Wpisy archiwalne w kategorii
do pracy
Dystans całkowity: | 25359.95 km (w terenie 5301.25 km; 20.90%) |
Czas w ruchu: | 1222:20 |
Średnia prędkość: | 20.75 km/h |
Maksymalna prędkość: | 53.45 km/h |
Liczba aktywności: | 459 |
Średnio na aktywność: | 55.25 km i 2h 39m |
Więcej statystyk |
dpd- zły bakcyl
Środa, 30 kwietnia 2014 | dodano:30.04.2014Kategoria do pracy
Km: | 56.55 | Km teren: | 7.00 | Czas: | 02:42 | km/h: | 20.94 |
Pr. maks.: | 44.23 | Temperatura: | 7.8 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Pracuś Doskonały |
Oj złapałem jakiegoś złego bakcyla. Po przyjeździe rano do pracy zaczęła mnie boleć głowa i chyba miałem gorączkę :-(
Teraz po powrocie do domu dołączył jeszcze ból gardła. Zapakowałem sobie jakieś leki i zobaczymy co będzie jutro.
Trzeba się też będzie porządnie wyspać. Niestety wybierałem się jutro na wycieczkę z synem, ale obaj jesteśmy podziębieni, więc chyba trzeba będzie odpuścić. A teraz co dziś się działo.
Rano: temperatura niby 7,8 stopnia na termometrze przy domu, ale jakoś za ciepło nie było. Musiałem szybko kurtkę zapinać, bo przewiewało do kości.
W drodze do pracy poznałem Krzysztofa, który okazuje się jest właściwie moim sąsiadem i codziennie dojeżdza rowerem do pracy po tej samej trasie. Pozdrower i mam nadzieję, że będzie jeszcze nieraz okazja razem gdzieś pokręcić.
Trasa do pracy niestety najkrótsza: przez Reja, bo rano zabałaganiłem ze wstawaniem i nie było czasu na żadne dodatkowe kręcenie.
Powrót: nad morzem odczuwalna ok. 6 stopni a w głębi lądu ok. 13 stopni- szału więc nie było. Wracałem w kurtce (nie na krótko) i nad morzem nawet musiałem jechać w zapiętej.
Z pracy rundka do Brzeźna. Dziś dość pusto, choć ruch i tak znacznie większy nić jeszcze w ub. tygodniu.
Z Jelitkowa pojechałem trasą Turysty, przez Dolinę Radości i Kleszą a potem żeby nie dusić się w smrodzie spalin na Słowackiego odbiłem w las, żeby dojechać do osiedla na wysokości skrzyżowania w Matarni i dopiero tam się wbić na ddr.
Dalej standardowo ddr do lotniska i po płytach do Meteorytowej. Dalej Dębową do Barniewic i przez las do Banina.
Drogę przez las z Barniewic do Banina "poprawili" dla samochodów, w sensie wyrównali ją. Niestety spowodowało to, że zrobiła się strasznie piaszczysta i rowerem jedzie się nią teraz naprawdę źle.
Teraz po powrocie do domu dołączył jeszcze ból gardła. Zapakowałem sobie jakieś leki i zobaczymy co będzie jutro.
Trzeba się też będzie porządnie wyspać. Niestety wybierałem się jutro na wycieczkę z synem, ale obaj jesteśmy podziębieni, więc chyba trzeba będzie odpuścić. A teraz co dziś się działo.
Rano: temperatura niby 7,8 stopnia na termometrze przy domu, ale jakoś za ciepło nie było. Musiałem szybko kurtkę zapinać, bo przewiewało do kości.
W drodze do pracy poznałem Krzysztofa, który okazuje się jest właściwie moim sąsiadem i codziennie dojeżdza rowerem do pracy po tej samej trasie. Pozdrower i mam nadzieję, że będzie jeszcze nieraz okazja razem gdzieś pokręcić.
Trasa do pracy niestety najkrótsza: przez Reja, bo rano zabałaganiłem ze wstawaniem i nie było czasu na żadne dodatkowe kręcenie.
Powrót: nad morzem odczuwalna ok. 6 stopni a w głębi lądu ok. 13 stopni- szału więc nie było. Wracałem w kurtce (nie na krótko) i nad morzem nawet musiałem jechać w zapiętej.
Z pracy rundka do Brzeźna. Dziś dość pusto, choć ruch i tak znacznie większy nić jeszcze w ub. tygodniu.
Z Jelitkowa pojechałem trasą Turysty, przez Dolinę Radości i Kleszą a potem żeby nie dusić się w smrodzie spalin na Słowackiego odbiłem w las, żeby dojechać do osiedla na wysokości skrzyżowania w Matarni i dopiero tam się wbić na ddr.
Dalej standardowo ddr do lotniska i po płytach do Meteorytowej. Dalej Dębową do Barniewic i przez las do Banina.
Drogę przez las z Barniewic do Banina "poprawili" dla samochodów, w sensie wyrównali ją. Niestety spowodowało to, że zrobiła się strasznie piaszczysta i rowerem jedzie się nią teraz naprawdę źle.
OpO- męczenie podjazdów
Wtorek, 29 kwietnia 2014 | dodano:29.04.2014Kategoria do pracy
Km: | 50.18 | Km teren: | 5.00 | Czas: | 02:25 | km/h: | 20.76 |
Pr. maks.: | 43.79 | Temperatura: | 7.5 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Pracuś Doskonały |
A tak dokładnie to męczenie się na podjazdach, ale szczegóły (szczególnie numer z biegaczem) za chwilę.
Ogólnie to chyba jest delikatny postęp :-), z czego się bardzo cieszę.
Rano: ubrałem się tak jak wczoraj (bez czapki, rozpięta kurtka), ale szybko musiałem zapiąć kurtkę bo było mi za chłodno. Niby ciepło, bo ok. 7,5 stopnia ale jakiś taki zimny wiatr był.
