dpd(test nowych rękawic)-ciepło
Poniedziałek, 6 grudnia 2010 | dodano:06.12.2010
Km: | 25.31 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:09 | km/h: | 22.01 |
Pr. maks.: | 42.63 | Temperatura: | 1.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Pracuś Doskonały |
Rano: ciepło ponad +1 stopień, wszystko się topiło, miejscami błocko. Nie zakładałem ani kominiarki ani drugiej kurtki, ale za to założyłem nowe rękawice które kupiłem w sobotę. Mają być moim ratunkiem na zamarzające na mrozie ręce. Jeżeli to nie pomoże, to już nie wiem co będę miał zrobić. Są to solidne narciarskie rękawice Rossignol R7 z Gore-tex'em. Oto one:

Kosztowały furę pieniędzy i to moja ostatnia deska ratunku.
Niestety dzisiejszy dzień nie był dobrym dniem na testowanie rękawic, bo za ciepło dziś było. W ciągu dnia temperatura dochodziła nawet do +5 stopni.
Powrót: zaczął już lekko ścinać mrozek po całodniowej odwilży, więc miejscami trzeba było uważać, bo śliskawo było. Ogólnie jednak było nadal bardzo ciepło: jechałem tylko w letniej koszulce z krótkim rękawem i kurtce softshell'owej, na głowie miałem cieniutką czapeczkę, nie miałem też ochraniaczy na kolanach i było mi ciepło. Ogólnie jechało się super.

Kosztowały furę pieniędzy i to moja ostatnia deska ratunku.
Niestety dzisiejszy dzień nie był dobrym dniem na testowanie rękawic, bo za ciepło dziś było. W ciągu dnia temperatura dochodziła nawet do +5 stopni.
Powrót: zaczął już lekko ścinać mrozek po całodniowej odwilży, więc miejscami trzeba było uważać, bo śliskawo było. Ogólnie jednak było nadal bardzo ciepło: jechałem tylko w letniej koszulce z krótkim rękawem i kurtce softshell'owej, na głowie miałem cieniutką czapeczkę, nie miałem też ochraniaczy na kolanach i było mi ciepło. Ogólnie jechało się super.
dpd(prawie wyrównany rekord)
Piątek, 3 grudnia 2010 | dodano:03.12.2010
Km: | 25.34 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:15 | km/h: | 20.27 |
Pr. maks.: | 36.58 | Temperatura: | -15.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Pracuś Doskonały |
O temperaturę chodzi oczywiście :-) Dziś rano jak wychodziłem było -15 stopni. Mój rekord to -16. Muszę koniecznie pochwalić służby odśnieżania w Gdańsku, ponieważ dziś cała moja trasa rowerowa do pracy była pięknie odśnieżona!! Dziś rano spotkałem tylko 4 bikerów.
Powrót: Jak wychodziłem z pracy było -6 do -7 stopni- wyrażnie czuło się że jest cieplej. Jakoś ciężko mi się jechało, nie wiem dlaczego. Mało siły w mięśniach- może to od mrozu? A może potrzebuję odpocząć i wyspać się przez weekend?
Ręce marzną strasznie, muszę pilnie coś pomyśleć, bo ciągle balansuję na granicy odmrożeń. Na Hallera korek taki jak wczoraj, a ja sobie jadę :-)
Ach no i jeszcze zapomniałem napisać, że jak wraca się po ciemku z pracy nad morzem (świecą latarnie i jest ładny mrozek) to przecudnie śnieg skrzy się w świetle- po prostu rewelacja. Teraz jak nie wieje, to nad morzem jest taka cudowna cisza, że można się wsłuchiwać w skrzypienie opony na śniegu.
Powrót: Jak wychodziłem z pracy było -6 do -7 stopni- wyrażnie czuło się że jest cieplej. Jakoś ciężko mi się jechało, nie wiem dlaczego. Mało siły w mięśniach- może to od mrozu? A może potrzebuję odpocząć i wyspać się przez weekend?
