dpd- bliskie spotkanie z ciężarówką
Czwartek, 7 sierpnia 2014 | dodano:07.08.2014Kategoria do pracy
Km: | 57.45 | Km teren: | 3.00 | Czas: | 02:34 | km/h: | 22.38 |
Pr. maks.: | 44.23 | Temperatura: | 15.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Pracuś Doskonały |
A wszystko z winy mojego zajeżdżonego napędu :-(
Na szczęście obyło się bez kontaktu fizycznego :-), ale to tylko zasługa kierowcy ciężarówki- dzięki mu za to.
A było to tak:
Jadąc rano do pracy, muszę przeciąć w Rębiechowie główną drogę, która jak to rano jest bardzo uczęszczana. Ponieważ mój napęd już od tygodnia zaczął przeskakiwać z tyłu (z powodu zużycia), to przed tego typu przejazdami redukuję zawsze biegi na te "bezpieczne" tarcze, które jeszcze nie przeskakują, żeby przejeżdżając mocno depnąć i szybko przeskoczyć na drugą stronę drogi. Tak też zrobiłem i tym razem dojeżdżając do skrzyżowania. Dojeżdżam i patrzę że z jednej strony samochód jest daleko a z drugiej jedzie ciężarówka ale miejsca jest tyle że spokojnie przeskoczę.
Nacisnąłem więc ostro na pedały i w tym momencie usłyszałem głośne TRRRACH i czuję że kręcę nogami w powietrzu (bez oporów), równocześnie wtaczając się powolutku na środek asfaltu, prosto przed nadjeżdżającą ciężarówkę :-( UPSSSS !!!
I nie ma już czasu na nic, ani na odepchnięcie się nogą od asfaltu żeby przyspieszyć, ani na hamowanie (bo jestem już na środku). Ciężarówka coraz bliżej, ja kręcę nogami w powierzu jak wariat i przesuwam się majestatycznie w poprzek drogi z prędkością żółwia prawie.
Na moje szczęście kierowca ciężarówki zorientował się co jest grane i zahamował (praktycznie prawie się zatrzymał tuż przede mną) a ja w tym czasie majestatycznie sturlałem się na pobocze. Dziękuję kierowcy tej ciężarówki, bo gdyby nie jego refleks to mogłoby się to skończyć inaczej.
Co się okazało: blat z przodu już również tak się zjechał, że łańcuch zaczął i na blacie przelatywać po zębach. W momencie kiedy nacisnąłem ostro na pedały łańcuch wyskoczył z zębów i po prostu spadł- stąd moje kręcenie w powietrzu bez oporów.
A jeszcze żeby było ciekawiej, jak tylko sturlałem się na pobocze, to natychmiast wskoczył na powrót na blat i natychmiast mogłem dalej jechać, nawet bez zatrzymania się. A jeszcze wczoraj na blacie nie przeskakiwało :-(
Nie była to dziś zresztą jedyna przygoda. A rano tak mi się nie chciało jechać rowerem, takiego miałem lenia, że miałem ochotę pojechać samochodem. Może to był jakiś znak?
Druga przygoda wydarzyła się już w parku w Jelitkowie. Jechałem sobie spokojnie ok. 30-32 km/h i doganiam kolesia jadącego przede mną. Zaczynam go wyprzedzać i jestem na wysokości jego tylnego koła a w tym momencie ten, bez zasygnalizowania ręką, bez obejrzenia się przez ramię zaczyna skręcać w lewo !!!!! WTF???!!! Na szczęście w tym momencie koleś mnie zauważył, bo w końcu przejeżdżałem już przed jego twarzą, i zahamował a ja odbiłem lekko w lewo (tyle ile można było) i udało mi się go minąć. Było jednak chyba na milimetry. Dobrze że chociaż kolo się zreflektował i krzyknął "przepraszam".
Kilka suchych faktów:
Rano: temp. ok. 15 stopni, rześko się jechało. Do pracy standardowo i bez rundki do ronda w Brzeźnie, bo nie było czasu. Dwie przygody jak wyżej.
Powrót: rundka do ronda w Brzeźnie i standardowy powrót przez Dolinę Radości, Węglową, Osowę, Barniewice i przez las do Banina.