Do pracy tak jak wczoraj, czyli nową leśną obok Spacerowej. Jechało się przyzwoicie, choć średnia poranna wyszła gorsza niż wczoraj.
Powrót: nad morzem ok. 13 stopni ale w głębi lądu aż 17- spora różnica. Po pracy musiałem pojechać do Banku coś załatwić.
Po załatwieniu sprawy wróciłem nad morze i skręciłem jeszcze do ronda w Brzeźnie: nad morzem coraz większy ruch i trzeba coraz bardziej uważać- szczególnie na niesfornych rolkarzy jeżdżących całą szerokością ddr, najlepiej w parach.
Całkiem nieźle się jechało i nawet jakoś tak siły w nogach były.
Od morza postanowiłem pojechać trasą okrężną Turysty do Osowej, więc wdrapałem się od Doliny Radości przez Kleszą do Słowackiego. Ponieważ wyjątkowo dobrze mi się tą Kleszą podjeżdżało, więc (żeby nie jechać chodnikiem przy Słowaka w spalinach), postanowiłem zjechać do Matemblewa drogą leśników i z Matemblewa wykonać jeszcze jeden podjazd leśną szutrówką do Matarni, która zawsze mi się kojarzyła z największym hardkorem z leśnych podjazdów w TPK.
Jak tylko odbiłem w górę z Matemblewa, w oddali zobaczyłem biegacza, który sobie spokojniutko, wolniutko biegł w górę.
Dogoniłem go mniej więcej w miejscu gdzie zaczyna się trochę ostrzejszy podjazd i tam go wyprzedziłem. Zaraz potem zaczął się ten odcinek z najostrzejszym podjazdem, gdzie musiałem zredukować na małą z przodu i największą z tyłu (cięższego przełożenia aktualnie nie dałbym rady). I tak się ledwo turlam do góry, dysząc jak miech kowalski i nagle słyszę za sobą oddech wyprzedzonego biegacza. Buhaha :-) gościu mnie dogonił i wyprzedził i nie dałem rady go dogonić aż do samej góry :-) Dopiero jak wjechałem na samą górę, na płaskim wrzuciłem szybszy bieg i gościa wyprzedziłem :-) Normalnie szacun gościu. Kapelusze z głów.
To najlepiej świadczy o tragicznym stanie mojej kondycji, siły, formy, itd. Ale co tam się będę przejmował, zauważam postęp a to najważniejsze, reszta przyjdzie z czasem.
Dalej z Matarni trasą Turysty, którą ostatnio z nim jeździłem, plus jeszcze pokręciłem się po Osowej jakimiś mega dziurawymi szutrówkami, żeby dobić do 50 km.
Ogólnie jestem zadowolony, bo jest coraz lepiej. Nie zaliczam już zgonu, coraz lepiej mi się podjeżdża, na płaskich odcinkach mogę sobie już momentami trochę przycisnąć. Jest postęp, a to najważniejsze.
Mam tylko wrażenie, że mój rower coś zdeko dogorywa i zapewne w najmniej oczekiwanym momencie rozpierdaczy mi się tylne koło, choć przebieg ma symboliczny (ledwie 2 tys.km). Coś ja chyba nie mam szczęścia do tych tylnych kół :-(
Ogólnie to chyba jest delikatny postęp :-), z czego się bardzo cieszę.
Rano: ubrałem się tak jak wczoraj (bez czapki, rozpięta kurtka), ale szybko musiałem zapiąć kurtkę bo było mi za chłodno. Niby ciepło, bo ok. 7,5 stopnia ale jakiś taki zimny wiatr był.
Do pracy tak jak wczoraj, czyli nową leśną obok Spacerowej. Jechało się przyzwoicie, choć średnia poranna wyszła gorsza niż wczoraj.
Powrót: nad morzem ok. 13 stopni ale w głębi lądu aż 17- spora różnica. Po pracy musiałem pojechać do Banku coś załatwić.
Po załatwieniu sprawy wróciłem nad morze i skręciłem jeszcze do ronda w Brzeźnie: nad morzem coraz większy ruch i trzeba coraz bardziej uważać- szczególnie na niesfornych rolkarzy jeżdżących całą szerokością ddr, najlepiej w parach.
Całkiem nieźle się jechało i nawet jakoś tak siły w nogach były.
Od morza postanowiłem pojechać trasą okrężną Turysty do Osowej, więc wdrapałem się od Doliny Radości przez Kleszą do Słowackiego. Ponieważ wyjątkowo dobrze mi się tą Kleszą podjeżdżało, więc (żeby nie jechać chodnikiem przy Słowaka w spalinach), postanowiłem zjechać do Matemblewa drogą leśników i z Matemblewa wykonać jeszcze jeden podjazd leśną szutrówką do Matarni, która zawsze mi się kojarzyła z największym hardkorem z leśnych podjazdów w TPK.
Jak tylko odbiłem w górę z Matemblewa, w oddali zobaczyłem biegacza, który sobie spokojniutko, wolniutko biegł w górę.
Dogoniłem go mniej więcej w miejscu gdzie zaczyna się trochę ostrzejszy podjazd i tam go wyprzedziłem. Zaraz potem zaczął się ten odcinek z najostrzejszym podjazdem, gdzie musiałem zredukować na małą z przodu i największą z tyłu (cięższego przełożenia aktualnie nie dałbym rady). I tak się ledwo turlam do góry, dysząc jak miech kowalski i nagle słyszę za sobą oddech wyprzedzonego biegacza. Buhaha :-) gościu mnie dogonił i wyprzedził i nie dałem rady go dogonić aż do samej góry :-) Dopiero jak wjechałem na samą górę, na płaskim wrzuciłem szybszy bieg i gościa wyprzedziłem :-) Normalnie szacun gościu. Kapelusze z głów.
