Wpisy archiwalne w miesiącu
Kwiecień, 2012
Dystans całkowity: | 771.19 km (w terenie 71.70 km; 9.30%) |
Czas w ruchu: | 33:05 |
Średnia prędkość: | 23.31 km/h |
Maksymalna prędkość: | 57.20 km/h |
Liczba aktywności: | 18 |
Średnio na aktywność: | 42.84 km i 1h 50m |
Więcej statystyk |
dpd- totalna załamka :-(
Piątek, 13 kwietnia 2012 | dodano:13.04.2012
Km: | 50.16 | Km teren: | 3.50 | Czas: | 02:03 | km/h: | 24.47 |
Pr. maks.: | 54.61 | Temperatura: | 5.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Pracuś Doskonały |
Totalną załamkę sprawił mi dziś sympatyczny Pan, w wieku 67 lat (jak sam powiedział) który pokazał mi dziś stan mojej formy, kondycji i siły jako rowerzysty, które można (porównując z jego formą) określić tylko jednym sformułowaniem ...... TRAGEDIA !!!! :-( A wydawało mi się, że tak dobrze mi się dziś jedzie :( Szczegóły poniżej.
Rano: temp. ok. +5, standardowo do pracy, niebo zachmurzone. Musiało wcześniej padać, bo drogi mokre.
Powrót: pomimo piątku 13-go :-) nie złapałem dziś kapcia (w przeciwieństwie do wczorajszego czwartku 12-go), nic strasznego się nie wydarzyło- to pewnie dlatego, że nie jestem przesądny. Po pracy pokręciłem się chwilę nad morzem. Dziś z uwagi na chłodniejszą aurę i zachmurzenie zrobiło się nad morzem luźniej, więc jechało się bardzo dobrze. Od morza pojechałem na Reja. Na samym początku, na dole Reja dogoniłem jakiegoś kolarza na szosówce. Ponieważ jechał wolno, więc go wyprzedziłem, powiedziałem Cześć i pojechałem w górę. Po jakiejś chwili zorientowałem się (po odgłosach z tyłu) że siedzi mi na kółku. Starałem się trzymać fason, więc cisnąłem mocno ile mogłem, jak na moje możliwości, ale cały czas słyszałem go z tyłu. W końcu w połowie łagodnego podjazdu, kiedy już zasapałem się na maksa i zacząłem zwalniać :( kolarz zrównał się ze mną i zapytał: co ciężko? Sam oczywiście nie miał nawet przyspieszonego oddechu :-( Zaczęliśmy rozmawiać: on mówił a ja sapałem coś tam od czasu do czasu w przerwach pomiędzy gwałtownym łapaniem powietrza :(
Dowiedziałem się że Pan ma 67 lat i dopiero zaczął jeździć w tym sezonie i jest jeszcze bez formy, że dopiero formę zbuduje sobie około czerwca ....... a ja tak słuchałem, słuchałem i byłem coraz bardziej załamany :-(
Przy drugiej rundce, w połowie podjazdu Pan stwierdził, że zrobi sobie sprincik pod górkę. Jak depnął na pedały, to w moment zniknął mi za horyzontem :-( Na początku próbowałem go gonić, ale to było niewykonalne dla mnie i odpuściłem. Pan aczekał na mnie na górze, i o zgrozo ........ nawet nie był zmachany :-(
Niniejszym chciałbym wyrazić mój wielki szacunek i uznanie dla tego Pana, który może być niedoścignionym wzorem dla bardzo wielu i to dużo młodszych bikerów. Dla mnie na pewno jest. Chciałbym mieć taką siłę i kondycję, nawet teraz, a nie mówiąc już za 27 lat.
W Gołębiewie pożegnaliśmy się sympatycznie, Pan pojechał dalej a ja wbiłem się w las i wróciłem do domu. WIELKI, WIELKI SZACUN DLA TEGO PANA, i .... mam nadzieję, będzie jeszcze kiedyś okazja się spotkać.
Rano: temp. ok. +5, standardowo do pracy, niebo zachmurzone. Musiało wcześniej padać, bo drogi mokre.
