Wpisy archiwalne w miesiącu
Listopad, 2010
Dystans całkowity: | 692.12 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 28:36 |
Średnia prędkość: | 24.20 km/h |
Maksymalna prędkość: | 48.80 km/h |
Liczba aktywności: | 22 |
Średnio na aktywność: | 31.46 km i 1h 18m |
Więcej statystyk |
dpd(powtórka z wczoraj)
Wtorek, 30 listopada 2010 | dodano:30.11.2010
Km: | 25.31 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:17 | km/h: | 19.72 |
Pr. maks.: | 31.58 | Temperatura: | -5.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Pracuś Doskonały |
Rano: -5,5 stopnia, pogodnie, wiatr chyba troszkę słabszy niż wczoraj ale i tak solidny. Lód dalej leży, trzeba bardzo uważać, tempo więc powolne. Swoją drogą, to chyba mróz też odbiera siły mięśniom- jakoś tak bardziej ospale kręcę na mrozie.
Powrót: bez zmian, wszystko to samo.
W trakcie jazdy muszę się zatrzymywać i grzać ręce, bo jednak solidnie marzną- aż palce bolą. Ogólnie jednak jechało się OK.
Jutro zapowiadają solidny mróz.
Chyba na mrozie licznik mi wariuje troszkę, bo wczoraj i dziś pokonałem dokładnie tą samą trasę a wczoraj pokazał 25,7 a dzisiaj 25,31- zobaczymy- zapisuję co wskazuje.
Powrót: bez zmian, wszystko to samo.
W trakcie jazdy muszę się zatrzymywać i grzać ręce, bo jednak solidnie marzną- aż palce bolą. Ogólnie jednak jechało się OK.
Jutro zapowiadają solidny mróz.
Chyba na mrozie licznik mi wariuje troszkę, bo wczoraj i dziś pokonałem dokładnie tą samą trasę a wczoraj pokazał 25,7 a dzisiaj 25,31- zobaczymy- zapisuję co wskazuje.
dpd(wiatr,lód-lekki hardkor)
Poniedziałek, 29 listopada 2010 | dodano:29.11.2010
Km: | 25.70 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:20 | km/h: | 19.28 |
Pr. maks.: | 34.21 | Temperatura: | -3.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Pracuś Doskonały |
Rano: ok. -3 stopni, pogodnie, śnieg nie padał, tyle że wiatr wiał bardzo mocno. Jechało by się świetnie, niestety drogi rowerowe (prawie cała Hallera i większość nad morzem) pokryte warstwą lodu i ani grama piasku na tym lodzie :-(. Jechać w związku z tym trzeba było bardzo powoli i ostrożnie- tak też jechałem- a i tak co chwilę gdzieś tam mnie woziło. Na szczęście udało się dojechać do pracy bez żadnej gleby- nie wiem jakim cudem ale się udało :-).
Powrót: wiatr rozhulał się jeszcze bardziej, lodu tyle samo i dalej zero piasku. Na morzu były przepiękne, ogromne fale, więc zajechałem na chwilkę na molo w Brzeźnie, żeby popodziwiać. Dalszy powrót tak jak i rano- bardzo powoli i rozważnie, bo pieruńsko ślisko na tym lodzie. Oj przydałyby się dziś pożądne oponki z kolcami. Na szczęście udało się dojechać do domu bez gleby.
Jednak tempo dzisiejszych przejazdów po prostu "zabójcze" :-)
Powrót: wiatr rozhulał się jeszcze bardziej, lodu tyle samo i dalej zero piasku. Na morzu były przepiękne, ogromne fale, więc zajechałem na chwilkę na molo w Brzeźnie, żeby popodziwiać. Dalszy powrót tak jak i rano- bardzo powoli i rozważnie, bo pieruńsko ślisko na tym lodzie. Oj przydałyby się dziś pożądne oponki z kolcami. Na szczęście udało się dojechać do domu bez gleby.
Jednak tempo dzisiejszych przejazdów po prostu "zabójcze" :-)
dpd (mrozek na powrocie)
Piątek, 26 listopada 2010 | dodano:26.11.2010
Km: | 25.13 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:02 | km/h: | 24.32 |
Pr. maks.: | 42.23 | Temperatura: | -1.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Pracuś Doskonały |
Rano: ok. 0 stopni, a nawet lekko poniżej- rześko. Jechało się przyjemnie i w końcu nie było słychać rzężenia tylnego koła :-).