To najlepiej świadczy o tragicznym stanie mojej kondycji, siły, formy, itd. Ale co tam się będę przejmował, zauważam postęp a to najważniejsze, reszta przyjdzie z czasem.
Dalej z Matarni trasą Turysty, którą ostatnio z nim jeździłem, plus jeszcze pokręciłem się po Osowej jakimiś mega dziurawymi szutrówkami, żeby dobić do 50 km.
Ogólnie jestem zadowolony, bo jest coraz lepiej. Nie zaliczam już zgonu, coraz lepiej mi się podjeżdża, na płaskich odcinkach mogę sobie już momentami trochę przycisnąć. Jest postęp, a to najważniejsze.
Mam tylko wrażenie, że mój rower coś zdeko dogorywa i zapewne w najmniej oczekiwanym momencie rozpierdaczy mi się tylne koło, choć przebieg ma symboliczny (ledwie 2 tys.km). Coś ja chyba nie mam szczęścia do tych tylnych kół :-(
OpO (Osowa-praca-Osowa)
Poniedziałek, 28 kwietnia 2014 | dodano:28.04.2014Kategoria do pracy
Km: | 28.08 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:25 | km/h: | 19.82 |
Pr. maks.: | 42.94 | Temperatura: | 8.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Pracuś Doskonały |
Dziś w obie strony pojechałem nową leśną trasą wzdłuż Spacerowej.
Rano nie czułem jakiejś specjalnej mocy w nogach po 3-ch dniach odpoczynku, ale średnia wyszła ociupinkę lepsza, niż najlepsza w tym roku- znakiem tego jest ciutkę lepiej.
Powrót za to był niezłym wyzwaniem, bo o ile zjazd nową leśną trasą wzdłuż Spacerowej to czysta przyjemność (ostro z górki) to powrót to niezły hardkor. Lokalne krótkie podjazdy są naprawdę ostre a podjazd w ostatniej fazie to już (przy stanie mojej kondycji) prawdziwa rzeźnia- jechałem na najmniejszej tarczy z przodu (kiedyś wogóle jej nie używałem) i największej z tyłu, tempem 7,5-8 km/h. Po prostu śmiech na sali. Dyszałem za to jak miech kowalski, ale co tam dałem radę, podjechałem i roweru nie podprowadzałem- to najważniejsze. W czasach dobrej kondycji podjeżdżałem ten podjazd, specjalnie się nie zastanawiając nad jego ostrością, ale te czasy to obecnie przeszłość. Trzeba pracować :-)
Rano nie czułem jakiejś specjalnej mocy w nogach po 3-ch dniach odpoczynku, ale średnia wyszła ociupinkę lepsza, niż najlepsza w tym roku- znakiem tego jest ciutkę lepiej.
Powrót za to był niezłym wyzwaniem, bo o ile zjazd nową leśną trasą wzdłuż Spacerowej to czysta przyjemność (ostro z górki) to powrót to niezły hardkor. Lokalne krótkie podjazdy są naprawdę ostre a podjazd w ostatniej fazie to już (przy stanie mojej kondycji) prawdziwa rzeźnia- jechałem na najmniejszej tarczy z przodu (kiedyś wogóle jej nie używałem) i największej z tyłu, tempem 7,5-8 km/h. Po prostu śmiech na sali. Dyszałem za to jak miech kowalski, ale co tam dałem radę, podjechałem i roweru nie podprowadzałem- to najważniejsze. W czasach dobrej kondycji podjeżdżałem ten podjazd, specjalnie się nie zastanawiając nad jego ostrością, ale te czasy to obecnie przeszłość. Trzeba pracować :-)
OpO (Osowa-praca-Osowa)- w towarzystwie
Środa, 23 kwietnia 2014 | dodano:23.04.2014Kategoria do pracy
Km: | 28.75 | Km teren: | 2.50 | Czas: | 01:27 | km/h: | 19.83 |
Pr. maks.: | 38.46 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Pracuś Doskonały |
Dziś do pracy w wariancie łączonym: do Osowej blachosmrodem (trzeba dzieci odstawić do szkoły) i dalej rowerem. Powrót w odwrotnej konfiguracji.
W drodze powrotnej w towarzystwie Sirmicho. Dzięki za miłe towarzystwo.
Co do sił i kondycji: dziś szału nie było, ale na szczęście tragedii też nie było. No ale cóż, dziś dystans żaden to co miałoby się niby dziać.
Rano: w miarę ciepło. Jechałem w kurtce, ale bez czapki- było optymalnie. Po wyruszeniu rowerem, musiałem się po ok. 2 km cofnąć, bo nagle opadły mnie wątpliwości czy zamknąłem samochód. Oczywiście po powrocie okazało się że zamknąłem, ale gdybym nie sprawdził to cały dzień bym się zastanawiał i nie dałoby mi to spokoju. Przez ten cały powrót musiałem zmienić trasę do pracy i dodatkowo spóźniłem się kilka minut: chciałem jechać nową drogą leśników wzdłuż Spacerowej (dobrze mi się tam jeździło), a w efekcie pojechałem przez Reja.
Powrót: nad morzem ok. 10,5 stopnia, dalej od morza trochę cieplej. Startowałem w porannej konfiguracji ciuchów i było OK, jednak na Reja musiałem zrzucić kurtkę, bo zrobiło mi się za ciepło.
Jak już wspomniałem powrót w towarzystwie Sirmicho, który zgodził się ze mną jechać łagodnym Rejem.
Ciężko było mi za nim nadążyć, a i tak pewnie dawał mi fory ;-), no ale cóż- tak to jest jak ktoś nie jeździ, bo ma lenia (mam na myśli siebie oczywiście).
