Wpisy archiwalne w miesiącu
Listopad, 2011
Dystans całkowity: | 1032.65 km (w terenie 35.00 km; 3.39%) |
Czas w ruchu: | 45:46 |
Średnia prędkość: | 22.56 km/h |
Maksymalna prędkość: | 52.94 km/h |
Liczba aktywności: | 20 |
Średnio na aktywność: | 51.63 km i 2h 17m |
Więcej statystyk |
dpd
Środa, 30 listopada 2011 | dodano:30.11.2011
Km: | 26.50 | Km teren: | 2.00 | Czas: | 01:13 | km/h: | 21.78 |
Pr. maks.: | 52.44 | Temperatura: | 3.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Zenon Wspaniały |
Rano: ok. 3 stopni, nie padało, najkrótszą do pracy, nic ciekawego.
Powrót: ciepło, nie padało, standardowo do domu. Poza spotkaniem z sarną nic ciekawego.
Podsumowanie miesiąca: kolejny udany miesiąc, z dystansem miesięcznym powyżej 1 kkm.
Powrót: ciepło, nie padało, standardowo do domu. Poza spotkaniem z sarną nic ciekawego.
Podsumowanie miesiąca: kolejny udany miesiąc, z dystansem miesięcznym powyżej 1 kkm.
Rekreacyjnie i ...... nie po ciemku :-)
Wtorek, 29 listopada 2011 | dodano:29.11.2011
Km: | 51.21 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:07 | km/h: | 24.19 |
Pr. maks.: | 52.94 | Temperatura: | 5.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Zenon Wspaniały |
Korzystając z okazji, że dziś musiałem wziąć dzień urlopu i udało się szybko załatwić to co miałem załatwić- postanowiłem skorzystać z tego, że mogę pojeździć w świetle dziennym a nie tylko lampki :-)
Wyjeżdżając z domu nie miałem żadnego planu- jak to się mówi gdzie oczy poniosą.
Pojechałem przez Barniewice do Banina, potem do Miszewa. Przeciąłem trasę Żukowo-Gdynia i dalej pojechałem na Tokary, Czeczewo, Kłosowo, Kłosówko. Tam zdjęcia:
Dalej Rębiska, gdzie znowu zdjęcie panoramy Kielna:
Następnie Kielno i zdjęcie kościoła:
Z Kielna przez Dobrzewino i Chwaszczyno do Osowy.
Ponieważ było mi jeszcze troszkę mało, więc z Osowy jeszcze przez Klukowo do lotniska i znowu przez Klukowo powrót do domu.
Dzisiejsza wycieczka tempem totalnie spacerowym, bo po wczorajszym hasaniu z Zenonem dziś bolało mnie lewe kolano. Rozruszało się trochę dopiero pod koniec jazdy, ale to już za późno niestety, bo wracałem już do domu. Trochę dziś wiało, ale nie przeszkadzało jakoś w jeździe.
Ogólnie bardzo się cieszyłem, że mogłem trochę pojeździć w świetle dziennym :-)
No i jeszcze zapomniałbym, że kolejny miesiąc udało się przekroczyć 1 kkm w miesiącu.
Wyjeżdżając z domu nie miałem żadnego planu- jak to się mówi gdzie oczy poniosą.
Pojechałem przez Barniewice do Banina, potem do Miszewa. Przeciąłem trasę Żukowo-Gdynia i dalej pojechałem na Tokary, Czeczewo, Kłosowo, Kłosówko. Tam zdjęcia:
Okolice Kłosowa,Kłosówka na trasie Czeczewo-Kielno© marchos
Pola elegancko zaorane jak od linijki. Trasa Czeczewo-Kielno© marchos
Dalej Rębiska, gdzie znowu zdjęcie panoramy Kielna:
Kielno widziane z góry- od strony Rębisk© marchos
Następnie Kielno i zdjęcie kościoła:
Kościół w Kielnie© marchos
Z Kielna przez Dobrzewino i Chwaszczyno do Osowy.