Powrót: zgodnie z zapowiedziami z ICM-u temperatura spadła poniżej zera, czuć było lekki mrozek. Jak wróciłem na termometrze w domu miałem -1. Tempo lajtowe, jechało się przyjemnie. Bez sensacji takich jak wczoraj ;-)
Powrót: zgodnie z zapowiedziami z ICM-u temperatura spadła poniżej zera, czuć było lekki mrozek. Jak wróciłem na termometrze w domu miałem -1. Tempo lajtowe, jechało się przyjemnie. Bez sensacji takich jak wczoraj ;-)
dpd(złamana oś)
Czwartek, 25 listopada 2010 | dodano:25.11.2010
Km: | 23.98 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:16 | km/h: | 18.93 |
Pr. maks.: | 41.06 | Temperatura: | 1.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Pracuś Doskonały |
Mój kochany rowerek dowiózł mnie do domu :-) Nie wiem jak on to zrobił, ale mnie dowiózł :-) ale po kolei.
Rano: jak wstałem nie padało (ucieszyłem się bo miało padać), temperatura ok. 1 stopnia, jechało się bardzo dobrze. Wiatr trochę wiał, ale nie stanowiło to problemu. Dziś doświadczyłem luksusu przechowywania roweru w garażu podziemnym w pracy- pełen wypas.
Powrót: no i tu pełen ZONK. Jak tylko wyjechałem z garażu podziemnego i nacisnąłem na pedały, usłyszałem TRRRAACHCHCH! i poczułem że koło się blokuje :-(
Jak zszedłem z roweru i zerknąłem, to już wiedziałem że jest pozamiatane- oś w tylnym kole się złamała :-( a koło przekrzywiło się w taki sposób że opona ocierała o brzeg ramy. Opcji wiele nie było: albo spróbować jechać (jeżeli się da) albo nawalać z buta 12 km. Wybrałem opcję pierwszą. Wsiadłem na rower i powolutku, przezwyciężając opór ocierającej opony ruszyłem. Jak rozpędziłem się delikatnie do 12-13 km/h i przestałem naciskać na pedały to koło zaczynało się lżej kręcić i jakoś się jechało. Prędkość przejazdu zawrotna 15-17 km/h. Dominik ;-) nawet zatrzymywałem się na czerwonych światłach ;-) Im bliżej domu tym ciężej się jechało, bo wszystko powoli zaczynało się zacierać, sukcesywnie wypadały kolejne kulki z łożysk koła, co kawałek koło nagle zaczynało hamować jakbym naciskał hamulec. Jak wchodziłem po schodach do domu to z łożysk wypadały na schodach ostatnie kulki. Nie wiem jakim cudem dojechałem do domu, bo koło praktycznie się już nie obraca (tak jest zatarte), ale dojechałem :-) Mój kochany Authorek mnie dowiózł. Teraz muszę iść, dokonać kradzieży ;-) koła z roweru mojej żony, żebym miał czym do pracy jutro dojechać.
Uff jest godzina 23, mój rower zdatny do jazdy :-) Wymontowałem koło z roweru żony (razem z łańcuchem oczywiście), przeserwisowałem (rozbiórka, smarowanie, regulacja) i zamontowałem do swojego, przy okazji zrzucając z niego wielką szuflę błota.
A tutaj zdjęcie mojej złamanej tylnej osi zaraz po tym jak wypadła z koła po jego odkręceniu. Na szczęście złamała się przy wolnobiegu, dlatego dało się jechać :-) Gdyby złamała się z drugiej strony to byłoby pozamiatane:
A tutaj zbliżenie na miejsce złamania. Złamanie nastąpiło w miejscu nadpiłowania osi przez piastę:
A tutaj druga strona osi,w identyczny sposób nadpiłowana jak tam gdzie się złamało. Nie jestem natomiast w stanie stwierdzić, czy to poniższe nadpiłowanie powstało dziś, kiedy jechałem na złamanej, czy było już wcześniej. Wyjaśniły sie też w związku z tym tajemnicze dzwięki jakie wydobywały się od dawna z mojego koła podczas jazdy- jakieś takie hurkocząco-grzechocząco-jakieś tam (trudno określić).... to pewnie były odgłosy piłowania osi :-)
Rano: jak wstałem nie padało (ucieszyłem się bo miało padać), temperatura ok. 1 stopnia, jechało się bardzo dobrze. Wiatr trochę wiał, ale nie stanowiło to problemu. Dziś doświadczyłem luksusu przechowywania roweru w garażu podziemnym w pracy- pełen wypas.
