Wpisy archiwalne w miesiącu
Sierpień, 2011
Dystans całkowity: | 189.34 km (w terenie 9.00 km; 4.75%) |
Czas w ruchu: | 08:16 |
Średnia prędkość: | 22.90 km/h |
Maksymalna prędkość: | 52.97 km/h |
Maks. tętno maksymalne: | 184 (100 %) |
Maks. tętno średnie: | 152 (82 %) |
Suma kalorii: | 1796 kcal |
Liczba aktywności: | 5 |
Średnio na aktywność: | 37.87 km i 1h 39m |
Więcej statystyk |
dpd-lajtowy rozruch po chorobie
Środa, 31 sierpnia 2011 | dodano:31.08.2011
Km: | 33.50 | Km teren: | 2.00 | Czas: | 01:30 | km/h: | 22.33 |
Pr. maks.: | 50.00 | Temperatura: | 12.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Pracuś Doskonały |
Dziś spokojniutko w obie strony, rekreacyjnym tempem. Taki łagodny rozruch po chorobie. Jeszcze męczy mnie katar i kaszel, ale wczoraj blachosmrodem do pracy jechałem ponad 45 minut i wymiękłem :-( Dziś rano rowerem 30 minut od drzwi do drzwi.
Rano: temperatura tylko 12 stopni więc wciągnąłem nogawki i na plecy wrzuciłem cieniutki ortalionik bez zapinania- było optymalnie.
Powró: temperatura już prawie 20 stopni, więc nogawki i kurtka wylądowały w plecaku. W drodze powrotnej kropiło troszkę jak ksiądz kropidłem.
Podsumowanie miesiąca: w tym miesiącu można powiedzieć że w ogóle nie jeździłem na rowerze (przez urlop i chorobę), niemniej sierpień zamknął się dystansem rocznym takim jak na zamknięcie ub. roku- a przecież jeszcze 4 miechy w tym roku do jeżdżenia :-) Jest więc chyba nieźle.
Rano: temperatura tylko 12 stopni więc wciągnąłem nogawki i na plecy wrzuciłem cieniutki ortalionik bez zapinania- było optymalnie.
Powró: temperatura już prawie 20 stopni, więc nogawki i kurtka wylądowały w plecaku. W drodze powrotnej kropiło troszkę jak ksiądz kropidłem.
Podsumowanie miesiąca: w tym miesiącu można powiedzieć że w ogóle nie jeździłem na rowerze (przez urlop i chorobę), niemniej sierpień zamknął się dystansem rocznym takim jak na zamknięcie ub. roku- a przecież jeszcze 4 miechy w tym roku do jeżdżenia :-) Jest więc chyba nieźle.
dpd+masakra
Czwartek, 25 sierpnia 2011 | dodano:26.08.2011
Km: | 58.62 | Km teren: | 2.00 | Czas: | 02:34 | km/h: | 22.84 |
Pr. maks.: | 52.97 | Temperatura: | HRmax: | 184(100%) | HRavg | 152( 82%) | |
Kalorie: | 1796kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Pracuś Doskonały |
Rano: wszystko standardowo- nic godnego uwagi.
Powrót: postanowiłem pokręcić się po Reja. Z początku jechało się bardzo dobrze, chociaż forma jest bardzo kiepska, skoro na łagodnym podjeździe na Reja osiągnąłem tętno 184- mój teoretyczny max. Normalnie dotychczas max jaki udało mi się osiągnąć to było 171-175. Pewnie wpływ na to miało zmęczenie- nie mam czasu się wyspać, jak również to że dziś od rana boli mnie strasznie gardło- przez te 3 tygi przerwy straciłem też chyba odporność :-(
Pod koniec jeżdżenia nagle ktoś wyłączył prąd :-( ...... masakra jakaś- ledwo się toczyłem. Musiałem się ze 2 razy zatrzymać, żeby odsapnąć a tempo było po prostu żałosne- widać to po średniej.
Ledwo się dokulałem do domu- masakra co robi 3 tygodnie przerwy w jeżdżeniu :-(
Jutro niestety muszę jechać śmierdzącym blachosmrodem, bo zaraz po pracy mam sprawy do załatwienia :-( W sumie może to i lepiej- dam trochę odpocząć mojemu organizmowi.
