dpd-duje wicher duje, rekordzik :-)
Piątek, 24 lutego 2012 | dodano:24.02.2012
Km: | 46.27 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:20 | km/h: | 19.83 |
Pr. maks.: | 50.10 | Temperatura: | 5.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Pracuś Doskonały |
Oj wicherek dziś wieje znacznie solidniej niż wczoraj, ale to dobrze bo na Reja już prawie nie ma śniegu a miejscami nawet sucho jest. Nad morzem wszelkie ślady śniegu znikły od wczoraj zupełnie a droga rowerowa suchutka.
A rekordzik? Ano jest: najszybciej wykręcony w roku pierwszy tysiąc kilometrów. W ubiegłym roku był dopiero w połowie marca, 2 lata temu dopiero w kwietniu a w tym roku już pod koniec lutego- jest dobrze :-D Gdyby nie choroba byłby jeszcze szybciej, ale cóż nie można mieć wszystkiego.
Rano: najkrótszą drogą do pracy, przez ostrego Reja. Wiatr gnał w plecy- trzeba było hamować żeby nie było na złamanie karku, a i tak na Spacerowej (pomiędzy dwoma szpalerami samochodów- jeden w dół w korku drugi w górę jadący) bujnąłem się do 50 km/h- była adrenalinka :-D Dodatkowo rower szedł też jak przecinak, bo kupioną wczoraj pompką pierdnąłem dziś rano w obie oponki na maksa (do 4,5 atmosfery), a było już poniżej 2 atmosfer przed pompowaniem- jak na rower to był prawie flak, ale dzięki temu pewniej jeździło się po lodzie.
Powrót: z pracy na cmentarz- zapalić światełko pamięci w rocznicę śmierci Mamy.
Z cmentarza przez centrum Wrzeszcza, koło Opery, Hallera, nad morzem do Sopotu a potem łagodnym Rejem do domu. Jak już pisałem na Reja od wczoraj śnieg praktycznie prawie zniknął- zostały tylko gdzieniegdzie niewielkie placki.
Na początku Reja (koło PEKAO) wyprzedziło mnie dwóch bikerów (pozdrower dla nich) i pomknęło w górę a w połowie działek minął mnie jakiś biker zjeżdżający z góry. Znaczy się, powoli zaczyna się znowu robić ruch na Reja. Warunki są- tylko śmigać.
Wiatr dziś bardzo solidnie dawał się we znaki: kilka razy z zaskoku próbował mnie zrzucić z roweru (zawiewając z za winkla z ogromną siłą), wiele razy próbował mnie zatrzymać w miejscu, ale żadna z tych prób mu się nie powiodła. Wyszedłem zwycięsko z tych prób ;-) tyle że umęczony.
A rekordzik? Ano jest: najszybciej wykręcony w roku pierwszy tysiąc kilometrów. W ubiegłym roku był dopiero w połowie marca, 2 lata temu dopiero w kwietniu a w tym roku już pod koniec lutego- jest dobrze :-D Gdyby nie choroba byłby jeszcze szybciej, ale cóż nie można mieć wszystkiego.
Rano: najkrótszą drogą do pracy, przez ostrego Reja. Wiatr gnał w plecy- trzeba było hamować żeby nie było na złamanie karku, a i tak na Spacerowej (pomiędzy dwoma szpalerami samochodów- jeden w dół w korku drugi w górę jadący) bujnąłem się do 50 km/h- była adrenalinka :-D Dodatkowo rower szedł też jak przecinak, bo kupioną wczoraj pompką pierdnąłem dziś rano w obie oponki na maksa (do 4,5 atmosfery), a było już poniżej 2 atmosfer przed pompowaniem- jak na rower to był prawie flak, ale dzięki temu pewniej jeździło się po lodzie.
Powrót: z pracy na cmentarz- zapalić światełko pamięci w rocznicę śmierci Mamy.
Z cmentarza przez centrum Wrzeszcza, koło Opery, Hallera, nad morzem do Sopotu a potem łagodnym Rejem do domu. Jak już pisałem na Reja od wczoraj śnieg praktycznie prawie zniknął- zostały tylko gdzieniegdzie niewielkie placki.
Na początku Reja (koło PEKAO) wyprzedziło mnie dwóch bikerów (pozdrower dla nich) i pomknęło w górę a w połowie działek minął mnie jakiś biker zjeżdżający z góry. Znaczy się, powoli zaczyna się znowu robić ruch na Reja. Warunki są- tylko śmigać.
Wiatr dziś bardzo solidnie dawał się we znaki: kilka razy z zaskoku próbował mnie zrzucić z roweru (zawiewając z za winkla z ogromną siłą), wiele razy próbował mnie zatrzymać w miejscu, ale żadna z tych prób mu się nie powiodła. Wyszedłem zwycięsko z tych prób ;-) tyle że umęczony.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!