Powrót: pomimo piątku 13-go :-) nie złapałem dziś kapcia (w przeciwieństwie do wczorajszego czwartku 12-go), nic strasznego się nie wydarzyło- to pewnie dlatego, że nie jestem przesądny. Po pracy pokręciłem się chwilę nad morzem. Dziś z uwagi na chłodniejszą aurę i zachmurzenie zrobiło się nad morzem luźniej, więc jechało się bardzo dobrze. Od morza pojechałem na Reja. Na samym początku, na dole Reja dogoniłem jakiegoś kolarza na szosówce. Ponieważ jechał wolno, więc go wyprzedziłem, powiedziałem Cześć i pojechałem w górę. Po jakiejś chwili zorientowałem się (po odgłosach z tyłu) że siedzi mi na kółku. Starałem się trzymać fason, więc cisnąłem mocno ile mogłem, jak na moje możliwości, ale cały czas słyszałem go z tyłu. W końcu w połowie łagodnego podjazdu, kiedy już zasapałem się na maksa i zacząłem zwalniać :( kolarz zrównał się ze mną i zapytał: co ciężko? Sam oczywiście nie miał nawet przyspieszonego oddechu :-( Zaczęliśmy rozmawiać: on mówił a ja sapałem coś tam od czasu do czasu w przerwach pomiędzy gwałtownym łapaniem powietrza :(
Dowiedziałem się że Pan ma 67 lat i dopiero zaczął jeździć w tym sezonie i jest jeszcze bez formy, że dopiero formę zbuduje sobie około czerwca ....... a ja tak słuchałem, słuchałem i byłem coraz bardziej załamany :-(
Przy drugiej rundce, w połowie podjazdu Pan stwierdził, że zrobi sobie sprincik pod górkę. Jak depnął na pedały, to w moment zniknął mi za horyzontem :-( Na początku próbowałem go gonić, ale to było niewykonalne dla mnie i odpuściłem. Pan aczekał na mnie na górze, i o zgrozo ........ nawet nie był zmachany :-(
Niniejszym chciałbym wyrazić mój wielki szacunek i uznanie dla tego Pana, który może być niedoścignionym wzorem dla bardzo wielu i to dużo młodszych bikerów. Dla mnie na pewno jest. Chciałbym mieć taką siłę i kondycję, nawet teraz, a nie mówiąc już za 27 lat.
W Gołębiewie pożegnaliśmy się sympatycznie, Pan pojechał dalej a ja wbiłem się w las i wróciłem do domu. WIELKI, WIELKI SZACUN DLA TEGO PANA, i .... mam nadzieję, będzie jeszcze kiedyś okazja się spotkać.
dpd-pierwszy TAKI kapeć
Czwartek, 12 kwietnia 2012 | dodano:12.04.2012
Km: | 46.69 | Km teren: | 3.50 | Czas: | 02:00 | km/h: | 23.34 |
Pr. maks.: | 45.67 | Temperatura: | 7.5 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Pracuś Doskonały |
Rano: ciepełko, +7,5 stopnia, niestety słoneczko schowane szczelnie za chmurami. Mimo to jechało się bardzo przyjemnie- standardowo do pracy.
Powrót: ciepło, ale nie aż tak jak wczoraj. Kurtka i czapka wylądowały jednak w plecaku i do koszulki z krótkim rękawem naciągnąłem tylko rękawki- temperaturowo było optymalnie. Krótko po wyjeździe z pracy czekała mnie "miła" :-( niespodzianka.
Po przejechaniu dosłownie kilkuset metrów usłyszałem nagle rytmiczne klap,klap,klap. W pierwszym momencie pomyślałem że może jakiś kamień utknął w oponie, ale jak się zatrzymałem to okazało się co generowało ten dźwięk :-(
Pierwszy raz w życiu złapałem kapcia od wbitego w oponę ...... PATYKA !!!!
W oponę był wbity solidnej grubości, kilkucentymetrowy patyk- z jednej strony ułamany na ostro a z drugiej strony zakończony sękatą główką. To właśnie ta sękata główka klapała o nawierzchnię ddr. Naprawa poszła szybko i sprawnie- nawet nie wyjmowałem całej dętki tylko ją wysunąłem z opony, załatałem i wsunąłem w oponę. Dziura w oponie wygląda pokaźnie, na szczęście nie wyłazi przez nią dętka, bo byłby kłopocik.
Po naprawie już było mało czasu, więc tylko do ronda w Brzeźnie i ucieczka na Reja. Na Reja skręciłem jakieś rundki i z Gołębiewa przez las wróciłem do domu.
Dziś już nie kręciło mi się tak dobrze jak wczoraj, ale nie było też źle. Gdyby nie ta kicha to pewnie skręciłbym parę kilosków więcej.
