dpd+trochę dodatkowo+OGIEŃ W NOGACH !!+awarie
Wtorek, 29 marca 2011 | dodano:29.03.2011
Km: | 81.27 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:18 | km/h: | 24.63 |
Pr. maks.: | 55.25 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Pracuś Doskonały |
Ten tytułowy ogień, to nie u mnie. Spotkałem dziś ponownie Masakratora Grzegorza, wycisnął mnie dziś jak cytrynkę :-) Wielki szacun dla niego i podziękowania za wspólny trening i parę cennych rad co do trenowania. Ten ogień w nogach to właśnie u niego. Ale po kolei.
Rano: wstałem 5:30, temperatura ok. -1 stopień. Pojechałem trochę pokręcić przed pracą. Postanowiłem sobie skręcić ze 2 rundki sążniste, czyli Brzeźno rondo-Park Północny w Sopocie. W Parku Północnym tak urzekł mnie wschód słońca, że zatrzymałem się, wyciągnąłem aparat i zrobiłem parę zdjęć- jak zczytam z karty i coś z tego wyszło to wrzucę tu. A oto obiecane zdjęcie:
Z Parku Północnego wróciłem do Brzeźna i nie zakręciłem na rondzie, ale pojechałem dalej do parku w Brzeźnie i jeszcze dalej nad samym morzem aż pod wejście do Portu, pod sam płot- fajnie zobaczyć zatokę z perspektywy drugiej strony.
Stamtąd znowu do Parku Północnego. Po drodze spotkałem Dominika, który gonił jakiegoś bikera. Pozdrower Dominik. Przez to, że się zatrzymał, niestety pozbawiłem go szansy na dogonienie tego bikera- sorry. Rozmawialiśmy krótko, bo się spieszyłem.
Z Parku Północnego już prosto do pracy. Wyszło tego przed pracą ok. 40 km- tempo lajtowe.
Powrót: ciepło, ok. 8 stopni. Postanowiłem pojechać na Reja i skręcić jakieś rundki. Nie chciało mi się cisnąć więc postanowiłem kręcić pod łagodną. Jak zacząłem kręcić 2-gą rundkę, spotkałem wspomnianego wyżej Masakratora Grzegorza (wtedy jeszcze nie wiedziałem że to on). Jechał wolno, więc go dogoniłem, pozdrowiłem i wyprzedziłem. Jak tylko go wyprzedziłem to się ucieszył i ruszył ostro z kopyta dając takie tempo, że zadyszki dostałem :-) Jadąc razem rozmawialiśmy: dowiedziałem się że trenuje do Harpa, że jeździ w maratonach Skandii i ogólnie że to lepszy wymiatacz- szacuneczek. Mówił też, że dziś ma trening odpoczynkowy, dzięki temu mogłem nadążyć za jego tempem :-). Skręciliśmy razem 2 rundki pod łagodną (czyli ja razem 3) i okazało się że obaj jedziemy do Gdańska nad morzem. Momentami Grzegorz dawał takie sprinty, że ja nie miałem szans i zostawałem z tyłu. Wyjaśnił mi, że to potrzebne jako trening siłowy.
Jak zjechaliśmy w Brzeźnie w Hallera, to ja już byłem tak wypompowany, że ledwo nadążałem za nim. Na szczęście niespodziewana awaria pozwoliła mi uratować resztki honoru: odkręciło mi się tylne koło, przekrzywiło się i zablokowało. Powiedziałem więc, że nie będę zatrzymywał, podziękowałem za wspólną jazdę i pożegnałem się. Musiałem wygrzebać narzędzia z plecaka, ustawić na powrót koło na miejsce i dokręcić porządnie. Dalej ruszyłem już swoim spokojnym tempem, oddychając z ulgą.
Radość nie trwała jednak długo, bo na Zwycięstwa zobaczyłem, że mam też drugą awarię- po raz kolejny w niedługim czasie, w przednim kole mam kapcia :-(
Na szczęście powietrze nie zeszło gwałtownie, ale schodziło powoli. Udało się na szczęście dojechać (nawet bez pompowania) do domu- teraz będę musiał naprawić.
Ogólnie bardzo dziś udany był dzień, a Masakrator Grzegorz zmasakrował mnie dziś fizycznie okrutnie. Ogromny szacunek dla niego- to zupełnie nie moja liga, niedostępna dla mnie. Na osłodę, na odchodne dostałem od niego pochwałę, że kondycję mam całkiem niezłą. Ale żeby nie było tak bardzo słodko: jak się dowiedział, że mam 38 lat, to powiedział że muszę nad nią popracować, bo w moim wieku to powinno być jednak dużo lepiej :-( niż jest teraz. Ogólnie jestem z dzisiejszego dnia bardzo zadowolony.