Dziś w drodze powrotnej z pulsometrem:
HZ: 18:30 14%
FZ: 24:00 18%
PZ: 1:30:44 68%
Powrót: postanowiłem pokręcić się po Reja. Z początku jechało się bardzo dobrze, chociaż forma jest bardzo kiepska, skoro na łagodnym podjeździe na Reja osiągnąłem tętno 184- mój teoretyczny max. Normalnie dotychczas max jaki udało mi się osiągnąć to było 171-175. Pewnie wpływ na to miało zmęczenie- nie mam czasu się wyspać, jak również to że dziś od rana boli mnie strasznie gardło- przez te 3 tygi przerwy straciłem też chyba odporność :-(
Pod koniec jeżdżenia nagle ktoś wyłączył prąd :-( ...... masakra jakaś- ledwo się toczyłem. Musiałem się ze 2 razy zatrzymać, żeby odsapnąć a tempo było po prostu żałosne- widać to po średniej.
Ledwo się dokulałem do domu- masakra co robi 3 tygodnie przerwy w jeżdżeniu :-(
Jutro niestety muszę jechać śmierdzącym blachosmrodem, bo zaraz po pracy mam sprawy do załatwienia :-( W sumie może to i lepiej- dam trochę odpocząć mojemu organizmowi.
Dziś w drodze powrotnej z pulsometrem:
HZ: 18:30 14%
FZ: 24:00 18%
PZ: 1:30:44 68%
dpd
Środa, 24 sierpnia 2011 | dodano:24.08.2011
Km: | 31.23 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:17 | km/h: | 24.34 |
Pr. maks.: | 46.35 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Pracuś Doskonały |
Rano: ICM zapowiadał że może dziś rano padać: ja wstaję a tu piękne słoneczko świeci i bezchmurne niebo :-) Jak miło- dobrze że pomylili się w tą stronę a nie odwrotnie. Pojechałem trasą standardową- nic godnego odnotowania.
Padać zaczęło dopiero chwilę po przyjeździe do pracy a w ciągu dnia to i nieźle lało i burza była.
Powrót: już nie padało i było całkiem ładnie, trochę mokro ale i tak całkiem fajnie. Na Reja stała dziś Straż Leśna i łapała cwaniaczków blachosmrodziaży, którzy skracali sobie drogę przez Reja.
Na Reja skręciłem sobie 1 dodatkową rundkę (na więcej nie było czasu) i wróciłem do domu.
Dziś po powrocie nie było na szczęście takich sensacji jak wczoraj i jechało mi się bardzo dobrze.
Padać zaczęło dopiero chwilę po przyjeździe do pracy a w ciągu dnia to i nieźle lało i burza była.
Powrót: już nie padało i było całkiem ładnie, trochę mokro ale i tak całkiem fajnie. Na Reja stała dziś Straż Leśna i łapała cwaniaczków blachosmrodziaży, którzy skracali sobie drogę przez Reja.
Na Reja skręciłem sobie 1 dodatkową rundkę (na więcej nie było czasu) i wróciłem do domu.
Dziś po powrocie nie było na szczęście takich sensacji jak wczoraj i jechało mi się bardzo dobrze.
dpd- dziś myślałem że umrę
Wtorek, 23 sierpnia 2011 | dodano:23.08.2011
Km: | 26.20 | Km teren: | 2.00 | Czas: | 01:06 | km/h: | 23.82 |
Pr. maks.: | 48.97 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Pracuś Doskonały |
Rano: ciężko mi się wstawało, więc na ostatnią chwilę i najkrótszą trasą do pracy.
Powrót: dziś mi się dość spieszyło do domu, więc postanowiłem trochę przycisnąć, ale HA HA to była mrzonka- formy nie ma, siły nie ma :-( po 3 tygach zastoju.
Dojechałem do domu, wszedłem, zacząłem się normalnie przebierać i po jakichś 5 min. nagle poczułem, że chyba zaraz umrę :-( Zrobiło mi się słabo, zaczęły mi jakieś mroczki przed oczami latać, dyszałem ciężko jak zranione zwierzę, pociłem się jak ciężko chory z gorączką, jak próbowałem wstać to się zatoczyłem- po prostu myślałem że zaraz tam zejdę.
Uspokoiło się to wszystko dopiero po jakichś 30 minutach siedzenia i odpoczywania- nie wiem co to było, ale nie spodobało mi się to :-(
Mam nadzieję, że to tylko jakaś chwilowa, przejściowa niedyspozycja.
Powrót: dziś mi się dość spieszyło do domu, więc postanowiłem trochę przycisnąć, ale HA HA to była mrzonka- formy nie ma, siły nie ma :-( po 3 tygach zastoju.