Powrót: no i tu pełen ZONK. Jak tylko wyjechałem z garażu podziemnego i nacisnąłem na pedały, usłyszałem TRRRAACHCHCH! i poczułem że koło się blokuje :-(
Jak zszedłem z roweru i zerknąłem, to już wiedziałem że jest pozamiatane- oś w tylnym kole się złamała :-( a koło przekrzywiło się w taki sposób że opona ocierała o brzeg ramy. Opcji wiele nie było: albo spróbować jechać (jeżeli się da) albo nawalać z buta 12 km. Wybrałem opcję pierwszą. Wsiadłem na rower i powolutku, przezwyciężając opór ocierającej opony ruszyłem. Jak rozpędziłem się delikatnie do 12-13 km/h i przestałem naciskać na pedały to koło zaczynało się lżej kręcić i jakoś się jechało. Prędkość przejazdu zawrotna 15-17 km/h. Dominik ;-) nawet zatrzymywałem się na czerwonych światłach ;-) Im bliżej domu tym ciężej się jechało, bo wszystko powoli zaczynało się zacierać, sukcesywnie wypadały kolejne kulki z łożysk koła, co kawałek koło nagle zaczynało hamować jakbym naciskał hamulec. Jak wchodziłem po schodach do domu to z łożysk wypadały na schodach ostatnie kulki. Nie wiem jakim cudem dojechałem do domu, bo koło praktycznie się już nie obraca (tak jest zatarte), ale dojechałem :-) Mój kochany Authorek mnie dowiózł. Teraz muszę iść, dokonać kradzieży ;-) koła z roweru mojej żony, żebym miał czym do pracy jutro dojechać.
Uff jest godzina 23, mój rower zdatny do jazdy :-) Wymontowałem koło z roweru żony (razem z łańcuchem oczywiście), przeserwisowałem (rozbiórka, smarowanie, regulacja) i zamontowałem do swojego, przy okazji zrzucając z niego wielką szuflę błota.
A tutaj zdjęcie mojej złamanej tylnej osi zaraz po tym jak wypadła z koła po jego odkręceniu. Na szczęście złamała się przy wolnobiegu, dlatego dało się jechać :-) Gdyby złamała się z drugiej strony to byłoby pozamiatane:
A tutaj zbliżenie na miejsce złamania. Złamanie nastąpiło w miejscu nadpiłowania osi przez piastę:
A tutaj druga strona osi,w identyczny sposób nadpiłowana jak tam gdzie się złamało. Nie jestem natomiast w stanie stwierdzić, czy to poniższe nadpiłowanie powstało dziś, kiedy jechałem na złamanej, czy było już wcześniej. Wyjaśniły sie też w związku z tym tajemnicze dzwięki jakie wydobywały się od dawna z mojego koła podczas jazdy- jakieś takie hurkocząco-grzechocząco-jakieś tam (trudno określić).... to pewnie były odgłosy piłowania osi :-)
dpd (czuć, że idzie chłód)
Środa, 24 listopada 2010 | dodano:24.11.2010
Km: | 24.59 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:59 | km/h: | 25.01 |
Pr. maks.: | 43.90 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Pracuś Doskonały |
Rano: luksusowo, w miarę ciepło, w czasie jazdy pokapywał deszcz ale jechało się b.dobrze- tempo lajtowe.
Powrót: zrobił się trochę wiatr, który ładnie popychał w plecy, nie padało- jechało się łatwo, lekko i przyjemnie. Trzeba było jedynie uważać na pieszych i kierowców bo chodzą i jeżdżą dziś jak potłuczeni :-( W drodze powrotnej wyraźnie dało się odczuć że idzie chłód, bo jakoś takie powietrze wydawało się "prawie mroźne".