Powrót: ciepło, ale nie aż tak jak wczoraj. Kurtka i czapka wylądowały jednak w plecaku i do koszulki z krótkim rękawem naciągnąłem tylko rękawki- temperaturowo było optymalnie. Krótko po wyjeździe z pracy czekała mnie "miła" :-( niespodzianka.
Po przejechaniu dosłownie kilkuset metrów usłyszałem nagle rytmiczne klap,klap,klap. W pierwszym momencie pomyślałem że może jakiś kamień utknął w oponie, ale jak się zatrzymałem to okazało się co generowało ten dźwięk :-(
Pierwszy raz w życiu złapałem kapcia od wbitego w oponę ...... PATYKA !!!!
W oponę był wbity solidnej grubości, kilkucentymetrowy patyk- z jednej strony ułamany na ostro a z drugiej strony zakończony sękatą główką. To właśnie ta sękata główka klapała o nawierzchnię ddr. Naprawa poszła szybko i sprawnie- nawet nie wyjmowałem całej dętki tylko ją wysunąłem z opony, załatałem i wsunąłem w oponę. Dziura w oponie wygląda pokaźnie, na szczęście nie wyłazi przez nią dętka, bo byłby kłopocik.
Po naprawie już było mało czasu, więc tylko do ronda w Brzeźnie i ucieczka na Reja. Na Reja skręciłem jakieś rundki i z Gołębiewa przez las wróciłem do domu.
Dziś już nie kręciło mi się tak dobrze jak wczoraj, ale nie było też źle. Gdyby nie ta kicha to pewnie skręciłbym parę kilosków więcej.
dpd-całkiem nieźle
Środa, 11 kwietnia 2012 | dodano:11.04.2012
Km: | 56.76 | Km teren: | 3.50 | Czas: | 02:20 | km/h: | 24.33 |
Pr. maks.: | 50.59 | Temperatura: | 7.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Pracuś Doskonały |
Całkiem nieźle mi się dziś jechało. Nogi nawet jakoś podawały.
Do tego cudowna pogoda dziś była: do domu wracałem na krótkim rękawku.
Rano: ciepełko +7 stopni, standardowo do pracy- cudna pogoda, świetnie się jechało.
Powrót: dziś temperaturowo to już wiosna była, nie wiem ile, ale myślę że coś koło 15 stopni. Króciutko nad morzem bo dziś tłok straszny się zrobił i nie można było za bardzo pocisnąć. Uciekłem więc na Reja: tam wprawdzie też dziś był tłok, ale jechało się swobodnie (w przeciwieństwie do tego co nad morzem).
Skręciłem kilka rundek (nie liczyłem, 3 może 4) i z Gołębiewa przez las wróciłem do domu.
Nogi dziś naprawdę podawały, jechało mi się świetnie.
Do tego cudowna pogoda dziś była: do domu wracałem na krótkim rękawku.
Rano: ciepełko +7 stopni, standardowo do pracy- cudna pogoda, świetnie się jechało.
Powrót: dziś temperaturowo to już wiosna była, nie wiem ile, ale myślę że coś koło 15 stopni. Króciutko nad morzem bo dziś tłok straszny się zrobił i nie można było za bardzo pocisnąć. Uciekłem więc na Reja: tam wprawdzie też dziś był tłok, ale jechało się swobodnie (w przeciwieństwie do tego co nad morzem).
Skręciłem kilka rundek (nie liczyłem, 3 może 4) i z Gołębiewa przez las wróciłem do domu.
Nogi dziś naprawdę podawały, jechało mi się świetnie.
dpd-poświąteczne zamulanie
Wtorek, 10 kwietnia 2012 | dodano:10.04.2012
Km: | 51.73 | Km teren: | 1.70 | Czas: | 02:09 | km/h: | 24.06 |
Pr. maks.: | 45.27 | Temperatura: | 2.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Pracuś Doskonały |
Po świątecznym obżarstwie i opilstwie ciężko się dziś jechało :-( a raczej (bardziej odpowiednie sformułowanie) ... zamulało.
Do tego jeszcze ciężko się jakoś sensownie ubrać :-( bo rano chłodno a po południu ciepło.
Rano: +2 stopnie. W nocy musiał być chyba mrozek, bo błoto w lesie zamarznięte.
Spacerowa totalnie pusta, więc asfaltem do skrętu na Gołębiewo i dalej najkrótszą do pracy.
