Wpisy archiwalne w miesiącu
Lipiec, 2011
Dystans całkowity: | 1005.36 km (w terenie 73.00 km; 7.26%) |
Czas w ruchu: | 41:44 |
Średnia prędkość: | 24.09 km/h |
Maksymalna prędkość: | 64.74 km/h |
Maks. tętno średnie: | 143 (77 %) |
Suma kalorii: | 2967 kcal |
Liczba aktywności: | 23 |
Średnio na aktywność: | 43.71 km i 1h 48m |
Więcej statystyk |
Brusy-Gdańsk (powrót z weekendu)
Niedziela, 17 lipca 2011 | dodano:17.07.2011
Km: | 105.69 | Km teren: | 5.00 | Czas: | 03:49 | km/h: | 27.69 |
Pr. maks.: | 55.38 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Zenon Wspaniały |
Ponieważ musiałem zostawić blachosmroda u mechanika w Brusach (grubsza sprawa), więc nie miałem jak wrócić do domu. PKS i PKP odpada, bo odwykłem od jeżdżenia w warunkach świni wiezionej na rzeź :-(
Rozwiązanie nasuwało się więc tylko jedno :-) ..... rower :-).
Zaplanowałem sobie więc traskę jak najbardziej bocznymi drogami:
Moją piękną mapkę mi usunęli na photo bikestats :-( więc opiszę trasę słowno-muzycznie:
Brusy-Gliśno-Lubnia-Wiele-Borsk-Wdzydze Tucholskie-Olpuch-Nowa Kiszewa-Dębogóry-Wielki Klincz-Puc-Grabowo Kościerskie-Grabowska Huta-Jeknica-Egiertowo-Somonino-Leszno-Kartuzy-Grzybno-Przodkowo-Kczewo-Pępowo-Rębiechowo-Barniewice-Gdańsk Osowa.
..... i pojechałem :-)
Ogólne wrażenia z jazdy: rewelacyjna traska, chyba będę częściej śmigał nią rowerkiem- to w końcu tylko 4 godzinki :-) ... raptem 2,5 godziny dłużej niż blachosmrodem (o PKS i PKP nie wspominam z ww względów) a o ileż przyjemniej się jedzie.
A teraz parę słów szczegółów:
Wyjeżdżałem ok. 17:15 z bardzo obładowanym plecakiem, bo w plecaku siedział notebook i 1,5 l butelka wody- nie wspominając o stałych pasażerach plecaka w postaci podręcznego warsztatu oraz innych pierdół. Nie ważyłem plecaka, ale był naprawdę ciężki.
Pierwszy odcinek trasy z Gliśna do Lubni wymagał pokonania 5km polną drogą. Masakryczne doznanie, ale co mus to mus. Te 5 km wymęczyło mnie jak ze 20 km po asfalcie.
Dalej na szczęście jechało się dobrze, bo po asfaltach. Mniej więcej do Wdzydz Tucholskich jechało się rewelacyjnie, bo blachosmrody jechały w drugą stronę. Dalej od Wdzydz Tucholskich do drogi Kościerzyna-Toruń był spory ruch, ale cóż się dziwić, to w końcu godziny szczytu powrotów z weekendu- pomimo więc tego jechało się naprawdę przyzwoicie.
Kolejny odcinek, po zjechaniu z trasy toruńskiej aż do Egiertowa to była po prostu czysta sielanka: znikomy ruch, piękne widoki, urozmaicony teren- z górki pod górkę. Nie można się było nudzić- jechało się świetnie.
Jak skręciłem w Egiertowie na Somonino i Kartuzy ruch się trochę nasilił, ale pomimo tego jechało się naprawdę dobrze.
Dopiero od Kartuz, kiedy wjechałem na drogę 224 ruch zrobił się naprawdę mocny i komfort jazdy mocno spadł (sznury blachosmrodów w jedną i w drugą stronę). Na szczęście kierowcy wyprzedzali w miarę bezpiecznie i nie miałem jakichś bardzo niebezpiecznych sytuacji :-)
Taki mocny ruch utrzymywał się aż do trasy Żukowo-Gdynia którą ja tylko przeciąłem i pojechałem przez Pępowo i Rębiechowo- sielanka powróciła :-)
Z Rębiechowa przez Barniewice, potem ulicą Planetarną do Osowy. Ulica Planetarna to jest jakaś totalna porażka, te płyty które tam położyli to jest koszmar :-(
Nie da sie po tym rowerem na cienkich oponkach jechać szybciej niż 10 km/h bo mózg by mi wytrzepało z głowy. Jak się udawało to jechałem poboczem, ale nie wszędzie było. Może dla samochodów to się nadaje, ale dla rowerów absolutnie nie.
