dpd+Reja+jestem chory :-(+masakrator Grzegorz
Środa, 20 kwietnia 2011 | dodano:20.04.2011
Km: | 65.76 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:44 | km/h: | 24.06 |
Pr. maks.: | 54.93 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Pracuś Doskonały |
Dziś muszę przyznać niestety, że czuję, że jestem chory :-(
Połowę nocy nie przespałem, tylko przekaszlałem :-(
Rano myślałem nawet, żeby pojechać do pracy blachosmrodem. Kiedy jednak stanęło mi przed oczami stanie w tych korkach, to postanowiłem jednak się pokulać na 2 kołach.
Rano jechałem tempem naprawdę spacerowym, było chłodno (ok. 3,5 stopnia). Jechało się nawet przyzwoicie.
Z pracy chcieli mnie wykopać do lekarza, bo kaszlałem jak najęty, ale się nie dałem :-)
Po pracy postanowiłem, że co mi tam, niech się pali i wali a ja jadę na Reja pokręcić rundki. To chyba już objaw nieuleczalnej cyklozy.
Zaczęło mi się podobać jeżdżenie tempem spacerowym, bez ciśnieniowania się, bez męczenia się.
Tak więc pojechałem sobie na Reja pojeździć spacerowym tempem rundki pod łagodną.
Jechało się świetnie, nie męczyłem się, spacerowo pod góreczkę.
Jak kręciłem sobie chyba 3 rundkę pod górę śmignął koło mnie biker. Tak mi się coć wydawało że to znany już z wcześniejszych wyjazdów Masakrator Grzegorz ;-)
jednak stwierdziłem że jadę lajtowo więc go nie będę gonił.
Jednak na górze on zwolnił dość mocno a ja sobie jechałem swoim tempem i dogoniłem go tuż przed ostrym zjazdem. Przywitałem się, chwilkę pogadaliśmy i na podjeździe powiedziałem że nie będę go spowalniał bo jestem chory i nie cisnę dziś. Popędził więc pod górę a ja pojechałem swoim tempem.
Jednak nie uciekł mi daleko, cały czas miałem go w zasięgu wzroku i 2 rundki później pod górę znowu go dogoniłem. Wjechaliśmy już razem a potem zjechaliśmy razem nad morze. Nad morzem on pojechał w stronę mola w Sopocie a ja już do domu.
Pożegnaliśmy się i rozjechaliśmy. Pozdrower dla Masakratora Grzegorza.
Ogólnie na Reja wyszło 6 rundek- jechało mi się bardzo dobrze i nawet specjalnie się nie zmęczyłem.
Najgorsze czekało mnie po przyjściu do domu. Jak wszedłem do domu to chwilę po wejściu zacząłem tak kaszlać, że o mało co się nie udusiłem :-(
Ciekawe że w czasie jazdy na rowerze prawie w ogóle kaszel mnie nie męczy.
Dziś nie zabrałem paska do pulsometru, bo myślałem że nic dodatkowo dziś nie będę jeździł.
Połowę nocy nie przespałem, tylko przekaszlałem :-(
Rano myślałem nawet, żeby pojechać do pracy blachosmrodem. Kiedy jednak stanęło mi przed oczami stanie w tych korkach, to postanowiłem jednak się pokulać na 2 kołach.
Rano jechałem tempem naprawdę spacerowym, było chłodno (ok. 3,5 stopnia). Jechało się nawet przyzwoicie.
Z pracy chcieli mnie wykopać do lekarza, bo kaszlałem jak najęty, ale się nie dałem :-)
Po pracy postanowiłem, że co mi tam, niech się pali i wali a ja jadę na Reja pokręcić rundki. To chyba już objaw nieuleczalnej cyklozy.
Zaczęło mi się podobać jeżdżenie tempem spacerowym, bez ciśnieniowania się, bez męczenia się.
Tak więc pojechałem sobie na Reja pojeździć spacerowym tempem rundki pod łagodną.
Jechało się świetnie, nie męczyłem się, spacerowo pod góreczkę.
Jak kręciłem sobie chyba 3 rundkę pod górę śmignął koło mnie biker. Tak mi się coć wydawało że to znany już z wcześniejszych wyjazdów Masakrator Grzegorz ;-)
jednak stwierdziłem że jadę lajtowo więc go nie będę gonił.
Jednak na górze on zwolnił dość mocno a ja sobie jechałem swoim tempem i dogoniłem go tuż przed ostrym zjazdem. Przywitałem się, chwilkę pogadaliśmy i na podjeździe powiedziałem że nie będę go spowalniał bo jestem chory i nie cisnę dziś. Popędził więc pod górę a ja pojechałem swoim tempem.
Jednak nie uciekł mi daleko, cały czas miałem go w zasięgu wzroku i 2 rundki później pod górę znowu go dogoniłem. Wjechaliśmy już razem a potem zjechaliśmy razem nad morze. Nad morzem on pojechał w stronę mola w Sopocie a ja już do domu.
Pożegnaliśmy się i rozjechaliśmy. Pozdrower dla Masakratora Grzegorza.
Ogólnie na Reja wyszło 6 rundek- jechało mi się bardzo dobrze i nawet specjalnie się nie zmęczyłem.
Najgorsze czekało mnie po przyjściu do domu. Jak wszedłem do domu to chwilę po wejściu zacząłem tak kaszlać, że o mało co się nie udusiłem :-(
Ciekawe że w czasie jazdy na rowerze prawie w ogóle kaszel mnie nie męczy.
Dziś nie zabrałem paska do pulsometru, bo myślałem że nic dodatkowo dziś nie będę jeździł.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!