Niestety mało dziś kilometrów (pozostał niedosyt), ale na więcej nie było czasu.
Pozdrower
W drodze powrotnej w towarzystwie Sirmicho. Dzięki za miłe towarzystwo.
Co do sił i kondycji: dziś szału nie było, ale na szczęście tragedii też nie było. No ale cóż, dziś dystans żaden to co miałoby się niby dziać.
Rano: w miarę ciepło. Jechałem w kurtce, ale bez czapki- było optymalnie. Po wyruszeniu rowerem, musiałem się po ok. 2 km cofnąć, bo nagle opadły mnie wątpliwości czy zamknąłem samochód. Oczywiście po powrocie okazało się że zamknąłem, ale gdybym nie sprawdził to cały dzień bym się zastanawiał i nie dałoby mi to spokoju. Przez ten cały powrót musiałem zmienić trasę do pracy i dodatkowo spóźniłem się kilka minut: chciałem jechać nową drogą leśników wzdłuż Spacerowej (dobrze mi się tam jeździło), a w efekcie pojechałem przez Reja.
Powrót: nad morzem ok. 10,5 stopnia, dalej od morza trochę cieplej. Startowałem w porannej konfiguracji ciuchów i było OK, jednak na Reja musiałem zrzucić kurtkę, bo zrobiło mi się za ciepło.
Jak już wspomniałem powrót w towarzystwie Sirmicho, który zgodził się ze mną jechać łagodnym Rejem.
Ciężko było mi za nim nadążyć, a i tak pewnie dawał mi fory ;-), no ale cóż- tak to jest jak ktoś nie jeździ, bo ma lenia (mam na myśli siebie oczywiście).
Niestety mało dziś kilometrów (pozostał niedosyt), ale na więcej nie było czasu.
Pozdrower
dpd-w towarzystwie- jakby ciut lepiej ;-)
Wtorek, 22 kwietnia 2014 | dodano:22.04.2014Kategoria do pracy
Km: | 64.57 | Km teren: | 5.00 | Czas: | 03:00 | km/h: | 21.52 |
Pr. maks.: | 43.36 | Temperatura: | 7.5 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Pracuś Doskonały |
Jakby ciut lepiej, to chyba jednak za mało powiedziane :-)
W porównaniu z czwartkiem i piątkiem to dziś było rewelacyjnie- oczywiście w moim mniemaniu :-)
Dziś powrót znowu w miłym towarzystwie Turysty. Dzięki :-)
Rano: całkiem przyjemna temperatura, ok. 7,5 stopnia. Jechałem dokładnie tak samo jak w miniony czwartek. Dziś jechało się super i średnia nawet wypadła ok. 23 km/h.
Powrót: temperatura nad morzem ok. 13,5 stopnia ale w głębi lądu dużo cieplej, coś ok. 15,5 stopnia. Dziś całą drogę powrotną pokonałem na krótkim rękawku, bez czapki- było optymalnie. Jak już wspomniałem powrót w towarzystwie Turysty. Mam nadzieję, że dziś chociaż ociupinkę mniej byłem dla niego kulą u nogi, koła właściwie ;-).
Na tych wszystkich podjazdach nie było lekko- skłamałbym, gdybym napisał inaczej. Niemniej było o niebo lepiej niż w czwartek i piątek w ub. tygodniu.
Ach gdybyż tak forma powracała w takim tempie, to za miesiąc mógłbym jechać na 200 kilometrów. Niestety mam świadomość, że to tylko chwilowy pik a za chwilę będzie znowu dół. :-(
No cóż, za lenistwo trzeba płacić.
Jutro też się wybieram rowerem, ale niestety zostaje tylko wariant łączony, bo muszę zawieźć dzieci do szkoły.
W porównaniu z czwartkiem i piątkiem to dziś było rewelacyjnie- oczywiście w moim mniemaniu :-)
Dziś powrót znowu w miłym towarzystwie Turysty. Dzięki :-)
Rano: całkiem przyjemna temperatura, ok. 7,5 stopnia. Jechałem dokładnie tak samo jak w miniony czwartek. Dziś jechało się super i średnia nawet wypadła ok. 23 km/h.
Powrót: temperatura nad morzem ok. 13,5 stopnia ale w głębi lądu dużo cieplej, coś ok. 15,5 stopnia. Dziś całą drogę powrotną pokonałem na krótkim rękawku, bez czapki- było optymalnie. Jak już wspomniałem powrót w towarzystwie Turysty. Mam nadzieję, że dziś chociaż ociupinkę mniej byłem dla niego kulą u nogi, koła właściwie ;-).
Na tych wszystkich podjazdach nie było lekko- skłamałbym, gdybym napisał inaczej. Niemniej było o niebo lepiej niż w czwartek i piątek w ub. tygodniu.
Ach gdybyż tak forma powracała w takim tempie, to za miesiąc mógłbym jechać na 200 kilometrów. Niestety mam świadomość, że to tylko chwilowy pik a za chwilę będzie znowu dół. :-(
No cóż, za lenistwo trzeba płacić.
Jutro też się wybieram rowerem, ale niestety zostaje tylko wariant łączony, bo muszę zawieźć dzieci do szkoły.
dpd- w towarzystwie- MEGAZGON !!! :-(
Piątek, 18 kwietnia 2014 | dodano:18.04.2014Kategoria do pracy
Km: | 62.16 | Km teren: | 5.00 | Czas: | 03:30 | km/h: | 17.76 |
Pr. maks.: | 43.36 | Temperatura: | 5.5 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Pracuś Doskonały |
O ile wczorajszy wyjazd do pracy to był ZGON, to dzisiejszy wyjazd to był MEGAZGON !!!!