Do domu dojechałem ok. 21:15 a więc nawet z krótkimi postojami (3 chyba) zmieściłem się w 4 godzinach.
Średnia wyszła całkiem niezła: 27,7 km/h z licznika.
Ogólnie jestem bardzo zadowolony- jechało się świetnie.
Rozwiązanie nasuwało się więc tylko jedno :-) ..... rower :-).
Zaplanowałem sobie więc traskę jak najbardziej bocznymi drogami:
Moją piękną mapkę mi usunęli na photo bikestats :-( więc opiszę trasę słowno-muzycznie:
Brusy-Gliśno-Lubnia-Wiele-Borsk-Wdzydze Tucholskie-Olpuch-Nowa Kiszewa-Dębogóry-Wielki Klincz-Puc-Grabowo Kościerskie-Grabowska Huta-Jeknica-Egiertowo-Somonino-Leszno-Kartuzy-Grzybno-Przodkowo-Kczewo-Pępowo-Rębiechowo-Barniewice-Gdańsk Osowa.
..... i pojechałem :-)
Ogólne wrażenia z jazdy: rewelacyjna traska, chyba będę częściej śmigał nią rowerkiem- to w końcu tylko 4 godzinki :-) ... raptem 2,5 godziny dłużej niż blachosmrodem (o PKS i PKP nie wspominam z ww względów) a o ileż przyjemniej się jedzie.
A teraz parę słów szczegółów:
Wyjeżdżałem ok. 17:15 z bardzo obładowanym plecakiem, bo w plecaku siedział notebook i 1,5 l butelka wody- nie wspominając o stałych pasażerach plecaka w postaci podręcznego warsztatu oraz innych pierdół. Nie ważyłem plecaka, ale był naprawdę ciężki.
Pierwszy odcinek trasy z Gliśna do Lubni wymagał pokonania 5km polną drogą. Masakryczne doznanie, ale co mus to mus. Te 5 km wymęczyło mnie jak ze 20 km po asfalcie.
Dalej na szczęście jechało się dobrze, bo po asfaltach. Mniej więcej do Wdzydz Tucholskich jechało się rewelacyjnie, bo blachosmrody jechały w drugą stronę. Dalej od Wdzydz Tucholskich do drogi Kościerzyna-Toruń był spory ruch, ale cóż się dziwić, to w końcu godziny szczytu powrotów z weekendu- pomimo więc tego jechało się naprawdę przyzwoicie.
Kolejny odcinek, po zjechaniu z trasy toruńskiej aż do Egiertowa to była po prostu czysta sielanka: znikomy ruch, piękne widoki, urozmaicony teren- z górki pod górkę. Nie można się było nudzić- jechało się świetnie.
Jak skręciłem w Egiertowie na Somonino i Kartuzy ruch się trochę nasilił, ale pomimo tego jechało się naprawdę dobrze.
Dopiero od Kartuz, kiedy wjechałem na drogę 224 ruch zrobił się naprawdę mocny i komfort jazdy mocno spadł (sznury blachosmrodów w jedną i w drugą stronę). Na szczęście kierowcy wyprzedzali w miarę bezpiecznie i nie miałem jakichś bardzo niebezpiecznych sytuacji :-)
Taki mocny ruch utrzymywał się aż do trasy Żukowo-Gdynia którą ja tylko przeciąłem i pojechałem przez Pępowo i Rębiechowo- sielanka powróciła :-)
Z Rębiechowa przez Barniewice, potem ulicą Planetarną do Osowy. Ulica Planetarna to jest jakaś totalna porażka, te płyty które tam położyli to jest koszmar :-(
Nie da sie po tym rowerem na cienkich oponkach jechać szybciej niż 10 km/h bo mózg by mi wytrzepało z głowy. Jak się udawało to jechałem poboczem, ale nie wszędzie było. Może dla samochodów to się nadaje, ale dla rowerów absolutnie nie.