Muszę sobie chyba odpuścić jeżdżenie przez las, bo miejscami (po ostatnich deszczach) tak naniosło piachu że prawie niemożliwie przejechać tak się koła zakopują. Powrót już bez przygód.
Na szczęście obyło się bez kontaktu fizycznego :-), ale to tylko zasługa kierowcy ciężarówki- dzięki mu za to.
A było to tak:
Jadąc rano do pracy, muszę przeciąć w Rębiechowie główną drogę, która jak to rano jest bardzo uczęszczana. Ponieważ mój napęd już od tygodnia zaczął przeskakiwać z tyłu (z powodu zużycia), to przed tego typu przejazdami redukuję zawsze biegi na te "bezpieczne" tarcze, które jeszcze nie przeskakują, żeby przejeżdżając mocno depnąć i szybko przeskoczyć na drugą stronę drogi. Tak też zrobiłem i tym razem dojeżdżając do skrzyżowania. Dojeżdżam i patrzę że z jednej strony samochód jest daleko a z drugiej jedzie ciężarówka ale miejsca jest tyle że spokojnie przeskoczę.
Nacisnąłem więc ostro na pedały i w tym momencie usłyszałem głośne TRRRACH i czuję że kręcę nogami w powietrzu (bez oporów), równocześnie wtaczając się powolutku na środek asfaltu, prosto przed nadjeżdżającą ciężarówkę :-( UPSSSS !!!
I nie ma już czasu na nic, ani na odepchnięcie się nogą od asfaltu żeby przyspieszyć, ani na hamowanie (bo jestem już na środku). Ciężarówka coraz bliżej, ja kręcę nogami w powierzu jak wariat i przesuwam się majestatycznie w poprzek drogi z prędkością żółwia prawie.
Na moje szczęście kierowca ciężarówki zorientował się co jest grane i zahamował (praktycznie prawie się zatrzymał tuż przede mną) a ja w tym czasie majestatycznie sturlałem się na pobocze. Dziękuję kierowcy tej ciężarówki, bo gdyby nie jego refleks to mogłoby się to skończyć inaczej.
Co się okazało: blat z przodu już również tak się zjechał, że łańcuch zaczął i na blacie przelatywać po zębach. W momencie kiedy nacisnąłem ostro na pedały łańcuch wyskoczył z zębów i po prostu spadł- stąd moje kręcenie w powietrzu bez oporów.
A jeszcze żeby było ciekawiej, jak tylko sturlałem się na pobocze, to natychmiast wskoczył na powrót na blat i natychmiast mogłem dalej jechać, nawet bez zatrzymania się. A jeszcze wczoraj na blacie nie przeskakiwało :-(
Nie była to dziś zresztą jedyna przygoda. A rano tak mi się nie chciało jechać rowerem, takiego miałem lenia, że miałem ochotę pojechać samochodem. Może to był jakiś znak?
Druga przygoda wydarzyła się już w parku w Jelitkowie. Jechałem sobie spokojnie ok. 30-32 km/h i doganiam kolesia jadącego przede mną. Zaczynam go wyprzedzać i jestem na wysokości jego tylnego koła a w tym momencie ten, bez zasygnalizowania ręką, bez obejrzenia się przez ramię zaczyna skręcać w lewo !!!!! WTF???!!! Na szczęście w tym momencie koleś mnie zauważył, bo w końcu przejeżdżałem już przed jego twarzą, i zahamował a ja odbiłem lekko w lewo (tyle ile można było) i udało mi się go minąć. Było jednak chyba na milimetry. Dobrze że chociaż kolo się zreflektował i krzyknął "przepraszam".
Kilka suchych faktów:
Rano: temp. ok. 15 stopni, rześko się jechało. Do pracy standardowo i bez rundki do ronda w Brzeźnie, bo nie było czasu. Dwie przygody jak wyżej.
Powrót: rundka do ronda w Brzeźnie i standardowy powrót przez Dolinę Radości, Węglową, Osowę, Barniewice i przez las do Banina.
Muszę sobie chyba odpuścić jeżdżenie przez las, bo miejscami (po ostatnich deszczach) tak naniosło piachu że prawie niemożliwie przejechać tak się koła zakopują. Powrót już bez przygód.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!