Wczoraj pod koniec jazdy jechałem już bardzo powoli (ok. 12km/h), ale dziś to już prawie piechur by mnie wyprzedził- momentami jechałem 9 km/h i zastanawiałem się, czyby gdzieś nie zlegnąć w rowie na pół godziny i nie zdrzemnąć się, żeby nabrać sił. W lesie nawet musiałem prowadzić rower przez kawałek, bo było troszkę piasku i nie dałem rady jechać po tym.
Po przyjeździe nie miałem nawet siły, żeby wstawić rower do domu- syn musiał wstawić mój rower.
Dopiero po 40 minutach od przyjazdu byłem w stanie coś zjeść a potem musiałem sie położyć i zdrzemnąć 2 godziny- dopiero po tym nadawałem się do jakiego takiego użytku.
Rano: dziś było ciepło. Jak wyjeżdżałem to było już 5,5 stopnia i dziś mi było ciepło. Jechałem mniej więcej tak samo jak wczoraj, bez rundki do ronda w Brzeźnie. Prędkość średnia porannego przejazdu była słabsza niż wczorajsza a i kilometrów mniej (25). To była chyba zapowiedź dzisiejszego MEGAZGONU.
Powrót: temperatura ok. 15,5-16 stopni więc od razu czapkę i kurtkę schowałem do plecaka i jechałem na krótko. Dopiero w lesie kilka kilometrów przed domem założyłem kurtkę, bo zrobiło mi sie zimno.
Na drogę powrotną umówiłem się z Turystą. Dzięki Ci wielkie, że zgodziłeś się jechać ze mną i czekać na mnie po wszystkich podjazdach i jechać tak wolno.
W towarzystwie jechało się bardzo miło, ale niestety zużyłem chyba w tym czasie cały zapas energii do jazdy.
Kiedy pożegnaliśmy się na Meteorytowej w Osowej i rozjechaliśmy się do domów, zaczęła sie moja prawdziwa mordęga i walka ze sobą. Każde 100 metrów trasy to było wyzwanie, każdy najmniejszy podjazd to był koszmar. Jakoś doturlałem się do domu, ale pod koniec to już było chyba tylko siłą woli a nie siłą mięśni.
Cieszę się, że teraz 3 dni odpoczynku. Mam nadzieję że zregeneruję siły na tyle, żeby we wtorek jednak pojechać rowerem do pracy- bo to przecież ostatnia okazja w najbliższym czasie.
Przy okazji: wszystkim którzy tu zaglądają i czytają moje wypociny życzę Zdrowych, Radosnych Świąt Wielkanocnych !!!
Wczoraj pod koniec jazdy jechałem już bardzo powoli (ok. 12km/h), ale dziś to już prawie piechur by mnie wyprzedził- momentami jechałem 9 km/h i zastanawiałem się, czyby gdzieś nie zlegnąć w rowie na pół godziny i nie zdrzemnąć się, żeby nabrać sił. W lesie nawet musiałem prowadzić rower przez kawałek, bo było troszkę piasku i nie dałem rady jechać po tym.
Po przyjeździe nie miałem nawet siły, żeby wstawić rower do domu- syn musiał wstawić mój rower.
Dopiero po 40 minutach od przyjazdu byłem w stanie coś zjeść a potem musiałem sie położyć i zdrzemnąć 2 godziny- dopiero po tym nadawałem się do jakiego takiego użytku.
Rano: dziś było ciepło. Jak wyjeżdżałem to było już 5,5 stopnia i dziś mi było ciepło. Jechałem mniej więcej tak samo jak wczoraj, bez rundki do ronda w Brzeźnie. Prędkość średnia porannego przejazdu była słabsza niż wczorajsza a i kilometrów mniej (25). To była chyba zapowiedź dzisiejszego MEGAZGONU.
Powrót: temperatura ok. 15,5-16 stopni więc od razu czapkę i kurtkę schowałem do plecaka i jechałem na krótko. Dopiero w lesie kilka kilometrów przed domem założyłem kurtkę, bo zrobiło mi sie zimno.
Na drogę powrotną umówiłem się z Turystą. Dzięki Ci wielkie, że zgodziłeś się jechać ze mną i czekać na mnie po wszystkich podjazdach i jechać tak wolno.
W towarzystwie jechało się bardzo miło, ale niestety zużyłem chyba w tym czasie cały zapas energii do jazdy.
Kiedy pożegnaliśmy się na Meteorytowej w Osowej i rozjechaliśmy się do domów, zaczęła sie moja prawdziwa mordęga i walka ze sobą. Każde 100 metrów trasy to było wyzwanie, każdy najmniejszy podjazd to był koszmar. Jakoś doturlałem się do domu, ale pod koniec to już było chyba tylko siłą woli a nie siłą mięśni.
Cieszę się, że teraz 3 dni odpoczynku. Mam nadzieję że zregeneruję siły na tyle, żeby we wtorek jednak pojechać rowerem do pracy- bo to przecież ostatnia okazja w najbliższym czasie.
Przy okazji: wszystkim którzy tu zaglądają i czytają moje wypociny życzę Zdrowych, Radosnych Świąt Wielkanocnych !!!
dpd (zgon) :-(
Czwartek, 17 kwietnia 2014 | dodano:17.04.2014Kategoria do pracy
Km: | 61.39 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:23 | km/h: | 18.14 |
Pr. maks.: | 44.23 | Temperatura: | 2.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Pracuś Doskonały |
Zgon ...... to jedyne słowo, którym można podsumować dzisiejszy wyjazd rowerem do pracy. Ale czego się spodziewać, jeżeli praktycznie się nie jeździ a dupsko wozi się blachosmrodem.