Do domu dojechałem ok. 21:15 a więc nawet z krótkimi postojami (3 chyba) zmieściłem się w 4 godzinach.
Średnia wyszła całkiem niezła: 27,7 km/h z licznika.
Ogólnie jestem bardzo zadowolony- jechało się świetnie.
Kaszuby krajoznawczo z synem
Sobota, 16 lipca 2011 | dodano:17.07.2011
Km: | 38.17 | Km teren: | 25.00 | Czas: | 02:10 | km/h: | 17.62 |
Pr. maks.: | 48.16 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Zenon Wspaniały |
W sobotę zaproponowałem synowi, żebyśmy pojechali na wycieczkę. Nie miałem zaplanowanej trasy, więc cała trasa to była pełna improwizacja.
Wyjechaliśmy z Brus, kierując się asfaltem w stronę Wielkich Chełmów.
Jednak zaraz za Brusami zjechaliśmy z asfaltów i wbiliśmy się w pola i lasy.
Pierwszą miejscowością na trasie były Małe Chełmy, do których dojechaliśmy klucząc przez pola i lasy strasznie piaszczystymi drogami na których ciągle się zakopywałem na moich cienkich oponkach. Po drodze pstryknąłem kilka fotek sielskich-anielskich klimatów:
Z Małych Chełmów pojechaliśmy w stronę Rolbika szeroką piaszczystą drogą na której była masakryczna tarka, na której pogubiłem chyba wszystkie plomby :-)
Po drodze jeszcze mały postój na foto:
Jadąc tą drogą dotarliśmy do Rolbika, gdzie zrobiliśmy sobie postój pod tablicą informacyjną, porobiliśmy fotki i uzgodniliśmy drogę powrotną przez Młynek, gdzie chcieliśmy zobaczyć pozostałości elektrowni wodnej. W Rolbiku akurat kończył się jakiś spływ kajakowy Zbrzycą i przy rzece było pełno ludzi.
Z Rolbika pojechaliśmy przez Antoniewo i Asmus do Młynka obejrzeć wspomniane pozostałości elektrowni wodnej:
Znaleźliśmy tam też tablicę pamiątkową, upamiętniającą polskiego patriotę z okresu II wojny światowej:
Wracając z Młynka, urzekł mnie po drodze taki oto widoczek:
Wprawdzie zdjęcie nie oddaje całego urzekającego piękna tego widoku, ale daje choć namiastkę.
Potem skierowaliśmy się już do domu do Brus asfaltami. Przed Wielkimi Chełmami natknęliśmy się jeszcze na bocianią rodzinkę w komplecie :-)
W Czyczkowych zatrzymaliśmy się jeszcze (w nagrodę dla syna za dzielność) na lody, gdzie zjeżdżając pod sklep Maciek miał małą kraksę. Na szczęście skończyło się małymi zadrapaniami na nodze i niewielkimi siniakami.
Po zjedzeniu lodów pojechaliśmy już do domu przez Brusy Jaglie.
Maciek zrobił tym sposobem swoją życiówkę ;-) w dystansie i dzielnie dawał radę.
Pogoda była przecudowna, tereny urzekające- po prostu cudowna wycieczka.
Wyjechaliśmy z Brus, kierując się asfaltem w stronę Wielkich Chełmów.
Jednak zaraz za Brusami zjechaliśmy z asfaltów i wbiliśmy się w pola i lasy.
Pierwszą miejscowością na trasie były Małe Chełmy, do których dojechaliśmy klucząc przez pola i lasy strasznie piaszczystymi drogami na których ciągle się zakopywałem na moich cienkich oponkach. Po drodze pstryknąłem kilka fotek sielskich-anielskich klimatów:
Z Małych Chełmów pojechaliśmy w stronę Rolbika szeroką piaszczystą drogą na której była masakryczna tarka, na której pogubiłem chyba wszystkie plomby :-)
Po drodze jeszcze mały postój na foto:
Jadąc tą drogą dotarliśmy do Rolbika, gdzie zrobiliśmy sobie postój pod tablicą informacyjną, porobiliśmy fotki i uzgodniliśmy drogę powrotną przez Młynek, gdzie chcieliśmy zobaczyć pozostałości elektrowni wodnej. W Rolbiku akurat kończył się jakiś spływ kajakowy Zbrzycą i przy rzece było pełno ludzi.