Ręce marzną strasznie, muszę pilnie coś pomyśleć, bo ciągle balansuję na granicy odmrożeń. Na Hallera korek taki jak wczoraj, a ja sobie jadę :-)
Ach no i jeszcze zapomniałem napisać, że jak wraca się po ciemku z pracy nad morzem (świecą latarnie i jest ładny mrozek) to przecudnie śnieg skrzy się w świetle- po prostu rewelacja. Teraz jak nie wieje, to nad morzem jest taka cudowna cisza, że można się wsłuchiwać w skrzypienie opony na śniegu.
dpd(wiatr,śnieg,ślizg na biodrze:-)
Czwartek, 2 grudnia 2010 | dodano:02.12.2010
Km: | 25.33 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:14 | km/h: | 20.54 |
Pr. maks.: | 38.22 | Temperatura: | -7.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Pracuś Doskonały |
Rano: jakieś -7 stopni. ICM znowu strzelił w 10-kę z prognozą, zapowiadali że od 7 będzie padał śnieg....no i zaczął padać punkt 7 :-)
Jak wyruszyłem, to aż mnie zatkało ..... taki zawiał wiatr, na 3 Maja w Gdańsku tak wiał w twarz, że prawie zatrzymywał w miejscu. Dalej było już lepiej, choć padający śnieg w połączeniu z wiatrem w twarz niezbyt uprzyjemniały jazdę.
Najtrudniej było dojechać nad morze, bo tam wiatr już był boczno-tylny więc nawet całkiem ładnie popychał w plecy. Pod samą pracą podmuch wiatru (rozpędzony wzdłuż budynku) zwiał mnie z drogi i prawie wpasował w drzewo....uff cudem się jakoś wybroniłem, ale adrenalinka mi skoczyła :-)
Cały dzień w pracy pięknie sypał śnieg i znowu ICM strzelił w 10- zapowiadał że o 15 silne opady ustaną i będzie najwyżej pruszyć.....i tak się stało :-)
Powrót: całkiem ładnie nasypało śniegu, ale jechać po takim świeżutkim puchu to czysta przyjemność, tylko miejscami gdzie nawiało zaspy jechało się ciężej. Bikerów spotkałem może z 5 (maks), ale nad morzem sporo śladów rowerowych.
W okolicach mola w Brzeźnie tak dobrze mi się jechało po tym puchu, że rozpędziłem się chyba troszkę za mocno i niestety ...... stało się. Zapomniałem że pod tym śnieżnym puchem jest miejscami lód ...... no i trafiłem na taką lodową taflę :-(
Poczułem że tył mi odjeżdża, zdążyłem jeszcze zrobić kontrę kierownicą, przednie koło na tym lodzie również odjechało a ja cudownym ślizgiem wyłożyłem się na glebę waląc przy okazji łokciem i biodrem o lód. Po tym jak znalazłem się na glebie sunąłem jeszcze bokiem na biodrze ze 2 metry po tym lodzie, a co ciekawe rower sunął jeszcze następne 2 metry :-) Na szczęście poza lekko obtłuczonym łokciem nic się nie stało......co to znaczy gleba w śnieg :-) prawie przyjemność :-)
Dalej jechałem już dużo ostrożniej.
Największego szoku doznałem na Hallera kiedy tuż za zajezdnią autobusową zobaczyłem że droga rowerowa ...... tak to nie pomyłka ...... !!!!JEST ODŚNIEŻONA!!!! Im dalej jechałem tym bardziej opadała mi kopara .....Hallera do końca była ODŚNIEŻONA, i na Zwycięstwa !!!TEŻ BYŁO ODŚNIEŻONE!!!
Takiej niespodzianki to się nie spodziewałem :-) Ogólnie jechało się bardzo przyjemnie, tylko jak zwykle ręce strasznie marzły :-(
Jak wyruszyłem, to aż mnie zatkało ..... taki zawiał wiatr, na 3 Maja w Gdańsku tak wiał w twarz, że prawie zatrzymywał w miejscu. Dalej było już lepiej, choć padający śnieg w połączeniu z wiatrem w twarz niezbyt uprzyjemniały jazdę.