O ile rano jechało mi się całkiem przyjemnie (wiadomo z górki na pazurki), choć powoli, to powrót to był jeden wielki zgon :-(
Ledwo się wturlałem z Sopotu do Osowej, a potem było już tylko gorzej. Pod koniec jazdy, po płaskim jechałem już ledwie dwukrotnym tempem piechura i choćby goniło mnie stado wygłodniałych lwów, nie dałbym rady szybciej. Jak wszedłem do domu i zwaliłem się na fotel, to przez 20 minut nie miałem siły z niego wstać. Mimo to planuję jutro znowu pojechać rowerem, bo to jedyna szansa, kiedy nie muszę nikogo nigdzie zawozić- trzeba więc korzystać.
Rano: specjalnie wstałem trochę wcześniej, żebym nie musiał się spieszyć i żebym nie musiał jechać najkrótszą drogą. Ubrałem się trochę chyba za lekko, bo na polach wszędzie był szron i nie było mi za ciepło (nominalnie niby 2 stopnie). Do Osowej pojechałem standardowo ale już w Osowej specjalnie pokluczyłem, żeby nadłożyć drogi. Z Osowej pojechałem nową leśną trasą wzdłuż Spacerowej, bo jeszcze tamtędy nie jechałem. Wrażenia fantastyczne: trasa rewelacyjna. Z Oliwy nad morze najkrótszą, ale nad morzem postanowiłem jeszcze skręcić i pojechać do ronda w Brzeźnie (dawno mnie tam nie było). Pogoda cudowna, piękne słońce, nad morzem pusto- wymarzone warunki do jazdy. Potem już prosto do pracy. Wyszło tego ok. 30 kilosów rano.
Powrót: bardzo ciepło (coś koło 13 stopni). W pierwszym momencie założyłem czapkę, ale zaraz ją zdejmowałem. Później (na Reja) zdjąłem nawet kurtkę i jechałem na krótkim rękawku, ale w Barniewicach musiałem ją na powrót założyć, bo wiatr był silny i zimny.
Z pracy znowu do ronda w Brzeźnie, potem powrót do Parku Jelitkowskiego i stamtąd chciałem pojechać znowu wzdłuż Spacerowej przez las. Przypomniałem sobie jednak ten podjazd w końcowej fazie tej trasy i z Oliwy odbiłem jednak do Sopotu, żeby pojechać łagodnym Rejem. Całe szczęście, bo ledwo się turlałem pod tego Reja. Droga przez las od Gołębiewa do stacji benzynowej na początkowym odcinku jest tak zryta przez leśników, że jedzie się prawie jak po plaży (sypki, kopny piach).
Z Osowej już standardowo do domu, ale mordęga była straszna, bo nie dość że pod górę to jeszcze pod wiatr- dramat.
Myślałem już nawet, że zlegnę gdzieś w rowie po drodze i wezwę SOS, żeby żona przyjechała mnie zebrać z drogi, ale jakoś dałem jednak radę. Było bardzo ciężko, ale się udało i jestem zadowolony.
O ile rano jechało mi się całkiem przyjemnie (wiadomo z górki na pazurki), choć powoli, to powrót to był jeden wielki zgon :-(
Ledwo się wturlałem z Sopotu do Osowej, a potem było już tylko gorzej. Pod koniec jazdy, po płaskim jechałem już ledwie dwukrotnym tempem piechura i choćby goniło mnie stado wygłodniałych lwów, nie dałbym rady szybciej. Jak wszedłem do domu i zwaliłem się na fotel, to przez 20 minut nie miałem siły z niego wstać. Mimo to planuję jutro znowu pojechać rowerem, bo to jedyna szansa, kiedy nie muszę nikogo nigdzie zawozić- trzeba więc korzystać.
Rano: specjalnie wstałem trochę wcześniej, żebym nie musiał się spieszyć i żebym nie musiał jechać najkrótszą drogą. Ubrałem się trochę chyba za lekko, bo na polach wszędzie był szron i nie było mi za ciepło (nominalnie niby 2 stopnie). Do Osowej pojechałem standardowo ale już w Osowej specjalnie pokluczyłem, żeby nadłożyć drogi. Z Osowej pojechałem nową leśną trasą wzdłuż Spacerowej, bo jeszcze tamtędy nie jechałem. Wrażenia fantastyczne: trasa rewelacyjna. Z Oliwy nad morze najkrótszą, ale nad morzem postanowiłem jeszcze skręcić i pojechać do ronda w Brzeźnie (dawno mnie tam nie było). Pogoda cudowna, piękne słońce, nad morzem pusto- wymarzone warunki do jazdy. Potem już prosto do pracy. Wyszło tego ok. 30 kilosów rano.
Powrót: bardzo ciepło (coś koło 13 stopni). W pierwszym momencie założyłem czapkę, ale zaraz ją zdejmowałem. Później (na Reja) zdjąłem nawet kurtkę i jechałem na krótkim rękawku, ale w Barniewicach musiałem ją na powrót założyć, bo wiatr był silny i zimny.
Z pracy znowu do ronda w Brzeźnie, potem powrót do Parku Jelitkowskiego i stamtąd chciałem pojechać znowu wzdłuż Spacerowej przez las. Przypomniałem sobie jednak ten podjazd w końcowej fazie tej trasy i z Oliwy odbiłem jednak do Sopotu, żeby pojechać łagodnym Rejem. Całe szczęście, bo ledwo się turlałem pod tego Reja. Droga przez las od Gołębiewa do stacji benzynowej na początkowym odcinku jest tak zryta przez leśników, że jedzie się prawie jak po plaży (sypki, kopny piach).
Z Osowej już standardowo do domu, ale mordęga była straszna, bo nie dość że pod górę to jeszcze pod wiatr- dramat.