Pozytyw porannego przejazdu: w końcu otworzyli odcinek ddr w Sopocie nad morzem obok budowanego hotelu spa- nareszcie można jechać normalnie, a nie chodnikiem.
Powrót: nie wiem ile dokładnie (w domu po powrocie na termometrze było +13), ale jak dla mnie za ciepło :-( Do tego zapomniałem dziś zabrać bidonu, więc dodatkowo uschłem na wiór.
Chwilę pokręciłem się nad morzem- fajnie sie jechało z wiatrem w plecy, gorzej pod wiatr, a trochę wiało dziś.
Znad morza na Reja, tam 2 rundki pod łagodną i do domu przez las od Gołębiewa.
W lesie błoto trzyma się dzielnie- choć w porównaniu z Węglową w miniony czwartek, to totalny lajcik. Śladów formy nie stwierdzam.
Do tego jeszcze ciężko się jakoś sensownie ubrać :-( bo rano chłodno a po południu ciepło.
Rano: +2 stopnie. W nocy musiał być chyba mrozek, bo błoto w lesie zamarznięte.
Spacerowa totalnie pusta, więc asfaltem do skrętu na Gołębiewo i dalej najkrótszą do pracy.
Pozytyw porannego przejazdu: w końcu otworzyli odcinek ddr w Sopocie nad morzem obok budowanego hotelu spa- nareszcie można jechać normalnie, a nie chodnikiem.
Powrót: nie wiem ile dokładnie (w domu po powrocie na termometrze było +13), ale jak dla mnie za ciepło :-( Do tego zapomniałem dziś zabrać bidonu, więc dodatkowo uschłem na wiór.
Chwilę pokręciłem się nad morzem- fajnie sie jechało z wiatrem w plecy, gorzej pod wiatr, a trochę wiało dziś.
Znad morza na Reja, tam 2 rundki pod łagodną i do domu przez las od Gołębiewa.
W lesie błoto trzyma się dzielnie- choć w porównaniu z Węglową w miniony czwartek, to totalny lajcik. Śladów formy nie stwierdzam.
dpd- zmieliłem suport :-)
Czwartek, 5 kwietnia 2012 | dodano:05.04.2012
Km: | 33.74 | Km teren: | 6.00 | Czas: | 01:37 | km/h: | 20.87 |
Pr. maks.: | 46.91 | Temperatura: | -1.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Pracuś Doskonały |
He he :-) dziś w końcu mój suport (po przejechaniu 9700 km) zmielił się dokumentnie. W drodze powrotnej do domu zaczęły się z niego wydobywać jakieś trzaski,strzelanie, chrzęsty, chrobotanie, piski- pełna gama siejących zgrozę dźwięków. Bałem się nawet, że w końcu się całkowicie zablokuje i nie dojadę do domu i będę musiał dawać z buta, ale jakoś dojechałem- wzbudzając ogólne zainteresowanie przechodniów wydobywającymi się z suportu odgłosami.
Powiem szczerze, że 9700 km to całkiem niezły wynik jak na suport Accent (zamiennik do Deore), bo oryginalny suport Shimano padł po 5 tys. km
Rano: świeciło przepiękne słoneczko, temp. ok. -1 jak wychodziłem i wszystko solidnie zmrożone- musiało być w nocy kilka stopni mrozu, bo wszelkie błotne mazie zostały solidnie skute. Na Spacerowej dziś tak totalny luz (zero korka), że pojechałem sobie asfaltem aż do zjazdu na Gołębiewo i asfaltami Reja, ostrym zjazdem do Sopotu. Rano było cudownie i rześko- świetnie się jechało.
Powrót: z pracy najkrótszą i najszybszą drogą na cmentarz (złożyć kwiatki i zapalić światełko pamięci). Z cmentarza spieszyłem się do domu, więc pojechałem przez Matemblewo do Kleszej, potem Węglową (w dolnym odcinku pięknie ją zrobili od nowa- jedzie się świetnie), ale w górnym odcinku jest już po staremu, więc masakryczne błoto, kałuże- bleee :-(
Dalej koło ogródków działkowych do Owczarni i do domu.
Ogólnie dziś cudna pogoda do jazdy była- szkoda że nie miałem czasu, żeby więcej pokręcić. Była i pogoda i chęci- tylko czasu nie było.