Najtrudniej było dojechać nad morze, bo tam wiatr już był boczno-tylny więc nawet całkiem ładnie popychał w plecy. Pod samą pracą podmuch wiatru (rozpędzony wzdłuż budynku) zwiał mnie z drogi i prawie wpasował w drzewo....uff cudem się jakoś wybroniłem, ale adrenalinka mi skoczyła :-)
Cały dzień w pracy pięknie sypał śnieg i znowu ICM strzelił w 10- zapowiadał że o 15 silne opady ustaną i będzie najwyżej pruszyć.....i tak się stało :-)
Powrót: całkiem ładnie nasypało śniegu, ale jechać po takim świeżutkim puchu to czysta przyjemność, tylko miejscami gdzie nawiało zaspy jechało się ciężej. Bikerów spotkałem może z 5 (maks), ale nad morzem sporo śladów rowerowych.
W okolicach mola w Brzeźnie tak dobrze mi się jechało po tym puchu, że rozpędziłem się chyba troszkę za mocno i niestety ...... stało się. Zapomniałem że pod tym śnieżnym puchem jest miejscami lód ...... no i trafiłem na taką lodową taflę :-(
Poczułem że tył mi odjeżdża, zdążyłem jeszcze zrobić kontrę kierownicą, przednie koło na tym lodzie również odjechało a ja cudownym ślizgiem wyłożyłem się na glebę waląc przy okazji łokciem i biodrem o lód. Po tym jak znalazłem się na glebie sunąłem jeszcze bokiem na biodrze ze 2 metry po tym lodzie, a co ciekawe rower sunął jeszcze następne 2 metry :-) Na szczęście poza lekko obtłuczonym łokciem nic się nie stało......co to znaczy gleba w śnieg :-) prawie przyjemność :-)
Dalej jechałem już dużo ostrożniej.
Największego szoku doznałem na Hallera kiedy tuż za zajezdnią autobusową zobaczyłem że droga rowerowa ...... tak to nie pomyłka ...... !!!!JEST ODŚNIEŻONA!!!! Im dalej jechałem tym bardziej opadała mi kopara .....Hallera do końca była ODŚNIEŻONA, i na Zwycięstwa !!!TEŻ BYŁO ODŚNIEŻONE!!!
Takiej niespodzianki to się nie spodziewałem :-) Ogólnie jechało się bardzo przyjemnie, tylko jak zwykle ręce strasznie marzły :-(
dpd(mróz, mróz, ale lodu coraz mniej)
Środa, 1 grudnia 2010 | dodano:01.12.2010
Km: | 25.39 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:10 | km/h: | 21.76 |
Pr. maks.: | 39.24 | Temperatura: | -12.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Pracuś Doskonały |
Rano: na termometrze -12, ale pogodnie, śnieg nie padał, jechało się b.dobrze.
Wczoraj wydawało mi się że lodu na drogach rowerowych coraz mniej, ale stukałem się w głowę.... przecież jak, nie roztapia się przecież bo cały czas jest minus.
A jednak miałem rację.....jest go coraz mniej za każdym razem. Sądzę że wykrusza się pod kołami bikerów i wiatr go potem wywiewa. Jedzie się coraz pewniej i coraz mniej niebezpiecznych lodowych tafli. Problemem są tylko strasznie marznące ręce :-(
Powrót: nad samym morzem straszny mordewind, temperatura taka sama jak rano, znowu marznące ręce. Mimo to jechało się bardzo dobrze a i średnia się poprawiła dzięki zmniejszającej się ilości lodu.