Ponieważ było mi jeszcze troszkę mało, więc z Osowy jeszcze przez Klukowo do lotniska i znowu przez Klukowo powrót do domu.
Dzisiejsza wycieczka tempem totalnie spacerowym, bo po wczorajszym hasaniu z Zenonem dziś bolało mnie lewe kolano. Rozruszało się trochę dopiero pod koniec jazdy, ale to już za późno niestety, bo wracałem już do domu. Trochę dziś wiało, ale nie przeszkadzało jakoś w jeździe.
Ogólnie bardzo się cieszyłem, że mogłem trochę pojeździć w świetle dziennym :-)
No i jeszcze zapomniałbym, że kolejny miesiąc udało się przekroczyć 1 kkm w miesiącu.
Zenon jest zadowolony .....
Poniedziałek, 28 listopada 2011 | dodano:28.11.2011
Km: | 102.43 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 04:07 | km/h: | 24.88 |
Pr. maks.: | 50.51 | Temperatura: | 6.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Zenon Wspaniały |
....ja też :-) Zgodnie z obietnicą wyprowadziłem dziś Zenona na dłuższy spacer, żeby mógł sobie trochę pohasać ;-) nad morzem a przy okazji i ja.
Rano: ciepło, ok. 6 stopni. Po drodze do pracy slalom gigant pomiędzy połamanymi gałęziami, drzewami, poprzewracanymi banerami, itp. Krajobraz jak po bitwie.
Nad morzem spotkałem Dominika który śmigał sobie przed pracą. Pozdrower. Niestety nie było czasu na pogaduszki :-( bo spieszyłem się do pracy.
Powrót: ciepło, ok. 7 stopni, trochę wiał wiatr ale nie przeszkadzał w jeździe. Jak już pisałem wyżej, pohasaliśmy sobie we dwóch nad morzem :-).
Rano: ciepło, ok. 6 stopni. Po drodze do pracy slalom gigant pomiędzy połamanymi gałęziami, drzewami, poprzewracanymi banerami, itp. Krajobraz jak po bitwie.
Nad morzem spotkałem Dominika który śmigał sobie przed pracą. Pozdrower. Niestety nie było czasu na pogaduszki :-( bo spieszyłem się do pracy.
Powrót: ciepło, ok. 7 stopni, trochę wiał wiatr ale nie przeszkadzał w jeździe. Jak już pisałem wyżej, pohasaliśmy sobie we dwóch nad morzem :-).
Święto w stajni ..... wznoszę toast :-)
Piątek, 25 listopada 2011 | dodano:25.11.2011
Km: | 33.94 | Km teren: | 2.00 | Czas: | 01:28 | km/h: | 23.14 |
Pr. maks.: | 52.44 | Temperatura: | 5.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Zenon Wspaniały |
Dziś moje rumaki mają święto :-) Właśnie uczciłem to święto pijąc kielich zacnego czerwonego wina a im dosypałem lepszego obroku do żłobów :-D. Dziś każdy z moich rumaków doczekał się w końcu swojego własnego imienia :-)
A więc:
1. Author Outset otrzymał imię "Wyrobnik", bo to mój koń pociągowy, który zarabia na całą resztę stajni :-) .... poczciwina.
2. Unibike Xenon otrzymał imię "Zenon Debeściak" bo to najlepszy rumak w mojej stajni. Czystej krwi polsko-japońskiej ;-) z niewielkimi domieszkami.
3. Hipermarketowe cudo mojej żony otrzymało imię "Hipek Skrzypek" bo jest rodowodowym hipermarketowcem a że wszystko w nim skrzypi i rozpada się po kolei, to skrzypek :-D
4. Mistral otrzymał imię "Master of Disaster" bo to przy jego udziale dokonała się najbardziej spektakularna i największa katastrofa w mojej "karierze" rowerzysty, po której mam dobową białą plamę w życiorysie, na kilka dni wylądowałem w szpitalu :-) a na ponad miesiąc w gipsie.