Korzystając z okazji, jako że to mój ostatni wpis przed świętami, chciałbym wszystkim złożyć najserdeczniejsze życzenia świąteczne :-* Zdrowych, spokojnych, rodzinnych, mokrego dyngusa i ogólnie żebyście miło spędzili te Święta
P.s. 2012-04-09
Właśnie skończyłem wymieniać suport na nowy. Faktycznie w starym suporcie zmieliło się dokumentnie jedno z łożysk. Jak zacząłem rozbierać, to zaczęły się z niego wysypywać kulki i jakieś kawałki zmielonego metalu.
Powiem szczerze, że 9700 km to całkiem niezły wynik jak na suport Accent (zamiennik do Deore), bo oryginalny suport Shimano padł po 5 tys. km
Rano: świeciło przepiękne słoneczko, temp. ok. -1 jak wychodziłem i wszystko solidnie zmrożone- musiało być w nocy kilka stopni mrozu, bo wszelkie błotne mazie zostały solidnie skute. Na Spacerowej dziś tak totalny luz (zero korka), że pojechałem sobie asfaltem aż do zjazdu na Gołębiewo i asfaltami Reja, ostrym zjazdem do Sopotu. Rano było cudownie i rześko- świetnie się jechało.
Powrót: z pracy najkrótszą i najszybszą drogą na cmentarz (złożyć kwiatki i zapalić światełko pamięci). Z cmentarza spieszyłem się do domu, więc pojechałem przez Matemblewo do Kleszej, potem Węglową (w dolnym odcinku pięknie ją zrobili od nowa- jedzie się świetnie), ale w górnym odcinku jest już po staremu, więc masakryczne błoto, kałuże- bleee :-(
Dalej koło ogródków działkowych do Owczarni i do domu.
Ogólnie dziś cudna pogoda do jazdy była- szkoda że nie miałem czasu, żeby więcej pokręcić. Była i pogoda i chęci- tylko czasu nie było.
Korzystając z okazji, jako że to mój ostatni wpis przed świętami, chciałbym wszystkim złożyć najserdeczniejsze życzenia świąteczne :-* Zdrowych, spokojnych, rodzinnych, mokrego dyngusa i ogólnie żebyście miło spędzili te Święta
P.s. 2012-04-09
Właśnie skończyłem wymieniać suport na nowy. Faktycznie w starym suporcie zmieliło się dokumentnie jedno z łożysk. Jak zacząłem rozbierać, to zaczęły się z niego wysypywać kulki i jakieś kawałki zmielonego metalu.
dpd-ładną mamy zimę tej wiosny :-( czyli poranny hardkor
Środa, 4 kwietnia 2012 | dodano:04.04.2012
Km: | 39.80 | Km teren: | 5.00 | Czas: | 01:51 | km/h: | 21.51 |
Pr. maks.: | 39.49 | Temperatura: | 1.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Pracuś Doskonały |
Oj rano było dziś hardkorowo :-( Niby "kwiecień plecień..." ale dziś to nie było "trochę zimy" tylko przywaliło śniegiem jak w środku zimy, a to przecież podobno wiosna już. Rano jak wstałem i wyjrzałem przez okno, to aż mnie wgięło: wszędzie dookoła biało, i to nie jakieś tam lekko przyprószone ale nasypane solidne 6-7 cm śniegu.
Jak wyjechałem, to wiedziałem że będzie "kolorowo" :-(
Pierwsze co mi się rzuciło w oczy, to korek jak ja p...lę- na szczęście mnie to nie dotyczy .... ufff. Śnieg który zalegał wszędzie grubą warstwą, to najgorsza możliwa odmiana- rozmoczona śnieżna breja, która lepi się dosłownie do wszystkiego :-( Dodatkowo cały czas jeszcze sypało.
Na Spacerowej, na wiadukcie nad obwo pierwsza "miła" niespodzianka. Jakiś "miły" kierowca uznał widać, że przecież nie mogę dojechać suchy do pracy i zamiast jechać w koleinach ze śnieżnego błota, jechał po tej grubej warstwie śnieżnego błota wzniecając efektowną śnieżno-błotno-wodną fontannę na wysokość dobrze ponad metr. Oczywiście nie było tego jak ominąć, więc zostałem solidnie oblany dobrze ponad pas tą zimną fontanną- może to miała być taka pobudka.