A poniżej postanowiłem wrzucić kilka zdjęć mojego napędu, który tak wygląda po kilku dniach jeżdżenia do pracy w deszczu/po deszczu itd.- wcale nie po jakichś błotnistych polnych drogach ale po asfaltowych drogach rowerowych w Gdańsku:
Powrót: zrobił się trochę wiatr, który ładnie popychał w plecy, nie padało- jechało się łatwo, lekko i przyjemnie. Trzeba było jedynie uważać na pieszych i kierowców bo chodzą i jeżdżą dziś jak potłuczeni :-( W drodze powrotnej wyraźnie dało się odczuć że idzie chłód, bo jakoś takie powietrze wydawało się "prawie mroźne".
A poniżej postanowiłem wrzucić kilka zdjęć mojego napędu, który tak wygląda po kilku dniach jeżdżenia do pracy w deszczu/po deszczu itd.- wcale nie po jakichś błotnistych polnych drogach ale po asfaltowych drogach rowerowych w Gdańsku:
dpd (rano mokro)
Wtorek, 23 listopada 2010 | dodano:23.11.2010
Km: | 24.58 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:00 | km/h: | 24.58 |
Pr. maks.: | 44.34 | Temperatura: | 5.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Pracuś Doskonały |
Rano jak wstawałem, to już wiedziałem że prognozy pogody nie kłamały- deszcz bębnił po parapecie jak złoto. W miarę ciepło 4-5 stopni.
Cała droga do pracy w deszczu, na szczęście deszcz nie był bardzo mocny, taki sobie średni- nawet przyjemnie się jechało.
Powrót: deszcz już nie padał, niestety spieszyłem się więc najkrótszą drogą do domu. Tempo lajtowe, nic spektakularnego.
Cała droga do pracy w deszczu, na szczęście deszcz nie był bardzo mocny, taki sobie średni- nawet przyjemnie się jechało.
Powrót: deszcz już nie padał, niestety spieszyłem się więc najkrótszą drogą do domu. Tempo lajtowe, nic spektakularnego.
dpd (trochę mokro,trochę wietrznie,trochę leniwie)
Poniedziałek, 22 listopada 2010 | dodano:22.11.2010
Km: | 24.57 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:02 | km/h: | 23.78 |
Pr. maks.: | 40.31 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Pracuś Doskonały |
Rano: sucho, troszkę wietrznie, w miarę ciepło. Jechałem sobie leniwie, bezwysiłkowo, bo nie chciało mi sie cisnąć.
W ciągu dnia rozpadał się deszcz.
Powrót: trochę padało, tak nawet przyjemnie, wiaterek mocniejszy niż rano ale nie przeszkadzał jakoś specjalnie (ładne fale na morzu). Tempo znowu leniwe i bezwysiłkowe.
Blisko domu utonąłem z rowerem i butami w bajorze błota, którego jeszcze w piątek tam nie było :-(
Coś tam remontują i rozgrzebali, potem zagrzebali i zrobiło się błotne bajoro :-(
Musiałem czyścić buty i ochraniacze po powrocie. Rower na szczęście wypłukałem w kałuży, ale mimo to już jest tak brudny po tych wszystkich deszczach, że prawie nie widać przerzutek.
W ciągu dnia rozpadał się deszcz.
Powrót: trochę padało, tak nawet przyjemnie, wiaterek mocniejszy niż rano ale nie przeszkadzał jakoś specjalnie (ładne fale na morzu). Tempo znowu leniwe i bezwysiłkowe.
Blisko domu utonąłem z rowerem i butami w bajorze błota, którego jeszcze w piątek tam nie było :-(
Coś tam remontują i rozgrzebali, potem zagrzebali i zrobiło się błotne bajoro :-(
Musiałem czyścić buty i ochraniacze po powrocie. Rower na szczęście wypłukałem w kałuży, ale mimo to już jest tak brudny po tych wszystkich deszczach, że prawie nie widać przerzutek.
Rekreacyjna wycieczka z Dominikiem
Niedziela, 21 listopada 2010 | dodano:21.11.2010
Km: | 64.76 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:49 | km/h: | 22.99 |
Pr. maks.: | 38.04 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Zenon Wspaniały |
Wczoraj wieczorem odezwał się do mnie Dominik z pytaniem czy nie wybrałbym się w niedzielę na małą wycieczkę. Dzięki Dominik, bo sam bym się na pewno nie wybrał :-) z lenistwa :-(
Czym prędzej się zgodziłem (uzyskując oczywiście wcześniej zgodę mojej drugiej połowy ;-).
