OpO- męczenie podjazdów
Wtorek, 29 kwietnia 2014 | dodano:29.04.2014Kategoria do pracy
Km: | 50.18 | Km teren: | 5.00 | Czas: | 02:25 | km/h: | 20.76 |
Pr. maks.: | 43.79 | Temperatura: | 7.5 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Pracuś Doskonały |
A tak dokładnie to męczenie się na podjazdach, ale szczegóły (szczególnie numer z biegaczem) za chwilę.
Ogólnie to chyba jest delikatny postęp :-), z czego się bardzo cieszę.
Rano: ubrałem się tak jak wczoraj (bez czapki, rozpięta kurtka), ale szybko musiałem zapiąć kurtkę bo było mi za chłodno. Niby ciepło, bo ok. 7,5 stopnia ale jakiś taki zimny wiatr był.
Do pracy tak jak wczoraj, czyli nową leśną obok Spacerowej. Jechało się przyzwoicie, choć średnia poranna wyszła gorsza niż wczoraj.
Powrót: nad morzem ok. 13 stopni ale w głębi lądu aż 17- spora różnica. Po pracy musiałem pojechać do Banku coś załatwić.
Po załatwieniu sprawy wróciłem nad morze i skręciłem jeszcze do ronda w Brzeźnie: nad morzem coraz większy ruch i trzeba coraz bardziej uważać- szczególnie na niesfornych rolkarzy jeżdżących całą szerokością ddr, najlepiej w parach.
Całkiem nieźle się jechało i nawet jakoś tak siły w nogach były.
Od morza postanowiłem pojechać trasą okrężną Turysty do Osowej, więc wdrapałem się od Doliny Radości przez Kleszą do Słowackiego. Ponieważ wyjątkowo dobrze mi się tą Kleszą podjeżdżało, więc (żeby nie jechać chodnikiem przy Słowaka w spalinach), postanowiłem zjechać do Matemblewa drogą leśników i z Matemblewa wykonać jeszcze jeden podjazd leśną szutrówką do Matarni, która zawsze mi się kojarzyła z największym hardkorem z leśnych podjazdów w TPK.
Jak tylko odbiłem w górę z Matemblewa, w oddali zobaczyłem biegacza, który sobie spokojniutko, wolniutko biegł w górę.
Dogoniłem go mniej więcej w miejscu gdzie zaczyna się trochę ostrzejszy podjazd i tam go wyprzedziłem. Zaraz potem zaczął się ten odcinek z najostrzejszym podjazdem, gdzie musiałem zredukować na małą z przodu i największą z tyłu (cięższego przełożenia aktualnie nie dałbym rady). I tak się ledwo turlam do góry, dysząc jak miech kowalski i nagle słyszę za sobą oddech wyprzedzonego biegacza. Buhaha :-) gościu mnie dogonił i wyprzedził i nie dałem rady go dogonić aż do samej góry :-) Dopiero jak wjechałem na samą górę, na płaskim wrzuciłem szybszy bieg i gościa wyprzedziłem :-) Normalnie szacun gościu. Kapelusze z głów.
To najlepiej świadczy o tragicznym stanie mojej kondycji, siły, formy, itd. Ale co tam się będę przejmował, zauważam postęp a to najważniejsze, reszta przyjdzie z czasem.
Dalej z Matarni trasą Turysty, którą ostatnio z nim jeździłem, plus jeszcze pokręciłem się po Osowej jakimiś mega dziurawymi szutrówkami, żeby dobić do 50 km.
Ogólnie jestem zadowolony, bo jest coraz lepiej. Nie zaliczam już zgonu, coraz lepiej mi się podjeżdża, na płaskich odcinkach mogę sobie już momentami trochę przycisnąć. Jest postęp, a to najważniejsze.