P.s. już wiem skąd takie nagłe 2 awarie jedna po drugiej :-) w czasie jednego wyjazdu- mój Author osiągnął dziś 13 tys. km
Rano: wstałem 5:30, temperatura ok. -1 stopień. Pojechałem trochę pokręcić przed pracą. Postanowiłem sobie skręcić ze 2 rundki sążniste, czyli Brzeźno rondo-Park Północny w Sopocie. W Parku Północnym tak urzekł mnie wschód słońca, że zatrzymałem się, wyciągnąłem aparat i zrobiłem parę zdjęć- jak zczytam z karty i coś z tego wyszło to wrzucę tu. A oto obiecane zdjęcie:
Z Parku Północnego wróciłem do Brzeźna i nie zakręciłem na rondzie, ale pojechałem dalej do parku w Brzeźnie i jeszcze dalej nad samym morzem aż pod wejście do Portu, pod sam płot- fajnie zobaczyć zatokę z perspektywy drugiej strony.
Stamtąd znowu do Parku Północnego. Po drodze spotkałem Dominika, który gonił jakiegoś bikera. Pozdrower Dominik. Przez to, że się zatrzymał, niestety pozbawiłem go szansy na dogonienie tego bikera- sorry. Rozmawialiśmy krótko, bo się spieszyłem.
Z Parku Północnego już prosto do pracy. Wyszło tego przed pracą ok. 40 km- tempo lajtowe.
Powrót: ciepło, ok. 8 stopni. Postanowiłem pojechać na Reja i skręcić jakieś rundki. Nie chciało mi się cisnąć więc postanowiłem kręcić pod łagodną. Jak zacząłem kręcić 2-gą rundkę, spotkałem wspomnianego wyżej Masakratora Grzegorza (wtedy jeszcze nie wiedziałem że to on). Jechał wolno, więc go dogoniłem, pozdrowiłem i wyprzedziłem. Jak tylko go wyprzedziłem to się ucieszył i ruszył ostro z kopyta dając takie tempo, że zadyszki dostałem :-) Jadąc razem rozmawialiśmy: dowiedziałem się że trenuje do Harpa, że jeździ w maratonach Skandii i ogólnie że to lepszy wymiatacz- szacuneczek. Mówił też, że dziś ma trening odpoczynkowy, dzięki temu mogłem nadążyć za jego tempem :-). Skręciliśmy razem 2 rundki pod łagodną (czyli ja razem 3) i okazało się że obaj jedziemy do Gdańska nad morzem. Momentami Grzegorz dawał takie sprinty, że ja nie miałem szans i zostawałem z tyłu. Wyjaśnił mi, że to potrzebne jako trening siłowy.
Jak zjechaliśmy w Brzeźnie w Hallera, to ja już byłem tak wypompowany, że ledwo nadążałem za nim. Na szczęście niespodziewana awaria pozwoliła mi uratować resztki honoru: odkręciło mi się tylne koło, przekrzywiło się i zablokowało. Powiedziałem więc, że nie będę zatrzymywał, podziękowałem za wspólną jazdę i pożegnałem się. Musiałem wygrzebać narzędzia z plecaka, ustawić na powrót koło na miejsce i dokręcić porządnie. Dalej ruszyłem już swoim spokojnym tempem, oddychając z ulgą.
Radość nie trwała jednak długo, bo na Zwycięstwa zobaczyłem, że mam też drugą awarię- po raz kolejny w niedługim czasie, w przednim kole mam kapcia :-(
Na szczęście powietrze nie zeszło gwałtownie, ale schodziło powoli. Udało się na szczęście dojechać (nawet bez pompowania) do domu- teraz będę musiał naprawić.
Ogólnie bardzo dziś udany był dzień, a Masakrator Grzegorz zmasakrował mnie dziś fizycznie okrutnie. Ogromny szacunek dla niego- to zupełnie nie moja liga, niedostępna dla mnie. Na osłodę, na odchodne dostałem od niego pochwałę, że kondycję mam całkiem niezłą. Ale żeby nie było tak bardzo słodko: jak się dowiedział, że mam 38 lat, to powiedział że muszę nad nią popracować, bo w moim wieku to powinno być jednak dużo lepiej :-( niż jest teraz. Ogólnie jestem z dzisiejszego dnia bardzo zadowolony.
P.s. już wiem skąd takie nagłe 2 awarie jedna po drugiej :-) w czasie jednego wyjazdu- mój Author osiągnął dziś 13 tys. km
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!