Ciekaw jestem co będzie jutro, bo od 9 rano ma sypać do końca dnia śnieg- ciekawe co to będzie ;-)
A moja Sigma 1106 okazuje się być szmelcem. Zamarza przy -12 :-(. Moja stara Vetta przy -16 nie robiła żadnych numerów a Sigma już przy -12. Coś świruje w zmierzonych dystansach, wyświetla odczyty z taką flegmą że nie da się odczytać aktualnej prędkości, nie mówiąc o zmianie trybów w czasie jazdy- o tej funkcjonalności praktycznie można zapomnieć. Słabo to o niej świadczy :-(
Wczoraj wydawało mi się że lodu na drogach rowerowych coraz mniej, ale stukałem się w głowę.... przecież jak, nie roztapia się przecież bo cały czas jest minus.
A jednak miałem rację.....jest go coraz mniej za każdym razem. Sądzę że wykrusza się pod kołami bikerów i wiatr go potem wywiewa. Jedzie się coraz pewniej i coraz mniej niebezpiecznych lodowych tafli. Problemem są tylko strasznie marznące ręce :-(
Powrót: nad samym morzem straszny mordewind, temperatura taka sama jak rano, znowu marznące ręce. Mimo to jechało się bardzo dobrze a i średnia się poprawiła dzięki zmniejszającej się ilości lodu.
Ciekaw jestem co będzie jutro, bo od 9 rano ma sypać do końca dnia śnieg- ciekawe co to będzie ;-)
A moja Sigma 1106 okazuje się być szmelcem. Zamarza przy -12 :-(. Moja stara Vetta przy -16 nie robiła żadnych numerów a Sigma już przy -12. Coś świruje w zmierzonych dystansach, wyświetla odczyty z taką flegmą że nie da się odczytać aktualnej prędkości, nie mówiąc o zmianie trybów w czasie jazdy- o tej funkcjonalności praktycznie można zapomnieć. Słabo to o niej świadczy :-(
dpd(powtórka z wczoraj)
Wtorek, 30 listopada 2010 | dodano:30.11.2010
Km: | 25.31 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:17 | km/h: | 19.72 |
Pr. maks.: | 31.58 | Temperatura: | -5.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Pracuś Doskonały |
Rano: -5,5 stopnia, pogodnie, wiatr chyba troszkę słabszy niż wczoraj ale i tak solidny. Lód dalej leży, trzeba bardzo uważać, tempo więc powolne. Swoją drogą, to chyba mróz też odbiera siły mięśniom- jakoś tak bardziej ospale kręcę na mrozie.
Powrót: bez zmian, wszystko to samo.
W trakcie jazdy muszę się zatrzymywać i grzać ręce, bo jednak solidnie marzną- aż palce bolą. Ogólnie jednak jechało się OK.
Jutro zapowiadają solidny mróz.
Chyba na mrozie licznik mi wariuje troszkę, bo wczoraj i dziś pokonałem dokładnie tą samą trasę a wczoraj pokazał 25,7 a dzisiaj 25,31- zobaczymy- zapisuję co wskazuje.
Powrót: bez zmian, wszystko to samo.
W trakcie jazdy muszę się zatrzymywać i grzać ręce, bo jednak solidnie marzną- aż palce bolą. Ogólnie jednak jechało się OK.
Jutro zapowiadają solidny mróz.
Chyba na mrozie licznik mi wariuje troszkę, bo wczoraj i dziś pokonałem dokładnie tą samą trasę a wczoraj pokazał 25,7 a dzisiaj 25,31- zobaczymy- zapisuję co wskazuje.
dpd(wiatr,lód-lekki hardkor)
Poniedziałek, 29 listopada 2010 | dodano:29.11.2010
Km: | 25.70 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:20 | km/h: | 19.28 |
Pr. maks.: | 34.21 | Temperatura: | -3.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Pracuś Doskonały |
Rano: ok. -3 stopni, pogodnie, śnieg nie padał, tyle że wiatr wiał bardzo mocno. Jechało by się świetnie, niestety drogi rowerowe (prawie cała Hallera i większość nad morzem) pokryte warstwą lodu i ani grama piasku na tym lodzie :-(. Jechać w związku z tym trzeba było bardzo powoli i ostrożnie- tak też jechałem- a i tak co chwilę gdzieś tam mnie woziło. Na szczęście udało się dojechać do pracy bez żadnej gleby- nie wiem jakim cudem ale się udało :-).
