dpd-NA BOGATO!!
Czwartek, 9 grudnia 2010 | dodano:09.12.2010
Km: | 32.41 | Km teren: | 20.00 | Czas: | 01:54 | km/h: | 17.06 |
Pr. maks.: | 36.22 | Temperatura: | -1.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Pracuś Doskonały |
Oj na bogato dziś było: i luksusowo odśnieżone drogi rowerowe, i głęboki kopny śnieg, i solidna gleba i kilka podpóreczek i z buta kawałeczek- a śniegu dziś w nocy dosypało tyle, że można w końcu powiedzieć że zima solidnie zawitała i do Gdańska.
Ale po kolei.
Rano: prawie ciepło -1 stopień. Z okna trudno było ocenić ile śniegu napadało, ale jak wyszedłem z domu to już wiedziałem że może być dziś GRUBO HARDKOROWO- nie mogłem wyjechać spod domu, bo nie dało się ruszyć nawet na rowerze bo majt na lewo majt na prawo i nie da się ruszyć. Wygrzebałem rower ze śniegu z jezdni, przestawiłem na chodnik (trochę odśnieżony) i zjechałem do ulicy. Ten kawałek ulicą jechało się świetnie ale wiedziałem że kawałek dalej muszę zjechać na drogę rowerową- i co też tam zastanę. Kiedy zjechałem na drogę rowerową to doznałem prawie szoku- ODŚNIEŻONE NA ZWYCIĘSTWA miejscami chodnik nie odśnieżony a droga rowerowa tak- rewelacja - Gdańsk RULEZ!! Przy Operze skręcam w Hallera i tam znowu szok- Hallera też odśnieżone!!! rewelacyjnie jechało się aż nad morze. Tam niestety czekała mnie niemiła niespodzianka: o 7:30 trasa i chodnik nad morzem nie widział pługu. Zacząłem sie przebijać przez ten głęboki kopny śnieg w którym woziło mnie na wszystkie strony. Dodatkowo po kawałku takiej jazdy śnieg tak pozabijał mi zębatki wolnobiegu, że łańcuch zaczął po nich skakać że nie dało się jechać. Dałem radę tak dojechać na wysokość Hotelu Rzemieślnik i tam przebiłem się do asfaltu i dalej śmignąłem asfaltem bo nie byłbym w stanie dalej tak jechać. Jakiż to był luksus przejechać ten kawałek prawie czarnym asfaltem.
Powrót: chciałem bohatersko jechać drogą rowerową nad morze, ale znowu nie udało mi się nawet ruszyć. Zjechałem więc pokornie na asfalt i znowu kawałek (nad morze) dojechałem asfaltem. W ciągu dnia nad morzem w większości już też odśnieżyli, więc postanowiłem się przejechać do Parku Północnego. Droga w większości odśnieżona, ale muldy straszne jakby się po tarce jechało. W Parku Północnym miejscami dość słabo odśnieżone więc jechało się ciężko. Wracając, przy Grand Hotelu jeszcze przed zakrętem był lód no i niestety ..... znowu gleba- tylne koło odjechało tak szybko, że nie zdążyłem nawet zareagować. Jak się gramoliłem spod roweru to już wiedziałem że nie jest dobrze, bo ból w kolanie dobitnie mnie o tym poinformował. Stałem potem z 10 minut przy rowerze i masowałem kolano, syczałem i czekałem aż trochę przestanie boleć. Ale cóż nie mogłem tam stać tak w nieskończoność, pozbierałem się i rower i pojechałem dalej. Potem było jeszcze kilka ślizgów z podpórkami, ale na szczęście więcej gleb już nie było. Dalej trasa nad morzem była już mniej więcej odśnieżona ale nie wszędzie, więc trzeba było kombinować- trochę chodnikiem, trochę drogą rowerową, ale muldy na śniegu takie, jakby się po tarce jechało. W ciągu dnia śniegu jeszcze dosypało i na Hallera już drugi raz nie odśnieżali, więc też już nie było tak luksusowo jak rano, a miejscami to wręcz nasypali na drogę rowerową odśnieżając chodniki :-( bo za ciężko o metr dalej wysypać :-( ludzie niestety łażą drogą rowerową, chociaż metr dalej mają odśnieżony chodnik :-(.
Na Zwycięstwa jechało się bardzo dobrze, ale jak zjechałem w 3 Maja to utknąłem momentalnie w zaspie i nie dało się jechać dalej, musiałem przetargać z buta rower przez zaspy, dobić się do asfaltu na 3 Maja i już asfaltem do domu.
Ogólnie dzień pełen wrażeń, a kolano mnie nap....la teraz jak to piszę jak złoto i spuchło jak bania. Ciekawe czy jutro dam radę jechać rowerem do pracy. Zaliczam dzisiaj 20 km jako teren, bo mniej więcej tyle było hardkorowo-śniegowo-terenowo. Umęczyłem się dziś solidnie. A tak wyglądał mój rower po powrocie (zdjęcie słabe bo robione komórką i nie oddaje całokształtu, ale mnie najbardziej spodobała się "śniegowa piasta"):
Rano jak dojeżdżałem do pracy wyglądał jeszcze lepiej- jak rowerowy bałwanek śniegowy ;-)
Ale po kolei.