No to tyle o dzisiejszym święcie. A z szarej codziennej rzeczywistości:
Rano: ciepło, ok. 5 stopni najkrótszą do pracy na Zenonie. Wyrobnik niestety okulał po wczorajszym i wymaga podkucia na nowo- muszę mu wyfasować nową podkowę.
Powrót: miało być prosto do domu, ale Zenon nieco dziś się znarowił ;-) i poniósł mnie aż do ronda w Brzeźnie. Tam udało mi się zapanować nad nim i już standardowo do domu lekkim kłusem. Zenon po długim postoju w stajni (od Harpagana) bardzo był żądny porządnej przejażdżki, ale nie było dziś na to szans.
Muszę go zabrać ze sobą w poniedziałek i porządnie dać mu się wyhasać.
A więc:
1. Author Outset otrzymał imię "Wyrobnik", bo to mój koń pociągowy, który zarabia na całą resztę stajni :-) .... poczciwina.
2. Unibike Xenon otrzymał imię "Zenon Debeściak" bo to najlepszy rumak w mojej stajni. Czystej krwi polsko-japońskiej ;-) z niewielkimi domieszkami.
3. Hipermarketowe cudo mojej żony otrzymało imię "Hipek Skrzypek" bo jest rodowodowym hipermarketowcem a że wszystko w nim skrzypi i rozpada się po kolei, to skrzypek :-D
4. Mistral otrzymał imię "Master of Disaster" bo to przy jego udziale dokonała się najbardziej spektakularna i największa katastrofa w mojej "karierze" rowerzysty, po której mam dobową białą plamę w życiorysie, na kilka dni wylądowałem w szpitalu :-) a na ponad miesiąc w gipsie.
No to tyle o dzisiejszym święcie. A z szarej codziennej rzeczywistości:
Rano: ciepło, ok. 5 stopni najkrótszą do pracy na Zenonie. Wyrobnik niestety okulał po wczorajszym i wymaga podkucia na nowo- muszę mu wyfasować nową podkowę.
Powrót: miało być prosto do domu, ale Zenon nieco dziś się znarowił ;-) i poniósł mnie aż do ronda w Brzeźnie. Tam udało mi się zapanować nad nim i już standardowo do domu lekkim kłusem. Zenon po długim postoju w stajni (od Harpagana) bardzo był żądny porządnej przejażdżki, ale nie było dziś na to szans.
Muszę go zabrać ze sobą w poniedziałek i porządnie dać mu się wyhasać.
A miało być tak pięknie :-(
Czwartek, 24 listopada 2011 | dodano:25.11.2011
Km: | 68.67 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:12 | km/h: | 21.46 |
Pr. maks.: | 48.06 | Temperatura: | 0.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Pracuś Doskonały |
miało być dużo km po pracy
miała być ustawka w lesie na testowanie lampek z: Adamem, Turystą, Luszim i nie tylko.
A wyszła ....... QPA :-(
I to przez taką pierdołę jak pęknięcie opony :-(
Ale po kolei.
Rano: temp ok. 0 stopni. Najkrótszą trasą do pracy. Nic ciekawego.
Po pracy: miałem plan przed ustawką pojeździć sobie do oporu nad morzem i pojechać na spotkanie. Cieszyłem się na to niesamowicie.
Z pracy pojechałem załatwić jedną sprawę a potem kręciłem się nad morzem tempem rekreacyjnym (prawie) i ok. 19-tej miałem się skierować do Oliwy w stronę Kleszej, gdzie byliśmy umówieni.