Umówiliśmy się na 6:00 rano pod LOT-em w Gdańsku. Spod LOT-u przez Łąkową,Opływ Motławy, potem ulicą Zawodzie, Tama Pędzichowska dobiliśmy do Lotosu.
Potem od Lotosu aż do Kiezmarku krajową 7-ką. Tak wcześnie rano w niedzielę ruch jest znikomy, więc jechało się luksusowo :-)
W Kiezmarku skręciliśmy w kierunku Przegaliny i całkiem fajnymi, bocznymi asfaltówkami dotarliśmy do śluzy w Przegalinie. Tam krótki postój-Dominik pewnie wstawi jakieś foty na swoim blogu, bo to on robił zdjęcia.
Ze śluzy w Przegalinie pojechaliśmy Świbnieńską do Świbna, gdzie był krótki postój pod sklepem na uzupełnienie płynów. Podjechaliśmy jeszcze pod przeprawę promową żeby zobaczyć czemu jest zamknięta: lina zdjęta, promu nie ma, budka zamknięta na głucho, tablicy informacyjnej nie ma. Czyżby jakiś remont generalny, czy tej jesieni/zimy prom nie pływa- nie wiadomo o co chodzi, bo żadnej informacji nie było.
Z przeprawy wyruszyliśmy w kierunky Sobieszewa. Przez Świbno jechaliśmy drogą rowerową. Na końcu drogi rowerowej ZONK- Dominik złapał gumę :-( Prawdopodobnie jak przejeżdżaliśmy przy wiacie przystankowej (było pełno drobnych odłamków szkła z potłuczonej szyby).
Tak więc nieplanowany postój na klejenie dętki :-(
Po zaklejeniu ruszyliśmy dalej (na szczęście dalej obyło się bez tego typu przykrych przygód) do Sobieszewa. Za Sobieszewem skręciliśmy w Płońską, potem Benzynową i dojechaliśmy znowu do krajowej 7-ki (pod Makro), pod Lotosem znowu skręciliśmy w Tamę Pędzichowską i prawie tą samą drogą wróciliśmy do Centrum Gdańska.
Tam się pożegnaliśmy i każdy pojechał do domu.
Dzięki Dominik za wyciągnięcie mnie na fajną wycieczkę i miłe towarzystwo :-)
Pozdrower i mam nadzieję że niedługo znowu gdzieś uda się wyskoczyć.
Na swoim blogu Dominik pewnie wrzuci wlepkę śladu trasy którą przejechaliśmy.
A TUTAJ zdjęcia i wlepka GPS na blogu Dominika.
Czym prędzej się zgodziłem (uzyskując oczywiście wcześniej zgodę mojej drugiej połowy ;-).
Umówiliśmy się na 6:00 rano pod LOT-em w Gdańsku. Spod LOT-u przez Łąkową,Opływ Motławy, potem ulicą Zawodzie, Tama Pędzichowska dobiliśmy do Lotosu.
Potem od Lotosu aż do Kiezmarku krajową 7-ką. Tak wcześnie rano w niedzielę ruch jest znikomy, więc jechało się luksusowo :-)
W Kiezmarku skręciliśmy w kierunku Przegaliny i całkiem fajnymi, bocznymi asfaltówkami dotarliśmy do śluzy w Przegalinie. Tam krótki postój-Dominik pewnie wstawi jakieś foty na swoim blogu, bo to on robił zdjęcia.
Ze śluzy w Przegalinie pojechaliśmy Świbnieńską do Świbna, gdzie był krótki postój pod sklepem na uzupełnienie płynów. Podjechaliśmy jeszcze pod przeprawę promową żeby zobaczyć czemu jest zamknięta: lina zdjęta, promu nie ma, budka zamknięta na głucho, tablicy informacyjnej nie ma. Czyżby jakiś remont generalny, czy tej jesieni/zimy prom nie pływa- nie wiadomo o co chodzi, bo żadnej informacji nie było.