Kawałek dalej, jak skręcałem w las kolejna "miła" niespodzianka: skończyła się 7-ka. Po wjechaniu w las postanowiłem udokumentować fotką to co zastało mnie w lesie:
Z częstotliwością co kilkaset metrów kończyły mi się kolejne biegi: 6,5,4,3 :-(
Tak mniej więcej po skończeniu się 5-go biegu minąłem Gołębiewo, i zrobiłem następną fotkę:
Mniej więcej jak dojeżdżałem do rozwidlenia na Reja, to już nie miałem żadnych biegów: mój wolnobieg stał się jednolitą bułą śniegu a na tym łańcuch niestety nie będzie się trzymał. Nie było wyjścia musiałem się zatrzymać, wyciągnąć scyzoryk z plecaka i zająć się wydłubywaniem śniegu i lodu z wolnobiegu. Zajęło mi to ok. 20 minut, przez co niestety spóźniłem się o te 20 min. do pracy :-(
Na szczęście od rozwidlenia w dół śnieg już był mniej więcej roztopiony a im bliżej morza, tym mniej go było dookoła. Dzisiejszy poranny przejazd do pracy oceniam jako dość hardkorowy.
Powrót: śnieg się mniej więcej wytopił (choć na Reja trzymał się dobrze- były tylko koleiny wyjeżdżone do asfaltu). Za to wiatr zawiewał naprawdę solidnie. Dzięki wiatrowi nad morzem były piękne fale, na których robiły się przecudowne bałwany. Pstryknąłem fotkę koło mola w Sopocie, niestety nie oddaje ona zupełnie wielkości i piękna tych fal- tylko na żywo można było to docenić.
Nad morzem skręciłem tylko jedną rundkę (na więcej nie było czasu) i przez Reja (bez rundek) pojechałem asfaltem do Spacerowej i do domu. Odpuściłem sobie jazdę przez las, bo rano mi już wystarczyło.
Jak wyjechałem, to wiedziałem że będzie "kolorowo" :-(
Pierwsze co mi się rzuciło w oczy, to korek jak ja p...lę- na szczęście mnie to nie dotyczy .... ufff. Śnieg który zalegał wszędzie grubą warstwą, to najgorsza możliwa odmiana- rozmoczona śnieżna breja, która lepi się dosłownie do wszystkiego :-( Dodatkowo cały czas jeszcze sypało.
Na Spacerowej, na wiadukcie nad obwo pierwsza "miła" niespodzianka. Jakiś "miły" kierowca uznał widać, że przecież nie mogę dojechać suchy do pracy i zamiast jechać w koleinach ze śnieżnego błota, jechał po tej grubej warstwie śnieżnego błota wzniecając efektowną śnieżno-błotno-wodną fontannę na wysokość dobrze ponad metr. Oczywiście nie było tego jak ominąć, więc zostałem solidnie oblany dobrze ponad pas tą zimną fontanną- może to miała być taka pobudka.
Kawałek dalej, jak skręcałem w las kolejna "miła" niespodzianka: skończyła się 7-ka. Po wjechaniu w las postanowiłem udokumentować fotką to co zastało mnie w lesie:
ładną mamy zimę tej wiosny© marchos
Z częstotliwością co kilkaset metrów kończyły mi się kolejne biegi: 6,5,4,3 :-(
Tak mniej więcej po skończeniu się 5-go biegu minąłem Gołębiewo, i zrobiłem następną fotkę:
ładną mamy zimę tej wiosny 2© marchos
Mniej więcej jak dojeżdżałem do rozwidlenia na Reja, to już nie miałem żadnych biegów: mój wolnobieg stał się jednolitą bułą śniegu a na tym łańcuch niestety nie będzie się trzymał. Nie było wyjścia musiałem się zatrzymać, wyciągnąć scyzoryk z plecaka i zająć się wydłubywaniem śniegu i lodu z wolnobiegu. Zajęło mi to ok. 20 minut, przez co niestety spóźniłem się o te 20 min. do pracy :-(
Na szczęście od rozwidlenia w dół śnieg już był mniej więcej roztopiony a im bliżej morza, tym mniej go było dookoła. Dzisiejszy poranny przejazd do pracy oceniam jako dość hardkorowy.