Z Rolbika pojechaliśmy przez Antoniewo i Asmus do Młynka obejrzeć wspomniane pozostałości elektrowni wodnej:
Znaleźliśmy tam też tablicę pamiątkową, upamiętniającą polskiego patriotę z okresu II wojny światowej:
Wracając z Młynka, urzekł mnie po drodze taki oto widoczek:
Wprawdzie zdjęcie nie oddaje całego urzekającego piękna tego widoku, ale daje choć namiastkę.
Potem skierowaliśmy się już do domu do Brus asfaltami. Przed Wielkimi Chełmami natknęliśmy się jeszcze na bocianią rodzinkę w komplecie :-)
W Czyczkowych zatrzymaliśmy się jeszcze (w nagrodę dla syna za dzielność) na lody, gdzie zjeżdżając pod sklep Maciek miał małą kraksę. Na szczęście skończyło się małymi zadrapaniami na nodze i niewielkimi siniakami.
Po zjedzeniu lodów pojechaliśmy już do domu przez Brusy Jaglie.
Maciek zrobił tym sposobem swoją życiówkę ;-) w dystansie i dzielnie dawał radę.
Pogoda była przecudowna, tereny urzekające- po prostu cudowna wycieczka.
dpd+ballada o dniu wczorajszym
Piątek, 15 lipca 2011 | dodano:15.07.2011
Km: | 33.60 | Km teren: | 2.00 | Czas: | 01:26 | km/h: | 23.44 |
Pr. maks.: | 55.44 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Pracuś Doskonały |
Najpierw parę słów o dniu wczorajszym:
Rano jak wstałem, to strasznie lało. Popatrzyłem za okno i pomyślałem sobie, że jak tak leje to chyba nie pojadę rowerem :-( bo to już przeginka w takiej ulewie jechać. Jednak stopniowo jak krzątałem się po domu deszcz był coraz mniejszy i mniejszy, aż całkiem ustał. Uradowany więc wskoczyłem w obcisłe, zbiegłem do piwnicy po rower, a tam ........ZONK :-(
Kapeć w tylnym kole, które w wieczór poprzedzający naprawiałem :-(
Ale myślę sobie .... spoko, przecież to FOSS..... podpompuję i pojadę.
Wygrzebałem więc pompkę, pierdnąłem szybko w oponkę i ........ K#@$%A .... znowu ZONK :-( !!! Słyszę wyraźne SSSSSSSSSSSS dobywające się z koła. No i było już pozamiatane, bo nie było już czasu na wymianę dętki :-( ..... powlokłem się do domu, przebrałem w dżinsy i pojechałem do pracy blachosmrodem :-( Porażka na całości.
Dziś rano: wieczorem wczoraj wymieniłem w końcu dętkę na nową, więc rano już bez problemów standardową trasą do pracy. Reja zamieniło się prawie w polną drogę- tyle błota naniosło po wczorajszych ulewach.
Powrót: standardowo przez Reja + jedna rundka a potem przez Owczarnię do domu.
Blisko domu wychaczył mnie jeszcze Luszi, który wracał z jakichś sprawunków. Chwilę pogadaliśmy i rozjechaliśmy się do domów. Pozdrower Luszi.
Tempo w obie strony lajtowe, spacerowe.
Rano jak wstałem, to strasznie lało. Popatrzyłem za okno i pomyślałem sobie, że jak tak leje to chyba nie pojadę rowerem :-( bo to już przeginka w takiej ulewie jechać. Jednak stopniowo jak krzątałem się po domu deszcz był coraz mniejszy i mniejszy, aż całkiem ustał. Uradowany więc wskoczyłem w obcisłe, zbiegłem do piwnicy po rower, a tam ........ZONK :-(
Kapeć w tylnym kole, które w wieczór poprzedzający naprawiałem :-(
Ale myślę sobie .... spoko, przecież to FOSS..... podpompuję i pojadę.