Niestety ok. 18:45 nagle usłyszałem głośne SSSSSSSSSSSSSS i w ciągu dosłownie kilku sekund z opony uszło całe powietrze :-(
Myślę sobie, nic to: szybkie łatanie i jeszcze zdążę. Byłem niedaleko swojej firmy więc doczłapałem się do garażu i tam (przy dobrym świetle) zacząłem naprawiać koło. W dętce była naprawdę solidna, duża dziura, ale w dziwnym miejscu (prawie od środka, trochę z boku). Myślałem że może coś weszło w bok opony albo może pękł drut w oponie. Obejrzałem dokładnie oponę, obmacałem i nie znalazłem żadnego ciała obcego, ani drut nie był pęknięty. Felga też czysta, żadnych wystających, ostrych elementów. Zdziwiłem się ale skoro nic nie znalazłem to wpakowałem załataną dętkę w koło, zmontowałem, napompowałem i ok. 19:15 zadowolony wyjeżdżam z garażu firmy. Myślę sobie, dobra moja- jeszcze zdążę na spotkanie.
Jakaż była moja rozpacz, kiedy po przejechaniu może 100, może 200 metrów nagle usłyszałem głośne SSSSSSSSSSSS i ............... powtórka z rozryki :-(
Załamka :-( Wiedziałem już że nie zdążę na ustawkę.
Co było robić, wróciłem do garażu firmy i zacząłem dokładnie przyglądać się kołu ze wszystkich stron. W pierwszym momencie myślałem że problem jest po stronie wentyla, który ewidentnie sie odkręcił i praktycznie wypadł jak go dotknąłem.
Zadowolony wkręciłem go i zacząłem pompować koło. Niestety okazało się że to nie to. Słychać było wyraźnie jak uchodzi powietrze- głośne i złowrogie SSSSSSSSSSS.
Jednak dzięki temu pompowaniu odkryłem przyczynę obu złapanych kapci.
Ostatnio jak naprawiałem obluzowane na piaście tylne koło, zauważyłem że opona (przez ogromny luz na piaście) została lekko nadpiłowana na boczku (przez klocki hamulcowe) tuż nad felgą. Dotyczhczas jeżdziło się na tym bez problemu, ale dziś po wyjściu z pracy postanowiłem tylne koło dopompować na "kamień". No i po tym pompowaniu opona po prostu w tym nadpiłowanym miejscu PĘKŁA na odcinku może 3 mm. To jednak wystarczyło: dętka przez to pęknięcie wylazła z opony i została po prostu przecięta przez klocek hamulcowy :-( i to przez moje gapiostwo aż 2 razy :-(
Wyciągnąłem więc zapasową dętkę (zwykłą zamiast FOSS'a, bo twardsza i mniejszze prawdopodobieństwo że wylezie przez dziurę. Wpakowałem w oponę, napompowałem tylko tyle, żeby dało się jechać na półkapciu i poczłapałem do domu zły i zdegustowany.
Na szczęście udało mi się dokulać do domu, bo przed oczami stała mi już w którymś momencie perspektywa dylania na piechotę z rowerem 11 km :-(
Niby udało się dziś nawet trochę kilosków skręcić, ale nie jestem zadowolony, bo miało ich być więcej, miało być spotkanie.
No cóż, może następnym razem :-)
P.s. Niestety nie chciało mi się już dziś grzebać przy Authorze, więc odkopałem spod sterty harpaganowego błota mojego Unibike'a i jutro na nim pojadę do pracy.
miała być ustawka w lesie na testowanie lampek z: Adamem, Turystą, Luszim i nie tylko.
A wyszła ....... QPA :-(
I to przez taką pierdołę jak pęknięcie opony :-(
Ale po kolei.
Rano: temp ok. 0 stopni. Najkrótszą trasą do pracy. Nic ciekawego.
Po pracy: miałem plan przed ustawką pojeździć sobie do oporu nad morzem i pojechać na spotkanie. Cieszyłem się na to niesamowicie.
Z pracy pojechałem załatwić jedną sprawę a potem kręciłem się nad morzem tempem rekreacyjnym (prawie) i ok. 19-tej miałem się skierować do Oliwy w stronę Kleszej, gdzie byliśmy umówieni.