Z przeprawy wyruszyliśmy w kierunky Sobieszewa. Przez Świbno jechaliśmy drogą rowerową. Na końcu drogi rowerowej ZONK- Dominik złapał gumę :-( Prawdopodobnie jak przejeżdżaliśmy przy wiacie przystankowej (było pełno drobnych odłamków szkła z potłuczonej szyby).
Tak więc nieplanowany postój na klejenie dętki :-(
Po zaklejeniu ruszyliśmy dalej (na szczęście dalej obyło się bez tego typu przykrych przygód) do Sobieszewa. Za Sobieszewem skręciliśmy w Płońską, potem Benzynową i dojechaliśmy znowu do krajowej 7-ki (pod Makro), pod Lotosem znowu skręciliśmy w Tamę Pędzichowską i prawie tą samą drogą wróciliśmy do Centrum Gdańska.
Tam się pożegnaliśmy i każdy pojechał do domu.
Dzięki Dominik za wyciągnięcie mnie na fajną wycieczkę i miłe towarzystwo :-)
Pozdrower i mam nadzieję że niedługo znowu gdzieś uda się wyskoczyć.
Na swoim blogu Dominik pewnie wrzuci wlepkę śladu trasy którą przejechaliśmy.
A TUTAJ zdjęcia i wlepka GPS na blogu Dominika.
dpd (rano mokro)
Piątek, 19 listopada 2010 | dodano:19.11.2010
Km: | 35.34 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:26 | km/h: | 24.66 |
Pr. maks.: | 44.98 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Pracuś Doskonały |
Rano jak wstałem padał deszcz. Towarzyszył mi zresztą całą drogę do pracy.
Tempo lajtowe, nic spektakularnego.
Powrót: przez Park Północny w Sopocie+ jedna rundka po parku.
Tempo lajtowe, nic spektakularnego.
Tempo lajtowe, nic spektakularnego.
Powrót: przez Park Północny w Sopocie+ jedna rundka po parku.
Tempo lajtowe, nic spektakularnego.
dpd (masakrator Grzegorz)
Czwartek, 18 listopada 2010 | dodano:18.11.2010
Km: | 24.57 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:59 | km/h: | 24.99 |
Pr. maks.: | 42.23 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Pracuś Doskonały |
Rano: w miarę ciepło, jeszcze trochę wilgotno, jechało się dobrze, tempem lajtowym- nic spektakularnego.
W ciągu dnia zaczęła padać mżawka. Powrót w lekkiej mżawce.
Jak skręciłem od morza w Hallera, minąłem jakiegoś bikera stojącego na brzegu drogi rowerowej. Po chwili poczułem że jedzie mi na plecach :-) Myślę sobie, przyspieszę i go zgubię.
Przyspieszam, przyspieszam a on ciągle siedzi mi na plecach. W końcu przy Klinicznej było czerwone i zatrzymaliśmy się obaj na światłach: przywitałem się, przedstawiłem, dowiedziałem się że ma na imię Grzegorz.
Chwilę jechaliśmy razem i gadaliśmy, po czym za Lotosem na Zwycięstwa Grzegorz tak nacisnął na pedały, że jak rozpędził się do ok. 40/h to ja zbastowałem i tym sposobiem świeżo poznany "masakrator" Grzegorz sobie pojechał. Pozdrower i szacuneczek :-)
W ciągu dnia zaczęła padać mżawka. Powrót w lekkiej mżawce.
Jak skręciłem od morza w Hallera, minąłem jakiegoś bikera stojącego na brzegu drogi rowerowej. Po chwili poczułem że jedzie mi na plecach :-) Myślę sobie, przyspieszę i go zgubię.
Przyspieszam, przyspieszam a on ciągle siedzi mi na plecach. W końcu przy Klinicznej było czerwone i zatrzymaliśmy się obaj na światłach: przywitałem się, przedstawiłem, dowiedziałem się że ma na imię Grzegorz.
Chwilę jechaliśmy razem i gadaliśmy, po czym za Lotosem na Zwycięstwa Grzegorz tak nacisnął na pedały, że jak rozpędził się do ok. 40/h to ja zbastowałem i tym sposobiem świeżo poznany "masakrator" Grzegorz sobie pojechał. Pozdrower i szacuneczek :-)