Wygrzebałem więc pompkę, pierdnąłem szybko w oponkę i ........ K#@$%A .... znowu ZONK :-( !!! Słyszę wyraźne SSSSSSSSSSSS dobywające się z koła. No i było już pozamiatane, bo nie było już czasu na wymianę dętki :-( ..... powlokłem się do domu, przebrałem w dżinsy i pojechałem do pracy blachosmrodem :-( Porażka na całości.
Dziś rano: wieczorem wczoraj wymieniłem w końcu dętkę na nową, więc rano już bez problemów standardową trasą do pracy. Reja zamieniło się prawie w polną drogę- tyle błota naniosło po wczorajszych ulewach.
Powrót: standardowo przez Reja + jedna rundka a potem przez Owczarnię do domu.
Blisko domu wychaczył mnie jeszcze Luszi, który wracał z jakichś sprawunków. Chwilę pogadaliśmy i rozjechaliśmy się do domów. Pozdrower Luszi.
Tempo w obie strony lajtowe, spacerowe.
Z synem do Banina
Środa, 13 lipca 2011 | dodano:13.07.2011
Km: | 27.27 | Km teren: | 20.00 | Czas: | 01:32 | km/h: | 17.78 |
Pr. maks.: | 40.92 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Zenon Wspaniały |
Dziś obiecałem synowi, że pojedziemy razem na wycieczkę na Górę Donas.
Jednak po kapciu w Authorze plany trochę się rypły :-(
Postanowiłem jednak zmienić rower i plany i jednak pojechać z synem, żeby mu nie sprawić zawodu.
Wyciągnąłem więc Unibike'a, dopompowałem opony i pojechaliśmy.
Wprawdzie nie na Górę Donas, ale za to śmignęliśmy polnymi drogami do Rębiechowa. Z Rębiechowa chodnikiem do Banina, gdzie odwiedziłem między innymi kolegę ze studiów który mieszka w Baninie. Chwilkę pogadaliśmy i zabraliśmy się z synem w drogę powrotną. W drodze powrotnej pojechaliśy do Rębiechowa inną trasą, potem przez Barniewice i ulicę Dębową (powinna się chyba nazywać Księżycowa- takie dziury) do Osowy do domu.
Jednak po kapciu w Authorze plany trochę się rypły :-(
Postanowiłem jednak zmienić rower i plany i jednak pojechać z synem, żeby mu nie sprawić zawodu.
Wyciągnąłem więc Unibike'a, dopompowałem opony i pojechaliśmy.
Wprawdzie nie na Górę Donas, ale za to śmignęliśmy polnymi drogami do Rębiechowa. Z Rębiechowa chodnikiem do Banina, gdzie odwiedziłem między innymi kolegę ze studiów który mieszka w Baninie. Chwilkę pogadaliśmy i zabraliśmy się z synem w drogę powrotną. W drodze powrotnej pojechaliśy do Rębiechowa inną trasą, potem przez Barniewice i ulicę Dębową (powinna się chyba nazywać Księżycowa- takie dziury) do Osowy do domu.
dpd (FOSS rulez)
Środa, 13 lipca 2011 | dodano:13.07.2011
Km: | 26.04 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:04 | km/h: | 24.41 |
Pr. maks.: | 49.44 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Pracuś Doskonały |
Rano: do pracy standardową trasą- nic ciekawego do opisania.
Powrót: jak podszedłem do mojego roweru, czekała mnie niemiła niespodzianka ..... kapeć w tylnym kole :-(
Na szczęście w tylnym kole mam dętkę FOSS, więc postanowiłem spróbować dojechać na tej przebitej dętce do domu. Napompowałem koło i .... pojechałem.
Gdzieś tak na początku Reja podczepiłem się za jakiegoś kolesia, który mocno ciągnął pod górę i jechałem dość długo za nim, jednak ciężko się ciągnie na prawie kapciu :-( więc gdzieś tak za połową łagodnego podjazdu odpuściłem i zwolniłem, zresztą musiałem się zaraz zatrzymać i dopompować, bo miękko się już zrobiło i woziło na zakrętach. Podpompowałem trochę i pojechałem. Tym sposobem dojechałem do domu, bez potrzeby naprawiania koła :-)
FOSS rulez .... tylko tyle mogę powiedzieć :-) To naprawdę działa.