Powrót: wiatr rozhulał się jeszcze bardziej, lodu tyle samo i dalej zero piasku. Na morzu były przepiękne, ogromne fale, więc zajechałem na chwilkę na molo w Brzeźnie, żeby popodziwiać. Dalszy powrót tak jak i rano- bardzo powoli i rozważnie, bo pieruńsko ślisko na tym lodzie. Oj przydałyby się dziś pożądne oponki z kolcami. Na szczęście udało się dojechać do domu bez gleby.
Jednak tempo dzisiejszych przejazdów po prostu "zabójcze" :-)
Powrót: wiatr rozhulał się jeszcze bardziej, lodu tyle samo i dalej zero piasku. Na morzu były przepiękne, ogromne fale, więc zajechałem na chwilkę na molo w Brzeźnie, żeby popodziwiać. Dalszy powrót tak jak i rano- bardzo powoli i rozważnie, bo pieruńsko ślisko na tym lodzie. Oj przydałyby się dziś pożądne oponki z kolcami. Na szczęście udało się dojechać do domu bez gleby.
Jednak tempo dzisiejszych przejazdów po prostu "zabójcze" :-)
dpd (mrozek na powrocie)
Piątek, 26 listopada 2010 | dodano:26.11.2010
Km: | 25.13 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:02 | km/h: | 24.32 |
Pr. maks.: | 42.23 | Temperatura: | -1.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Pracuś Doskonały |
Rano: ok. 0 stopni, a nawet lekko poniżej- rześko. Jechało się przyjemnie i w końcu nie było słychać rzężenia tylnego koła :-).
Powrót: zgodnie z zapowiedziami z ICM-u temperatura spadła poniżej zera, czuć było lekki mrozek. Jak wróciłem na termometrze w domu miałem -1. Tempo lajtowe, jechało się przyjemnie. Bez sensacji takich jak wczoraj ;-)
Powrót: zgodnie z zapowiedziami z ICM-u temperatura spadła poniżej zera, czuć było lekki mrozek. Jak wróciłem na termometrze w domu miałem -1. Tempo lajtowe, jechało się przyjemnie. Bez sensacji takich jak wczoraj ;-)
dpd(złamana oś)
Czwartek, 25 listopada 2010 | dodano:25.11.2010
Km: | 23.98 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:16 | km/h: | 18.93 |
Pr. maks.: | 41.06 | Temperatura: | 1.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Pracuś Doskonały |
Mój kochany rowerek dowiózł mnie do domu :-) Nie wiem jak on to zrobił, ale mnie dowiózł :-) ale po kolei.
Rano: jak wstałem nie padało (ucieszyłem się bo miało padać), temperatura ok. 1 stopnia, jechało się bardzo dobrze. Wiatr trochę wiał, ale nie stanowiło to problemu. Dziś doświadczyłem luksusu przechowywania roweru w garażu podziemnym w pracy- pełen wypas.
Powrót: no i tu pełen ZONK. Jak tylko wyjechałem z garażu podziemnego i nacisnąłem na pedały, usłyszałem TRRRAACHCHCH! i poczułem że koło się blokuje :-(
Jak zszedłem z roweru i zerknąłem, to już wiedziałem że jest pozamiatane- oś w tylnym kole się złamała :-( a koło przekrzywiło się w taki sposób że opona ocierała o brzeg ramy. Opcji wiele nie było: albo spróbować jechać (jeżeli się da) albo nawalać z buta 12 km. Wybrałem opcję pierwszą. Wsiadłem na rower i powolutku, przezwyciężając opór ocierającej opony ruszyłem. Jak rozpędziłem się delikatnie do 12-13 km/h i przestałem naciskać na pedały to koło zaczynało się lżej kręcić i jakoś się jechało. Prędkość przejazdu zawrotna 15-17 km/h. Dominik ;-) nawet zatrzymywałem się na czerwonych światłach ;-) Im bliżej domu tym ciężej się jechało, bo wszystko powoli zaczynało się zacierać, sukcesywnie wypadały kolejne kulki z łożysk koła, co kawałek koło nagle zaczynało hamować jakbym naciskał hamulec. Jak wchodziłem po schodach do domu to z łożysk wypadały na schodach ostatnie kulki. Nie wiem jakim cudem dojechałem do domu, bo koło praktycznie się już nie obraca (tak jest zatarte), ale dojechałem :-) Mój kochany Authorek mnie dowiózł. Teraz muszę iść, dokonać kradzieży ;-) koła z roweru mojej żony, żebym miał czym do pracy jutro dojechać.
