jak wpycham i wyciągam równocześnie wszystkie 3, to po wyciągnięciu środkowa wypada a opony za nic nie mogę dalej wyciągnąć. Nie wiem czy to pod wpływem zimna drut opony się skurczył, czy to to nowe koło ma taką felgę że opona nie ma gdzie się schować? Nie wiem ... dość że męczyłem się chyba ze 40 minut, żeby tylko wyciągnąć oponą z obręczy. W końcu jakoś pomagając sobie jeszcze kluczami i podważając rant opony na chama jakoś udało mi się wyciągnąć. Okazało się, że dętka ma pęknięcie wewnątrz (od strony felgi) i przez nie wyleciało powietrze a obok jest już drugie pęknięcie, które lada moment też by puściło. Zakleiłem więc oba pęknięcia. Dziwne, czy to guma juz sparszała ze starości? Dziwne, bo dętka wcale nie jest jakaś stara. Trzeba będzie kupić nową a tą wyrzucić, tylko nie wiem kiedy bo ciągle nie mam czasu. Po naprawie z trudem udało mi się oponę wepchać na miejsce do felgi. Napompowałem koło tylko tyle, żeby dało się jechać, bo nie chciałem ryzykować kolejnego pęknięcia. Zresztą z doświadczenia wiem, że łatki samoprzylepne po wewnętrznej stronie felgi lubią nie trzymać. Zmontowałem więc całość i praktycznie na pół flaku poturlałem się do Osowy.
Szczerze mam dość tych ciągłych ostatnio awarii a szczególnie kapci :-( Muszę kupić nowe dętki a do tego czasu przerwa w jeżdżeniu, bo mam już naprawdę DOŚĆ!!! Zresztą nie wiem czy po dzisiejszym dniu nie będę chory, bo podczas tej naprawy na mrozie tak przemarzłem, że po 3 godzinach w domu jeszcze mnie telepało :-(