Myślałem już nawet, że zlegnę gdzieś w rowie po drodze i wezwę SOS, żeby żona przyjechała mnie zebrać z drogi, ale jakoś dałem jednak radę. Było bardzo ciężko, ale się udało i jestem zadowolony.
OpO + dodatki (Osowa-praca-Osowa)
Czwartek, 9 stycznia 2014 | dodano:10.01.2014Kategoria do pracy
Km: | 45.35 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:18 | km/h: | 19.72 |
Pr. maks.: | 47.34 | Temperatura: | 6.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Pracuś Doskonały |
Wczoraj do północy naprawiałem rower, więc dziś trzeba było to wykorzystać i poturlać się do pracy rowerkiem.
Ciekawostka, to stan linek w rowerze (wszystkie miały ponad 6 lat- od nowości roweru): Obie linki od przerzutek były do wymiany- jedna już pękła, o czym pisałem ostatnio, a druga zaraz również by pękła. Wymieniłem obie i zabrałem się za linki hamulców, a tu miła niespodzianka: linki od hamulców są w doskonałym stanie i będę mógł na nich jeszcze długo śmigać. Ciekawe skąd taka różnica, skoro starałem się o wszystkie dbać jednakowo.
Dziś wariant łączony: samochodem do Osowej i dalej rowerem. Powrót w konfiguracji odwrotnej.
Rano: ciepło (ok. 6 stopni) i bezdeszczowo. Trasa standardowa przez Reja. Dobrze się jechało.
Powrót: jeszcze cieplej niż rano. Zgodnie z ICM miało się wypadać do 16-ej i już nie miało padać w czasie mojego powrotu i ........ sprawdziło się idealnie.
Nie spadła na mnie ani kropla deszczu. Po pracy zrobiłem sobie 1,5 rundki nad morzem: molo w Brzeźnie-molo w Sopocie.
Nad morzem pustki totalne: rowerzystów mógłbym policzyć na palcach 2 rąk a spacerowiczów niewielu więcej.
Jechało się bardzo dobrze- jeżeli oczywiście jazdą można nazwać moje turlanie się 20/h :-(
Z Sopotu standardowo przez Reja, Gołębiewo do Osowej. Dziś jechałem wyłącznie asfaltem, bo nie miałem ochoty powtarzać ostatniego spotkania z dzikami na leśnych ścieżkach. Na Reja spotkałem nawet ludzi spacerujących z psami- ze wspomaganiem latarek :-).
Ciekawostka, to stan linek w rowerze (wszystkie miały ponad 6 lat- od nowości roweru): Obie linki od przerzutek były do wymiany- jedna już pękła, o czym pisałem ostatnio, a druga zaraz również by pękła. Wymieniłem obie i zabrałem się za linki hamulców, a tu miła niespodzianka: linki od hamulców są w doskonałym stanie i będę mógł na nich jeszcze długo śmigać. Ciekawe skąd taka różnica, skoro starałem się o wszystkie dbać jednakowo.
Dziś wariant łączony: samochodem do Osowej i dalej rowerem. Powrót w konfiguracji odwrotnej.
Rano: ciepło (ok. 6 stopni) i bezdeszczowo. Trasa standardowa przez Reja. Dobrze się jechało.
Powrót: jeszcze cieplej niż rano. Zgodnie z ICM miało się wypadać do 16-ej i już nie miało padać w czasie mojego powrotu i ........ sprawdziło się idealnie.
Nie spadła na mnie ani kropla deszczu. Po pracy zrobiłem sobie 1,5 rundki nad morzem: molo w Brzeźnie-molo w Sopocie.
Nad morzem pustki totalne: rowerzystów mógłbym policzyć na palcach 2 rąk a spacerowiczów niewielu więcej.
Jechało się bardzo dobrze- jeżeli oczywiście jazdą można nazwać moje turlanie się 20/h :-(
Z Sopotu standardowo przez Reja, Gołębiewo do Osowej. Dziś jechałem wyłącznie asfaltem, bo nie miałem ochoty powtarzać ostatniego spotkania z dzikami na leśnych ścieżkach. Na Reja spotkałem nawet ludzi spacerujących z psami- ze wspomaganiem latarek :-).
dpd (awaria,dziki,dodatki)
Czwartek, 2 stycznia 2014 | dodano:02.01.2014Kategoria do pracy
Km: | 53.69 | Km teren: | 1.50 | Czas: | 02:56 | km/h: | 18.30 |
Pr. maks.: | 42.53 | Temperatura: | 2.4 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Pracuś Doskonały |
Dziś po bardzo długiej przerwie rowerkiem do pracy.
Żeby nie było zbyt różowo, to męczy mnie od kilku dni grypa żołądkowa. Na szczęście w trakcie jazdy było OK :-).
Rano: ok. 2,4 stopnia i dość solidna mgła w mojej wsi (dalej już było lepiej), plus taki że nie padało.
Żeby nie jechało mi się zbyt dobrze to już 2 kilosy od domu przy zmianie przełożenia pękła linka od tylnej przerzutki.
W tym momencie oczywiście przerzutka automatycznie zjechała na najmniejszą tarczę i se jedź człowieku, bez kondycji na najmniejszej pod górkę :-(. Na szczęście do pracy mam przeważnie z górki z niewielkimi przewyższeniami, więc stwierdziłem że jakoś dam radę manipulując tylko przednią przerzutką. No i jakoś dojechałem, choć momentami nie było lekko- musiałem stawać na pedałach. Przyznam jednak, że linka i tak dała radę :-) ponad 7 lat i ponad 26 tys. km (od nowości roweru) w błocie, deszczu, śniegu przez kilka sezonów to chyba niezły wynik.
Dziś ruch znikomy (ludzie jeszcze na urlopach)- nawet na Spacerowej z Osowej do Oliwy było pusto.