Powrót: jak podszedłem do mojego roweru, czekała mnie niemiła niespodzianka ..... kapeć w tylnym kole :-(
Na szczęście w tylnym kole mam dętkę FOSS, więc postanowiłem spróbować dojechać na tej przebitej dętce do domu. Napompowałem koło i .... pojechałem.
Gdzieś tak na początku Reja podczepiłem się za jakiegoś kolesia, który mocno ciągnął pod górę i jechałem dość długo za nim, jednak ciężko się ciągnie na prawie kapciu :-( więc gdzieś tak za połową łagodnego podjazdu odpuściłem i zwolniłem, zresztą musiałem się zaraz zatrzymać i dopompować, bo miękko się już zrobiło i woziło na zakrętach. Podpompowałem trochę i pojechałem. Tym sposobem dojechałem do domu, bez potrzeby naprawiania koła :-)
FOSS rulez .... tylko tyle mogę powiedzieć :-) To naprawdę działa.
dpd+cmentarz+mały rekonesans
Wtorek, 12 lipca 2011 | dodano:12.07.2011
Km: | 37.40 | Km teren: | 4.00 | Czas: | 01:40 | km/h: | 22.44 |
Pr. maks.: | 48.51 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Pracuś Doskonały |
Rano: standardową trasą do pracy. Nic ciekawego, poza pięknymi oparami w słoneczku na Reja- cudowny widok. Szkoda że nie miałem czasu, żeby się zatrzymać i pstryknąć jakieś foty.
Powrót: dziś rocznica śmierci mojej Babci, więc z pracy na cmentarz postawić kwiatki i zapalić znicze. Z cmentarza na Srebrzysku pojechałem do Matemblewa.
Jak już byłem w Matemblewie to postanowiłem sobie podjechać pod górkę do Matarni, bo dawno już tam nie wjeżdżałem a górka zawsze wydawała mi się solidna.
Wjechałem na górę i zacząłem się zastanawiać gdzie się podziała ta góra :-) bo nawet specjalnie się nie zmęczyłem- czyżby się wypłaszczyła ;-) ?
To jednak podjazd Cienistą na Chełm jest bardziej wymagający.
Z Matarni pojechałem koło rozkopanej Słowackiego (praca idzie na całego) do Astronautów, potem Radarową do Klukowa, Galaktyczną do Osowy i do domu.
Przyjemnie się jechało, tempo spacerowe- pełen lajt.
Powrót: dziś rocznica śmierci mojej Babci, więc z pracy na cmentarz postawić kwiatki i zapalić znicze. Z cmentarza na Srebrzysku pojechałem do Matemblewa.
Jak już byłem w Matemblewie to postanowiłem sobie podjechać pod górkę do Matarni, bo dawno już tam nie wjeżdżałem a górka zawsze wydawała mi się solidna.
Wjechałem na górę i zacząłem się zastanawiać gdzie się podziała ta góra :-) bo nawet specjalnie się nie zmęczyłem- czyżby się wypłaszczyła ;-) ?
To jednak podjazd Cienistą na Chełm jest bardziej wymagający.
Z Matarni pojechałem koło rozkopanej Słowackiego (praca idzie na całego) do Astronautów, potem Radarową do Klukowa, Galaktyczną do Osowy i do domu.
Przyjemnie się jechało, tempo spacerowe- pełen lajt.
dpd+nacieszyć się deszczem
Poniedziałek, 11 lipca 2011 | dodano:11.07.2011
Km: | 34.18 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:29 | km/h: | 23.04 |
Pr. maks.: | 56.50 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Pracuś Doskonały |
Rano: późno wstałem więc najkrótszą drogą do pracy.
Od ok. 12 zaczął padać deszcz i padał, a właściwie lał nieprzerwanie cały czas.
Powrót w deszczu, ale jechało się na tyle przyjemnie, że postanowiłem nacieszyć się tym deszczem i skręciłem sobie jeszcze 2 rundki na Reja.
Z Reja wróciłem najkrótszą, po asfaltach do domu.
Jechało się bardzo przyjemnie, tempo spacerowe w obie strony.