Niestety ok. 18:45 nagle usłyszałem głośne SSSSSSSSSSSSSS i w ciągu dosłownie kilku sekund z opony uszło całe powietrze :-(
Myślę sobie, nic to: szybkie łatanie i jeszcze zdążę. Byłem niedaleko swojej firmy więc doczłapałem się do garażu i tam (przy dobrym świetle) zacząłem naprawiać koło. W dętce była naprawdę solidna, duża dziura, ale w dziwnym miejscu (prawie od środka, trochę z boku). Myślałem że może coś weszło w bok opony albo może pękł drut w oponie. Obejrzałem dokładnie oponę, obmacałem i nie znalazłem żadnego ciała obcego, ani drut nie był pęknięty. Felga też czysta, żadnych wystających, ostrych elementów. Zdziwiłem się ale skoro nic nie znalazłem to wpakowałem załataną dętkę w koło, zmontowałem, napompowałem i ok. 19:15 zadowolony wyjeżdżam z garażu firmy. Myślę sobie, dobra moja- jeszcze zdążę na spotkanie.
Jakaż była moja rozpacz, kiedy po przejechaniu może 100, może 200 metrów nagle usłyszałem głośne SSSSSSSSSSSS i ............... powtórka z rozryki :-(
Załamka :-( Wiedziałem już że nie zdążę na ustawkę.
Co było robić, wróciłem do garażu firmy i zacząłem dokładnie przyglądać się kołu ze wszystkich stron. W pierwszym momencie myślałem że problem jest po stronie wentyla, który ewidentnie sie odkręcił i praktycznie wypadł jak go dotknąłem.
Zadowolony wkręciłem go i zacząłem pompować koło. Niestety okazało się że to nie to. Słychać było wyraźnie jak uchodzi powietrze- głośne i złowrogie SSSSSSSSSSS.
Jednak dzięki temu pompowaniu odkryłem przyczynę obu złapanych kapci.
Ostatnio jak naprawiałem obluzowane na piaście tylne koło, zauważyłem że opona (przez ogromny luz na piaście) została lekko nadpiłowana na boczku (przez klocki hamulcowe) tuż nad felgą. Dotyczhczas jeżdziło się na tym bez problemu, ale dziś po wyjściu z pracy postanowiłem tylne koło dopompować na "kamień". No i po tym pompowaniu opona po prostu w tym nadpiłowanym miejscu PĘKŁA na odcinku może 3 mm. To jednak wystarczyło: dętka przez to pęknięcie wylazła z opony i została po prostu przecięta przez klocek hamulcowy :-( i to przez moje gapiostwo aż 2 razy :-(
Wyciągnąłem więc zapasową dętkę (zwykłą zamiast FOSS'a, bo twardsza i mniejszze prawdopodobieństwo że wylezie przez dziurę. Wpakowałem w oponę, napompowałem tylko tyle, żeby dało się jechać na półkapciu i poczłapałem do domu zły i zdegustowany.
Na szczęście udało mi się dokulać do domu, bo przed oczami stała mi już w którymś momencie perspektywa dylania na piechotę z rowerem 11 km :-(
Niby udało się dziś nawet trochę kilosków skręcić, ale nie jestem zadowolony, bo miało ich być więcej, miało być spotkanie.
No cóż, może następnym razem :-)
P.s. Niestety nie chciało mi się już dziś grzebać przy Authorze, więc odkopałem spod sterty harpaganowego błota mojego Unibike'a i jutro na nim pojadę do pracy.
dpd
Środa, 23 listopada 2011 | dodano:23.11.2011
Km: | 23.84 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:07 | km/h: | 21.35 |
Pr. maks.: | 46.35 | Temperatura: | 0.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Pracuś Doskonały |
Rano: ok. 0 stopni. Najkrótszą do pracy.
Powrót: nie wiem ile stopni, ale jakoś specjalnie ciepło nie było.
Praktycznie najkrótszą do domu, bo się spieszyłem.
Powrót: nie wiem ile stopni, ale jakoś specjalnie ciepło nie było.