Korciło mnie, żeby jechać Spacerową, ale ostatecznie wybrałem jednak Reja.
Na Reja na łagodnym zjeździe leśnicy nawieźli mnóstwo błota (prowadzą wycinkę), jak jechałem to aż mlaskało pod oponami.
Powrót: stwierdziłem że nie dam rady na najmniejszej tarczy z tyłu turlać się pod górę, więc skręciłem przerzutkę (śrubą ograniczającą wychylenie przerzutki w dół), żeby łańcuch pracował na 5-ej zębatce zamiast na 7-ej i pojechałem. W połączeniu z możliwością zmiany biegów z przodu (w grę wchodził blat i środkowa tarcza) dało się jechać nawet pod górę, choć też nie było łatwo (biorąc pod uwagę całkowity brak kondycji i sił).
Z pracy poturlałem się (bo trudno to nazwać jazdą) jeszcze do ronda w Brzeźnie. Ruch praktycznie zerowy, spotkałem kilku rowerzystów i trochę więcej spacerowiczów.
Potem standardowy powrót przez Reja- nie było lekko pod górę :-( Z Reja do Spacerowej pojechałem przez las koło stacji benzynowej (żeby ograniczyć do niezbędnego minimum turlanie się pod górę). Jak już minąłem stację benzynową i jechałem ścieżynką między drzewami nagle dookoła mnie zrobił się chrzęst, szuranie a po chwili usłyszałem hrumkanie ....... ups ..... stado dzików, a do tego wjechałem w sam jego środek. Nie powiem żeby mi się zrobiło miło i przyjemnie :-(, tym bardziej że dziki jak mnie usłyszały nagle się ruszyły- sądząc po szuraniu liści i hrumkaniach.
Na szczęście na samej ścieżce ich nie było, więc docisnąłem na pedały i nie oglądając się za siebie zmykałem przed bliższym spotkaniem.
Dalej na szczęście już bez przygód, tyle że standardowo jak tylko wyjechałem z Osowej do Barniewic (na otwartą przestrzeń) poczułem że jednak jest wiatr i zrobiło się dużo zimniej- ale to już standard, więc nie ma się co rozwodzić nad tym.
Żeby nie było zbyt różowo, to męczy mnie od kilku dni grypa żołądkowa. Na szczęście w trakcie jazdy było OK :-).
Rano: ok. 2,4 stopnia i dość solidna mgła w mojej wsi (dalej już było lepiej), plus taki że nie padało.
Żeby nie jechało mi się zbyt dobrze to już 2 kilosy od domu przy zmianie przełożenia pękła linka od tylnej przerzutki.
W tym momencie oczywiście przerzutka automatycznie zjechała na najmniejszą tarczę i se jedź człowieku, bez kondycji na najmniejszej pod górkę :-(. Na szczęście do pracy mam przeważnie z górki z niewielkimi przewyższeniami, więc stwierdziłem że jakoś dam radę manipulując tylko przednią przerzutką. No i jakoś dojechałem, choć momentami nie było lekko- musiałem stawać na pedałach. Przyznam jednak, że linka i tak dała radę :-) ponad 7 lat i ponad 26 tys. km (od nowości roweru) w błocie, deszczu, śniegu przez kilka sezonów to chyba niezły wynik.
Dziś ruch znikomy (ludzie jeszcze na urlopach)- nawet na Spacerowej z Osowej do Oliwy było pusto.
Korciło mnie, żeby jechać Spacerową, ale ostatecznie wybrałem jednak Reja.
Na Reja na łagodnym zjeździe leśnicy nawieźli mnóstwo błota (prowadzą wycinkę), jak jechałem to aż mlaskało pod oponami.
Powrót: stwierdziłem że nie dam rady na najmniejszej tarczy z tyłu turlać się pod górę, więc skręciłem przerzutkę (śrubą ograniczającą wychylenie przerzutki w dół), żeby łańcuch pracował na 5-ej zębatce zamiast na 7-ej i pojechałem. W połączeniu z możliwością zmiany biegów z przodu (w grę wchodził blat i środkowa tarcza) dało się jechać nawet pod górę, choć też nie było łatwo (biorąc pod uwagę całkowity brak kondycji i sił).
Z pracy poturlałem się (bo trudno to nazwać jazdą) jeszcze do ronda w Brzeźnie. Ruch praktycznie zerowy, spotkałem kilku rowerzystów i trochę więcej spacerowiczów.
Potem standardowy powrót przez Reja- nie było lekko pod górę :-( Z Reja do Spacerowej pojechałem przez las koło stacji benzynowej (żeby ograniczyć do niezbędnego minimum turlanie się pod górę). Jak już minąłem stację benzynową i jechałem ścieżynką między drzewami nagle dookoła mnie zrobił się chrzęst, szuranie a po chwili usłyszałem hrumkanie ....... ups ..... stado dzików, a do tego wjechałem w sam jego środek. Nie powiem żeby mi się zrobiło miło i przyjemnie :-(, tym bardziej że dziki jak mnie usłyszały nagle się ruszyły- sądząc po szuraniu liści i hrumkaniach.
Na szczęście na samej ścieżce ich nie było, więc docisnąłem na pedały i nie oglądając się za siebie zmykałem przed bliższym spotkaniem.
Dalej na szczęście już bez przygód, tyle że standardowo jak tylko wyjechałem z Osowej do Barniewic (na otwartą przestrzeń) poczułem że jednak jest wiatr i zrobiło się dużo zimniej- ale to już standard, więc nie ma się co rozwodzić nad tym.
W drodze powrotnej również ruch znikomy, na Lotniczej nawet były takie momenty że żadne samochody mnie nie wyprzedzały ani nic nie jechało z przeciwka, co jest wręcz niesamowite.