Rano: prawie ciepło -1 stopień. Z okna trudno było ocenić ile śniegu napadało, ale jak wyszedłem z domu to już wiedziałem że może być dziś GRUBO HARDKOROWO- nie mogłem wyjechać spod domu, bo nie dało się ruszyć nawet na rowerze bo majt na lewo majt na prawo i nie da się ruszyć. Wygrzebałem rower ze śniegu z jezdni, przestawiłem na chodnik (trochę odśnieżony) i zjechałem do ulicy. Ten kawałek ulicą jechało się świetnie ale wiedziałem że kawałek dalej muszę zjechać na drogę rowerową- i co też tam zastanę. Kiedy zjechałem na drogę rowerową to doznałem prawie szoku- ODŚNIEŻONE NA ZWYCIĘSTWA miejscami chodnik nie odśnieżony a droga rowerowa tak- rewelacja - Gdańsk RULEZ!! Przy Operze skręcam w Hallera i tam znowu szok- Hallera też odśnieżone!!! rewelacyjnie jechało się aż nad morze. Tam niestety czekała mnie niemiła niespodzianka: o 7:30 trasa i chodnik nad morzem nie widział pługu. Zacząłem sie przebijać przez ten głęboki kopny śnieg w którym woziło mnie na wszystkie strony. Dodatkowo po kawałku takiej jazdy śnieg tak pozabijał mi zębatki wolnobiegu, że łańcuch zaczął po nich skakać że nie dało się jechać. Dałem radę tak dojechać na wysokość Hotelu Rzemieślnik i tam przebiłem się do asfaltu i dalej śmignąłem asfaltem bo nie byłbym w stanie dalej tak jechać. Jakiż to był luksus przejechać ten kawałek prawie czarnym asfaltem.
Powrót: chciałem bohatersko jechać drogą rowerową nad morze, ale znowu nie udało mi się nawet ruszyć. Zjechałem więc pokornie na asfalt i znowu kawałek (nad morze) dojechałem asfaltem. W ciągu dnia nad morzem w większości już też odśnieżyli, więc postanowiłem się przejechać do Parku Północnego. Droga w większości odśnieżona, ale muldy straszne jakby się po tarce jechało. W Parku Północnym miejscami dość słabo odśnieżone więc jechało się ciężko. Wracając, przy Grand Hotelu jeszcze przed zakrętem był lód no i niestety ..... znowu gleba- tylne koło odjechało tak szybko, że nie zdążyłem nawet zareagować. Jak się gramoliłem spod roweru to już wiedziałem że nie jest dobrze, bo ból w kolanie dobitnie mnie o tym poinformował. Stałem potem z 10 minut przy rowerze i masowałem kolano, syczałem i czekałem aż trochę przestanie boleć. Ale cóż nie mogłem tam stać tak w nieskończoność, pozbierałem się i rower i pojechałem dalej. Potem było jeszcze kilka ślizgów z podpórkami, ale na szczęście więcej gleb już nie było. Dalej trasa nad morzem była już mniej więcej odśnieżona ale nie wszędzie, więc trzeba było kombinować- trochę chodnikiem, trochę drogą rowerową, ale muldy na śniegu takie, jakby się po tarce jechało. W ciągu dnia śniegu jeszcze dosypało i na Hallera już drugi raz nie odśnieżali, więc też już nie było tak luksusowo jak rano, a miejscami to wręcz nasypali na drogę rowerową odśnieżając chodniki :-( bo za ciężko o metr dalej wysypać :-( ludzie niestety łażą drogą rowerową, chociaż metr dalej mają odśnieżony chodnik :-(.
Na Zwycięstwa jechało się bardzo dobrze, ale jak zjechałem w 3 Maja to utknąłem momentalnie w zaspie i nie dało się jechać dalej, musiałem przetargać z buta rower przez zaspy, dobić się do asfaltu na 3 Maja i już asfaltem do domu.
Ogólnie dzień pełen wrażeń, a kolano mnie nap....la teraz jak to piszę jak złoto i spuchło jak bania. Ciekawe czy jutro dam radę jechać rowerem do pracy. Zaliczam dzisiaj 20 km jako teren, bo mniej więcej tyle było hardkorowo-śniegowo-terenowo. Umęczyłem się dziś solidnie. A tak wyglądał mój rower po powrocie (zdjęcie słabe bo robione komórką i nie oddaje całokształtu, ale mnie najbardziej spodobała się "śniegowa piasta"):
Rano jak dojeżdżałem do pracy wyglądał jeszcze lepiej- jak rowerowy bałwanek śniegowy ;-)
komentarze
Przecież z Jelitkowa do centrum masz bezpośredni tramwaj co 10 minut, nie lepiej nim jeździć jak się nie da rowerkiem? A jak kolano?
Ciekawe, czy znowu odśnieżą ścieżki. Luszi - 14:24 czwartek, 16 grudnia 2010 | linkuj
Ciekawe, czy znowu odśnieżą ścieżki. Luszi - 14:24 czwartek, 16 grudnia 2010 | linkuj
Masakrunia. Życzę szybkiej rekonwalescencji. Mam nadzieję, że kolanko będzie sprawne... moje udo już prawie... ale w taką pogodę jednak jeździć rowerem nie będę :( Nie wyobrażam sobie zjazdu do miasta (i podjazdu) o czym przekonaliście mnie dziś z Luszim.
sirmicho - 23:20 czwartek, 9 grudnia 2010 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!