Uff jest godzina 23, mój rower zdatny do jazdy :-) Wymontowałem koło z roweru żony (razem z łańcuchem oczywiście), przeserwisowałem (rozbiórka, smarowanie, regulacja) i zamontowałem do swojego, przy okazji zrzucając z niego wielką szuflę błota.
A tutaj zdjęcie mojej złamanej tylnej osi zaraz po tym jak wypadła z koła po jego odkręceniu. Na szczęście złamała się przy wolnobiegu, dlatego dało się jechać :-) Gdyby złamała się z drugiej strony to byłoby pozamiatane:

A tutaj zbliżenie na miejsce złamania. Złamanie nastąpiło w miejscu nadpiłowania osi przez piastę:

A tutaj druga strona osi,w identyczny sposób nadpiłowana jak tam gdzie się złamało. Nie jestem natomiast w stanie stwierdzić, czy to poniższe nadpiłowanie powstało dziś, kiedy jechałem na złamanej, czy było już wcześniej. Wyjaśniły sie też w związku z tym tajemnicze dzwięki jakie wydobywały się od dawna z mojego koła podczas jazdy- jakieś takie hurkocząco-grzechocząco-jakieś tam (trudno określić).... to pewnie były odgłosy piłowania osi :-)
Rano: jak wstałem nie padało (ucieszyłem się bo miało padać), temperatura ok. 1 stopnia, jechało się bardzo dobrze. Wiatr trochę wiał, ale nie stanowiło to problemu. Dziś doświadczyłem luksusu przechowywania roweru w garażu podziemnym w pracy- pełen wypas.
Powrót: no i tu pełen ZONK. Jak tylko wyjechałem z garażu podziemnego i nacisnąłem na pedały, usłyszałem TRRRAACHCHCH! i poczułem że koło się blokuje :-(
Jak zszedłem z roweru i zerknąłem, to już wiedziałem że jest pozamiatane- oś w tylnym kole się złamała :-( a koło przekrzywiło się w taki sposób że opona ocierała o brzeg ramy. Opcji wiele nie było: albo spróbować jechać (jeżeli się da) albo nawalać z buta 12 km. Wybrałem opcję pierwszą. Wsiadłem na rower i powolutku, przezwyciężając opór ocierającej opony ruszyłem. Jak rozpędziłem się delikatnie do 12-13 km/h i przestałem naciskać na pedały to koło zaczynało się lżej kręcić i jakoś się jechało. Prędkość przejazdu zawrotna 15-17 km/h. Dominik ;-) nawet zatrzymywałem się na czerwonych światłach ;-) Im bliżej domu tym ciężej się jechało, bo wszystko powoli zaczynało się zacierać, sukcesywnie wypadały kolejne kulki z łożysk koła, co kawałek koło nagle zaczynało hamować jakbym naciskał hamulec. Jak wchodziłem po schodach do domu to z łożysk wypadały na schodach ostatnie kulki. Nie wiem jakim cudem dojechałem do domu, bo koło praktycznie się już nie obraca (tak jest zatarte), ale dojechałem :-) Mój kochany Authorek mnie dowiózł. Teraz muszę iść, dokonać kradzieży ;-) koła z roweru mojej żony, żebym miał czym do pracy jutro dojechać.