Mam tylko wrażenie, że mój rower coś zdeko dogorywa i zapewne w najmniej oczekiwanym momencie rozpierdaczy mi się tylne koło, choć przebieg ma symboliczny (ledwie 2 tys.km). Coś ja chyba nie mam szczęścia do tych tylnych kół :-(
Ogólnie to chyba jest delikatny postęp :-), z czego się bardzo cieszę.
Rano: ubrałem się tak jak wczoraj (bez czapki, rozpięta kurtka), ale szybko musiałem zapiąć kurtkę bo było mi za chłodno. Niby ciepło, bo ok. 7,5 stopnia ale jakiś taki zimny wiatr był.
Do pracy tak jak wczoraj, czyli nową leśną obok Spacerowej. Jechało się przyzwoicie, choć średnia poranna wyszła gorsza niż wczoraj.
Powrót: nad morzem ok. 13 stopni ale w głębi lądu aż 17- spora różnica. Po pracy musiałem pojechać do Banku coś załatwić.
Po załatwieniu sprawy wróciłem nad morze i skręciłem jeszcze do ronda w Brzeźnie: nad morzem coraz większy ruch i trzeba coraz bardziej uważać- szczególnie na niesfornych rolkarzy jeżdżących całą szerokością ddr, najlepiej w parach.
Całkiem nieźle się jechało i nawet jakoś tak siły w nogach były.
Od morza postanowiłem pojechać trasą okrężną Turysty do Osowej, więc wdrapałem się od Doliny Radości przez Kleszą do Słowackiego. Ponieważ wyjątkowo dobrze mi się tą Kleszą podjeżdżało, więc (żeby nie jechać chodnikiem przy Słowaka w spalinach), postanowiłem zjechać do Matemblewa drogą leśników i z Matemblewa wykonać jeszcze jeden podjazd leśną szutrówką do Matarni, która zawsze mi się kojarzyła z największym hardkorem z leśnych podjazdów w TPK.
Jak tylko odbiłem w górę z Matemblewa, w oddali zobaczyłem biegacza, który sobie spokojniutko, wolniutko biegł w górę.
Dogoniłem go mniej więcej w miejscu gdzie zaczyna się trochę ostrzejszy podjazd i tam go wyprzedziłem. Zaraz potem zaczął się ten odcinek z najostrzejszym podjazdem, gdzie musiałem zredukować na małą z przodu i największą z tyłu (cięższego przełożenia aktualnie nie dałbym rady). I tak się ledwo turlam do góry, dysząc jak miech kowalski i nagle słyszę za sobą oddech wyprzedzonego biegacza. Buhaha :-) gościu mnie dogonił i wyprzedził i nie dałem rady go dogonić aż do samej góry :-) Dopiero jak wjechałem na samą górę, na płaskim wrzuciłem szybszy bieg i gościa wyprzedziłem :-) Normalnie szacun gościu. Kapelusze z głów.
To najlepiej świadczy o tragicznym stanie mojej kondycji, siły, formy, itd. Ale co tam się będę przejmował, zauważam postęp a to najważniejsze, reszta przyjdzie z czasem.
Dalej z Matarni trasą Turysty, którą ostatnio z nim jeździłem, plus jeszcze pokręciłem się po Osowej jakimiś mega dziurawymi szutrówkami, żeby dobić do 50 km.
Ogólnie jestem zadowolony, bo jest coraz lepiej. Nie zaliczam już zgonu, coraz lepiej mi się podjeżdża, na płaskich odcinkach mogę sobie już momentami trochę przycisnąć. Jest postęp, a to najważniejsze.
Mam tylko wrażenie, że mój rower coś zdeko dogorywa i zapewne w najmniej oczekiwanym momencie rozpierdaczy mi się tylne koło, choć przebieg ma symboliczny (ledwie 2 tys.km). Coś ja chyba nie mam szczęścia do tych tylnych kół :-(
komentarze
O, to miałeś całkiem ciepło rano. Gdy ja jechałem, w lesie były tylko dwa stopnie.
Turysta - 20:19 wtorek, 29 kwietnia 2014 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!