Polecam Reja w deszczu :-)
Od ok. 12 zaczął padać deszcz i padał, a właściwie lał nieprzerwanie cały czas.
Powrót w deszczu, ale jechało się na tyle przyjemnie, że postanowiłem nacieszyć się tym deszczem i skręciłem sobie jeszcze 2 rundki na Reja.
Z Reja wróciłem najkrótszą, po asfaltach do domu.
Jechało się bardzo przyjemnie, tempo spacerowe w obie strony.
Polecam Reja w deszczu :-)
dpd
Piątek, 8 lipca 2011 | dodano:08.07.2011
Km: | 36.26 | Km teren: | 2.00 | Czas: | 01:29 | km/h: | 24.44 |
Pr. maks.: | 48.97 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Pracuś Doskonały |
Rano: znowu za długo spałem i znowu najkrótszą drogą do pracy.
Powrót: po drodze skręciłem sobie na Reja 2 rundki i przez Owczarnię wróciłem do domu.
Korki dziś masakryczne. Obwodnica w stronę Gdańska zakorkowana od Owczarni, jak okiem sięgnąć.
Powrót: po drodze skręciłem sobie na Reja 2 rundki i przez Owczarnię wróciłem do domu.
Korki dziś masakryczne. Obwodnica w stronę Gdańska zakorkowana od Owczarni, jak okiem sięgnąć.
dpd+rundki
Czwartek, 7 lipca 2011 | dodano:07.07.2011
Km: | 51.47 | Km teren: | 2.00 | Czas: | 02:13 | km/h: | 23.22 |
Pr. maks.: | 50.40 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Pracuś Doskonały |
Rano: tak zabałaganiłem ze spaniem, że nie miałem wyboru i musiałem dziś rano pojechać najkrótszą możliwą drogą do pracy- pierwszy raz. Najkrótsza droga to niewiele ponad 11 km. Dzięki temu nie spóźniłem się do pracy.
Powrót: postanowiłem skręcić na Reja kilka rundek. Cudownie pachnie mokry las po deszczu. Skręciłem kilka rundek i przez Owczarnię wróciłem do domu.
Poza tym nic spektakularnego i godnego wspomnienia.
Powrót: postanowiłem skręcić na Reja kilka rundek. Cudownie pachnie mokry las po deszczu. Skręciłem kilka rundek i przez Owczarnię wróciłem do domu.
Poza tym nic spektakularnego i godnego wspomnienia.
dpd-mglisto, dżdżysto+rundki
Środa, 6 lipca 2011 | dodano:06.07.2011
Km: | 38.30 | Km teren: | 2.00 | Czas: | 01:33 | km/h: | 24.71 |
Pr. maks.: | 58.74 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Pracuś Doskonały |
Rano: ciężko było wstać. To pewnie przez tą pogodę :-( Mglisto, dżdżysto, szaro, siąpił deszcz. Za to temperatura dobra :-), bo nie za ciepło.
Do pracy standardową trasą. Nic spektakularnego, poza tym że jakiś kretyn na warszawskich blachach mnie wyprzedził a potem próbował wpasować w krawężnik. Na szczęście mu się nie udało :-) dzięki mojemu refleksowi i ostremu hamowaniu.
Powrót: pogoda poprawiła się niewiele (nie siąpił deszcz), ale temperatura do jazdy optymalna.
Postanowiłem chwilkę pokręcić się po Reja. Skręciłem jakieś dodatkowe rundki i przez Owczarnię wróciłem do domu.
Nikogo dziś znajomego nie spotkałem, choć bikerów było całkiem sporo jak na taką pogodę.
Do pracy standardową trasą. Nic spektakularnego, poza tym że jakiś kretyn na warszawskich blachach mnie wyprzedził a potem próbował wpasować w krawężnik. Na szczęście mu się nie udało :-) dzięki mojemu refleksowi i ostremu hamowaniu.
Powrót: pogoda poprawiła się niewiele (nie siąpił deszcz), ale temperatura do jazdy optymalna.
Postanowiłem chwilkę pokręcić się po Reja. Skręciłem jakieś dodatkowe rundki i przez Owczarnię wróciłem do domu.
Nikogo dziś znajomego nie spotkałem, choć bikerów było całkiem sporo jak na taką pogodę.