Powrót: śnieg się mniej więcej wytopił (choć na Reja trzymał się dobrze- były tylko koleiny wyjeżdżone do asfaltu). Za to wiatr zawiewał naprawdę solidnie. Dzięki wiatrowi nad morzem były piękne fale, na których robiły się przecudowne bałwany. Pstryknąłem fotkę koło mola w Sopocie, niestety nie oddaje ona zupełnie wielkości i piękna tych fal- tylko na żywo można było to docenić.
po południu nieźle wiało i ładne fale były© marchos
Nad morzem skręciłem tylko jedną rundkę (na więcej nie było czasu) i przez Reja (bez rundek) pojechałem asfaltem do Spacerowej i do domu. Odpuściłem sobie jazdę przez las, bo rano mi już wystarczyło.
dpd-dobrze się jeździło
Wtorek, 3 kwietnia 2012 | dodano:03.04.2012
Km: | 57.29 | Km teren: | 3.50 | Czas: | 02:23 | km/h: | 24.04 |
Pr. maks.: | 49.15 | Temperatura: | -1.5 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Pracuś Doskonały |
Dziś dobrze mi się jeździło :-) Na początku się nie zapowiadało, ale rozkręciłem się i jechało się naprawdę dobrze.
Rano: jak wychodziłem było -1,5 stopnia. Słoneczko świeciło, rześko było- przyjemnie się jechało.
Powrót: temp. ok. +5 stopni. Na początek trochę nad morzem i taka śmieszna sytuacja :-) Jadę sobie od ronda w Brzeźnie w stronę Sopotu i doganiam rolkarza, ale nie takiego zwykłego tylko jakiegoś takiego chyba PRO, bo jadę pod 3 dychy i wcale za szybko go nie dochodzę. W końcu go dochodzę i wyprzedzam i jadę sobie tak trochę ponad 3 dychy i nagle niespodziewanie słyszę z tyłu: "ile jest?" Odwracam się do tyłu i patrzę a rolkarz siedzi mi na kole :-) Ale beka :-) Powiedziałem mu ile jedziemy (było 32,5) i przyspieszyłem do jakichś 35-36 km/h ale wtedy już odpadł. Pozdrower dla tego rolkarza i do następnego razu :-)
Znad morza pojechałem sobie na Reja, tam skręciłem chyba 2 albo 3 rundki (nie liczyłem) i standardowo z Gołębiewa przez las do Spacerowej i do domu.
Dobrze mi się dziś jechało.
Rano: jak wychodziłem było -1,5 stopnia. Słoneczko świeciło, rześko było- przyjemnie się jechało.
Powrót: temp. ok. +5 stopni. Na początek trochę nad morzem i taka śmieszna sytuacja :-) Jadę sobie od ronda w Brzeźnie w stronę Sopotu i doganiam rolkarza, ale nie takiego zwykłego tylko jakiegoś takiego chyba PRO, bo jadę pod 3 dychy i wcale za szybko go nie dochodzę. W końcu go dochodzę i wyprzedzam i jadę sobie tak trochę ponad 3 dychy i nagle niespodziewanie słyszę z tyłu: "ile jest?" Odwracam się do tyłu i patrzę a rolkarz siedzi mi na kole :-) Ale beka :-) Powiedziałem mu ile jedziemy (było 32,5) i przyspieszyłem do jakichś 35-36 km/h ale wtedy już odpadł. Pozdrower dla tego rolkarza i do następnego razu :-)
Znad morza pojechałem sobie na Reja, tam skręciłem chyba 2 albo 3 rundki (nie liczyłem) i standardowo z Gołębiewa przez las do Spacerowej i do domu.
Dobrze mi się dziś jechało.
dpd
Poniedziałek, 2 kwietnia 2012 | dodano:02.04.2012
Km: | 24.16 | Km teren: | 3.50 | Czas: | 01:09 | km/h: | 21.01 |
Pr. maks.: | 39.49 | Temperatura: | 0.5 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Pracuś Doskonały |
Rano: +0,5 stopnia, ale pięknie świeciło słońce. Cały weekend słabiej lub mocniej padał śnieg i śnieg z deszczem (w nocy z niedzieli na poniedziałek też), więc w lesie droga rozmiękła, pokryta jest śniegiem i błotem. Na Reja miejscami leżał rano śnieg. Standardowo do pracy. Dzięki święcącemu słoneczku jechało się bardzo przyjemnie.
Powrót: nie było czasu, najkrótszą do domu. Wiatr był upierdliwy. Nic ciekawego. Sił brak.
Powrót: nie było czasu, najkrótszą do domu. Wiatr był upierdliwy. Nic ciekawego. Sił brak.