Praktycznie najkrótszą do domu, bo się spieszyłem.
dpd + mała przebieżka
Wtorek, 22 listopada 2011 | dodano:22.11.2011
Km: | 35.59 | Km teren: | 2.00 | Czas: | 01:38 | km/h: | 21.79 |
Pr. maks.: | 44.75 | Temperatura: | 7.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Pracuś Doskonały |
Rano: ciepełko, ok. 7 stopni, tyle że pochmurno, trochę mglisto w lesie i szaroburo. Standardowo do pracy.
Powrót: dalej ciepełko, podobnie jak rano. Po pracy do ronda w Brzeźnie i do domu standardowo przez Reja i Owczarnię. W połowie Reja padł mi akumulator w mojej czołówce, więc dalej tylko z jedną lampką (nie chciało mi się go wymieniać w drodze) więc z uwagi na słabsze oświetlenie powoli i rozważnie- żeby się na coś nie nadziać.
Powrót: dalej ciepełko, podobnie jak rano. Po pracy do ronda w Brzeźnie i do domu standardowo przez Reja i Owczarnię. W połowie Reja padł mi akumulator w mojej czołówce, więc dalej tylko z jedną lampką (nie chciało mi się go wymieniać w drodze) więc z uwagi na słabsze oświetlenie powoli i rozważnie- żeby się na coś nie nadziać.
Gdańsk zaprasza rowerzystów do ......
Poniedziałek, 21 listopada 2011 | dodano:21.11.2011
Km: | 74.41 | Km teren: | 2.00 | Czas: | 03:10 | km/h: | 23.50 |
Pr. maks.: | 42.78 | Temperatura: | 6.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Pracuś Doskonały |
.
.
.....kontenera na śmieci :-(
Taki oto gustowny kontener na śmieci stał dziś rano w parku w Jelitkowie, zagradzając idealnie całą szerokość drogi rowerowej. Nie dało się koło niego przejechać, nie wjeżdżając w krzaczory :-( A wystarczyło go postawić 3 metry dalej, częściowo na trawniku i przejazd byłby bezproblemowy.
Z drugiej strony zapraszał rowerzystów do środka otwartymi wrotami.
Hmmmm.....czyżby to jakaś sugestia władz Gdańska, co myślą o rowerzystach?
Panowie którzy krzątali się koło niego, jak zwróciłem im uwagę i zapytałem czy mam zadzwonić po Straż Miejską (że całkowicie zatarasowali drogę rowerową), byli bardzo "uprzejmi" i zaproponowali mi nawet, że mogą mi podać numer do Straży Miejskiej.
No dobra. Wyrzuciłem z siebie co mnie dziś zbulwersowało.
Rano: ciepło, ok. 6 stopni, deszcz nie padał. Przed pracą pół rundki nad morzem do ronda w Brzeźnie.
Po pracy: 2,5 rundki nad morzem i do domu. Świetnie się dziś jeździło, pomijając poranne utrudnienia :-( powyżej i już masakrycznie przeskakujący napęd :-(
.
.....kontenera na śmieci :-(
Gdańsk wita rowerzystów ...... kontenerem na śmieci© marchos
Taki oto gustowny kontener na śmieci stał dziś rano w parku w Jelitkowie, zagradzając idealnie całą szerokość drogi rowerowej. Nie dało się koło niego przejechać, nie wjeżdżając w krzaczory :-( A wystarczyło go postawić 3 metry dalej, częściowo na trawniku i przejazd byłby bezproblemowy.
Z drugiej strony zapraszał rowerzystów do środka otwartymi wrotami.
Hmmmm.....czyżby to jakaś sugestia władz Gdańska, co myślą o rowerzystach?
Panowie którzy krzątali się koło niego, jak zwróciłem im uwagę i zapytałem czy mam zadzwonić po Straż Miejską (że całkowicie zatarasowali drogę rowerową), byli bardzo "uprzejmi" i zaproponowali mi nawet, że mogą mi podać numer do Straży Miejskiej.
No dobra. Wyrzuciłem z siebie co mnie dziś zbulwersowało.