Dojechałem do domu, wszedłem, zacząłem się normalnie przebierać i po jakichś 5 min. nagle poczułem, że chyba zaraz umrę :-( Zrobiło mi się słabo, zaczęły mi jakieś mroczki przed oczami latać, dyszałem ciężko jak zranione zwierzę, pociłem się jak ciężko chory z gorączką, jak próbowałem wstać to się zatoczyłem- po prostu myślałem że zaraz tam zejdę.
Uspokoiło się to wszystko dopiero po jakichś 30 minutach siedzenia i odpoczywania- nie wiem co to było, ale nie spodobało mi się to :-(
Mam nadzieję, że to tylko jakaś chwilowa, przejściowa niedyspozycja.
dpd+cmentarz-pierwszy raz po urlopie
Poniedziałek, 22 sierpnia 2011 | dodano:23.08.2011
Km: | 39.79 | Km teren: | 3.00 | Czas: | 01:49 | km/h: | 21.90 |
Pr. maks.: | 41.58 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Pracuś Doskonały |
Pierwszy raz po 3 tygodniach przerwy- urlop.
Dziwnie się jechało. Jakoś tak obco, nieswojo. Forma gdzieś zniknęła :-(
Rano: jak wstałem to lało jak z cebra, więc zacząłem się łamać, żeby pojechać blachosmrodem.
Na szczęście w punkcie decyzyjnym okazało się że już tylko kropi, więc pojechałem normalnie, rowerem. Jechało się dobrze, choć trochę żal mi było roweru, bo w czasie urlopu ślicznie go wypucowałem, wyregulowałem, przesmarowałem, wymieniłem z tyłu oponkę na nową Kendę K831A a tu pierwszy wyjazd i błocko jak diabli. Dojechałem do pracy cały upaprany błotem- o rowerze nie wspomną.
Powrót: przez cmentarz, żeby postawić Mamie urodzinowego kwiatka i zapalić światełko pamięci. Koło cmentarza wszystko rozkopane, ulice pozamykane- musiałem się przebijać chodnikiem. Z kolei z cmentarza chciałem pojechać do Matemblewa a tam .... ZONK ..... zrobili jednokierunkową od Potokowej do Srebrzyska :-(
Ale co tam, rowerem to przebiłem się pod prąd :-)
Z Matemblewa do Doliny Radości i Kościerską do Osowy- ależ tam błota na Kościerskiej. Te nowe betonowe pokrywy to jakaś poracha jest- krzywe, niepasujące, miejscami źle założone że kolebią się można po prostu wpaść do studzienki :-(
Forma po 3 tygodniach bezczynności po prostu stała się już tylko wspomnieniem :-( Zmęczyłem się, że już nie pamiętam kiedy tak ostatnio się zmęczyłem.
Dziwnie się jechało. Jakoś tak obco, nieswojo. Forma gdzieś zniknęła :-(
Rano: jak wstałem to lało jak z cebra, więc zacząłem się łamać, żeby pojechać blachosmrodem.
Na szczęście w punkcie decyzyjnym okazało się że już tylko kropi, więc pojechałem normalnie, rowerem. Jechało się dobrze, choć trochę żal mi było roweru, bo w czasie urlopu ślicznie go wypucowałem, wyregulowałem, przesmarowałem, wymieniłem z tyłu oponkę na nową Kendę K831A a tu pierwszy wyjazd i błocko jak diabli. Dojechałem do pracy cały upaprany błotem- o rowerze nie wspomną.
Powrót: przez cmentarz, żeby postawić Mamie urodzinowego kwiatka i zapalić światełko pamięci. Koło cmentarza wszystko rozkopane, ulice pozamykane- musiałem się przebijać chodnikiem. Z kolei z cmentarza chciałem pojechać do Matemblewa a tam .... ZONK ..... zrobili jednokierunkową od Potokowej do Srebrzyska :-(
Ale co tam, rowerem to przebiłem się pod prąd :-)
Z Matemblewa do Doliny Radości i Kościerską do Osowy- ależ tam błota na Kościerskiej. Te nowe betonowe pokrywy to jakaś poracha jest- krzywe, niepasujące, miejscami źle założone że kolebią się można po prostu wpaść do studzienki :-(
Forma po 3 tygodniach bezczynności po prostu stała się już tylko wspomnieniem :-( Zmęczyłem się, że już nie pamiętam kiedy tak ostatnio się zmęczyłem.