Uff jest godzina 23, mój rower zdatny do jazdy :-) Wymontowałem koło z roweru żony (razem z łańcuchem oczywiście), przeserwisowałem (rozbiórka, smarowanie, regulacja) i zamontowałem do swojego, przy okazji zrzucając z niego wielką szuflę błota.
A tutaj zdjęcie mojej złamanej tylnej osi zaraz po tym jak wypadła z koła po jego odkręceniu. Na szczęście złamała się przy wolnobiegu, dlatego dało się jechać :-) Gdyby złamała się z drugiej strony to byłoby pozamiatane:

A tutaj zbliżenie na miejsce złamania. Złamanie nastąpiło w miejscu nadpiłowania osi przez piastę:

A tutaj druga strona osi,w identyczny sposób nadpiłowana jak tam gdzie się złamało. Nie jestem natomiast w stanie stwierdzić, czy to poniższe nadpiłowanie powstało dziś, kiedy jechałem na złamanej, czy było już wcześniej. Wyjaśniły sie też w związku z tym tajemnicze dzwięki jakie wydobywały się od dawna z mojego koła podczas jazdy- jakieś takie hurkocząco-grzechocząco-jakieś tam (trudno określić).... to pewnie były odgłosy piłowania osi :-)

dpd (czuć, że idzie chłód)
Środa, 24 listopada 2010 | dodano:24.11.2010
Km: | 24.59 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:59 | km/h: | 25.01 |
Pr. maks.: | 43.90 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Pracuś Doskonały |
Rano: luksusowo, w miarę ciepło, w czasie jazdy pokapywał deszcz ale jechało się b.dobrze- tempo lajtowe.
Powrót: zrobił się trochę wiatr, który ładnie popychał w plecy, nie padało- jechało się łatwo, lekko i przyjemnie. Trzeba było jedynie uważać na pieszych i kierowców bo chodzą i jeżdżą dziś jak potłuczeni :-( W drodze powrotnej wyraźnie dało się odczuć że idzie chłód, bo jakoś takie powietrze wydawało się "prawie mroźne".
A poniżej postanowiłem wrzucić kilka zdjęć mojego napędu, który tak wygląda po kilku dniach jeżdżenia do pracy w deszczu/po deszczu itd.- wcale nie po jakichś błotnistych polnych drogach ale po asfaltowych drogach rowerowych w Gdańsku:




Powrót: zrobił się trochę wiatr, który ładnie popychał w plecy, nie padało- jechało się łatwo, lekko i przyjemnie. Trzeba było jedynie uważać na pieszych i kierowców bo chodzą i jeżdżą dziś jak potłuczeni :-( W drodze powrotnej wyraźnie dało się odczuć że idzie chłód, bo jakoś takie powietrze wydawało się "prawie mroźne".
A poniżej postanowiłem wrzucić kilka zdjęć mojego napędu, który tak wygląda po kilku dniach jeżdżenia do pracy w deszczu/po deszczu itd.- wcale nie po jakichś błotnistych polnych drogach ale po asfaltowych drogach rowerowych w Gdańsku:





dpd (rano mokro)
Wtorek, 23 listopada 2010 | dodano:23.11.2010
Km: | 24.58 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:00 | km/h: | 24.58 |
Pr. maks.: | 44.34 | Temperatura: | 5.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Pracuś Doskonały |
Rano jak wstawałem, to już wiedziałem że prognozy pogody nie kłamały- deszcz bębnił po parapecie jak złoto. W miarę ciepło 4-5 stopni.
Cała droga do pracy w deszczu, na szczęście deszcz nie był bardzo mocny, taki sobie średni- nawet przyjemnie się jechało.
Powrót: deszcz już nie padał, niestety spieszyłem się więc najkrótszą drogą do domu. Tempo lajtowe, nic spektakularnego.
Cała droga do pracy w deszczu, na szczęście deszcz nie był bardzo mocny, taki sobie średni- nawet przyjemnie się jechało.
Powrót: deszcz już nie padał, niestety spieszyłem się więc najkrótszą drogą do domu. Tempo lajtowe, nic spektakularnego.