Rano: ciepło, ok. 6 stopni, deszcz nie padał. Przed pracą pół rundki nad morzem do ronda w Brzeźnie.
Po pracy: 2,5 rundki nad morzem i do domu. Świetnie się dziś jeździło, pomijając poranne utrudnienia :-( powyżej i już masakrycznie przeskakujący napęd :-(
wycieczka,włóczęga,rekonesans
Sobota, 19 listopada 2011 | dodano:19.11.2011
Km: | 70.47 | Km teren: | 5.00 | Czas: | 03:08 | km/h: | 22.49 |
Pr. maks.: | 52.50 | Temperatura: | 5.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Pracuś Doskonały |
Ponieważ wczoraj był dzień bez roweru, więc dziś koniecznie musiałem się wyrwać na rower :-D
Pogoda rewelacyjna: ciepło, ok. 5 stopni, deszcz nie padał- musiałem wyjść na rower. Planu nie było właściwie żadnego. Chciałem jedynie zobaczyć nową Słowackiego do lotniska.
Wyruszyłem w stronę Klukowa, potem skręciłem w stronę lotniska i piękną nową drogą rowerową (jeszcze nieskończoną- dziś np. malowali oznakowanie- białe rowerki na ddr) dojechałem do lotniska. Przed lotniskiem zrobiłem rundkę, zrobiłem fotkę budującego się nowego terminala:
i wróciłem Spadochroniarzy do Klukowa.
W Klukowie znowu nakręciłem w stronę Słowackiego i skręciłem z kolei w stronę Wrzeszcza, tam zrobiłem fotkę pięknej drogi rowerowej:
Ze Słowackiego skręciłem w Budowlanych. Na światłach przed skrętem dogoniła mnie grupka kolarzy. Do ronda turbinowego jechali za mną. Na rondzie turbinowym ja zjechałem na ddr a oni jechali dalej asfaltem więc wyprzedzili mnie.
Stwierdziłem, że co mi tam jadę sobie za nimi :-) Przeskoczyłem na asfalt i wskoczyłem im na kółko:
Dojechałem z nimi do Rębiechowa, gdzie oni pojechali dalej a ja skręciłem w Słowackiego po drugiej stronie lotniska (tą ślepą część). Dojechałem nią do płotu lotniska zamykającego Słowackiego.
Przy płocie jednak w lewo odbija polna droga, więc nią pojechałem. Całkiem przyzwoita (jak dla roweru), dochodzi pod samo rondo przy lotnisku :-) i nawet nie była jakoś specjalnie błotnista. Rowerem więc od strony Rębiechowa spokojnie można dojechać, bez objeżdżania całego lotniska dookoła.
Pod rondem zrobiłem nawrotkę i poeksplorowałem jeszcze te polne koło lotniska, można jeszcze nimi prawie pod Klukowo dojechać.
Potem wróciłem do Słowackiego i przez Rębiechowo pojechałem do Banina, odwiedzić budowę mojej chaty. Rośnie jak na drożdżach :-)
Z Banina pojechałem przez Budowlanych (dookoła lotniska) do Słowackiego, zjechałem na dół do Matemblewa. Z Matemblewa przez centrum Wrzeszcza do Opery, potem Hallera nad morze, do Sopotu i przez Reja i Owczarnię powrót do domu.
Świetnie się jechało i jedynym zakłóceniem był coraz gorzej przeskakujący napęd mojego roweru. Teraz już przeskakuje praktycznie na wszystkich zębatkach, jak tylko próbuję trochę mocniej depnąć. Wkrótce trzeba będzie całość wymienić. Zobaczymy jak długo jeszcze to wytrzymam :-)
Pogoda rewelacyjna: ciepło, ok. 5 stopni, deszcz nie padał- musiałem wyjść na rower. Planu nie było właściwie żadnego. Chciałem jedynie zobaczyć nową Słowackiego do lotniska.
