dpd-kicha,spotkanie,korki i wyprzedzanie karetki na sygnale
Poniedziałek, 27 września 2010 | dodano:27.09.2010
Km: | 14.95 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:38 | km/h: | 23.61 |
Pr. maks.: | 41.83 | Temperatura: | 17.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Pracuś Doskonały |
Rano: bardzo ciepło, jak wychodziłem było 17 stopni, ale jak tylko wyszedłem zaczął padać deszcz. Deszcz mi nie przeszkadza więc jechało się bardzo dobrze, niestety do czasu :-( kiedy złapałem kichę: we Wrzeszczu jechałem sobie spokojnie pod górkę i usłyszałem że na coś najechałem i mocno wystrzeliło spod koła (pomyślałem że to jakiś kamień- nie pierwszy raz zresztą). Niestety po przejechaniu ok. 300 metrów już wiedziałem że to nie mógł być kamień- poczułem że jakoś tak miękko i ciężko mi się jedzie- spoglądam w dół a tam KICHA :-( w tylnym kole. Co było robić, zatrzymałem się i patrzę a tam opona przecięta na mniej więcej centymetr i powietrze spiernicza aż miło. Na łatanie żadnych szans bo wszystko mokre, zabrałem się za zmianę dętki. Jeszce nigdy się tak nie namęczyłem ze zmianą dętki jak tym razem :-(, nie mogłem ściągnąć opony z obręczy. To niestety wina tylnej obręczy, która jest tak płytka wewnątrz, że brzeg opony nie ma się gdzie schować i przez to nie chce wyjść. Masakra, męczyłem się z wymianą ponad godzinę i kiedy w końcu się już udało wszystko zrobić i pompowałem koło, zauważyłem że oponę założem tyłem na przód :-/ (opona kierunkowa) ale już machnąłem na to ręką, bo opona już jest tak zjeżdżona przez rok, że chyba nie ma to już większego znaczenia. Do pracy dojechałem ubabrany, jakbym się taplał w błocie.
Powrót: deszcz padał cały czas, ale jazda przebiegała na szczęście bez przykrych niespodzianek. Po drodze wyhaczył mnie Dominik :-) Pozdrower. Ja oczywiście żeby tradycji stało się zadość nikogo nie zauważam :-/
Pogadaliśmy chwilę i pojechaliśmy każdy w swoją stronę.
Korki dziś były tak masakryczne, że cały Wrzeszcz i Zwycięstwa praktycznie stały w miejscu. Najlepszy dowód, że na Zwycięstwa (przy Akademii Medycznej) dogoniłem i wyprzedziłem karetkę pogotowia jadącą na sygnale. Karetka dogoniła mnie dopiero jak stałem na światłach przy Urzędzie Miejskim- masakra.
Powrót: deszcz padał cały czas, ale jazda przebiegała na szczęście bez przykrych niespodzianek. Po drodze wyhaczył mnie Dominik :-) Pozdrower. Ja oczywiście żeby tradycji stało się zadość nikogo nie zauważam :-/
Pogadaliśmy chwilę i pojechaliśmy każdy w swoją stronę.
Korki dziś były tak masakryczne, że cały Wrzeszcz i Zwycięstwa praktycznie stały w miejscu. Najlepszy dowód, że na Zwycięstwa (przy Akademii Medycznej) dogoniłem i wyprzedziłem karetkę pogotowia jadącą na sygnale. Karetka dogoniła mnie dopiero jak stałem na światłach przy Urzędzie Miejskim- masakra.
komentarze
Monika i oby cie to szczęście nie opuściło, bo kapcie w drodze to nic fajnego.
dominik - 06:04 piątek, 15 października 2010 | linkuj
a ja nie mam nigdy zapasu ! ;) - póki co mam to szczęście, że po przejechaniu ponad 4 tys.km nie miałam ani jednego "kapcia" :)
emonika - 16:55 czwartek, 14 października 2010 | linkuj
Tia ja tez mam ten zwyczaj już we krwi :) Zawsze mam zapas
dominik - 06:58 wtorek, 28 września 2010 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!