Wyruszyłem w stronę Klukowa, potem skręciłem w stronę lotniska i piękną nową drogą rowerową (jeszcze nieskończoną- dziś np. malowali oznakowanie- białe rowerki na ddr) dojechałem do lotniska. Przed lotniskiem zrobiłem rundkę, zrobiłem fotkę budującego się nowego terminala:
Gdańsk-lotnisko-nowy terminal w budowie© marchos
i wróciłem Spadochroniarzy do Klukowa.
W Klukowie znowu nakręciłem w stronę Słowackiego i skręciłem z kolei w stronę Wrzeszcza, tam zrobiłem fotkę pięknej drogi rowerowej:
Gdańsk-piękna, nowa droga rowerowa na nowej Słowackiego© marchos
Ze Słowackiego skręciłem w Budowlanych. Na światłach przed skrętem dogoniła mnie grupka kolarzy. Do ronda turbinowego jechali za mną. Na rondzie turbinowym ja zjechałem na ddr a oni jechali dalej asfaltem więc wyprzedzili mnie.
Stwierdziłem, że co mi tam jadę sobie za nimi :-) Przeskoczyłem na asfalt i wskoczyłem im na kółko:
Kolarze pod których się podczepiłem© marchos
Dojechałem z nimi do Rębiechowa, gdzie oni pojechali dalej a ja skręciłem w Słowackiego po drugiej stronie lotniska (tą ślepą część). Dojechałem nią do płotu lotniska zamykającego Słowackiego.
Przy płocie jednak w lewo odbija polna droga, więc nią pojechałem. Całkiem przyzwoita (jak dla roweru), dochodzi pod samo rondo przy lotnisku :-) i nawet nie była jakoś specjalnie błotnista. Rowerem więc od strony Rębiechowa spokojnie można dojechać, bez objeżdżania całego lotniska dookoła.
Pod rondem zrobiłem nawrotkę i poeksplorowałem jeszcze te polne koło lotniska, można jeszcze nimi prawie pod Klukowo dojechać.
Potem wróciłem do Słowackiego i przez Rębiechowo pojechałem do Banina, odwiedzić budowę mojej chaty. Rośnie jak na drożdżach :-)
Moja chata :-)© marchos
Z Banina pojechałem przez Budowlanych (dookoła lotniska) do Słowackiego, zjechałem na dół do Matemblewa. Z Matemblewa przez centrum Wrzeszcza do Opery, potem Hallera nad morze, do Sopotu i przez Reja i Owczarnię powrót do domu.
Świetnie się jechało i jedynym zakłóceniem był coraz gorzej przeskakujący napęd mojego roweru. Teraz już przeskakuje praktycznie na wszystkich zębatkach, jak tylko próbuję trochę mocniej depnąć. Wkrótce trzeba będzie całość wymienić. Zobaczymy jak długo jeszcze to wytrzymam :-)
dpd
Czwartek, 17 listopada 2011 | dodano:17.11.2011
Km: | 27.13 | Km teren: | 2.00 | Czas: | 01:20 | km/h: | 20.35 |
Pr. maks.: | 49.91 | Temperatura: | -3.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Pracuś Doskonały |
Rano: na termometrze -3 stopnie. Wbiłem się w pełną opcję zimową stroju: czyli dodatkowo kominiarka i ocieplacze na kolana. Jechało się optymalnie.
Najkrótszą do pracy. Nic ciekawego.
Powrót: najkrótszą do domu, bo spieszyłem się na pocztę odebrać przesyłkę :-(
A jutro: dramat :-( Nie mogę jechać do pracy rowerem, bo po pracy muszę załatwić sprawę w banku. Jestem załamany :-( Dzień bez roweru to dzień stracony.
Najkrótszą do pracy. Nic ciekawego.
Powrót: najkrótszą do domu, bo spieszyłem się na pocztę odebrać przesyłkę :-(
A jutro: dramat :-( Nie mogę jechać do pracy rowerem, bo po pracy muszę załatwić sprawę w banku. Jestem załamany :-( Dzień bez roweru to dzień stracony.