samotna kaszubska runda
Czwartek, 3 czerwca 2010 | dodano:03.06.2010
Km: | 221.03 | Km teren: | 15.00 | Czas: | 08:38 | km/h: | 25.60 |
Pr. maks.: | 52.75 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Zenon Wspaniały |
W taki wolny dzień, miałem plan- Wielki Plan. Skoro dałem radę przejechać całe KaszebeRunda, to dlaczego nie powtórzyć takiego dystansu- tym razem bez tej całej otoczki (niestety).
Wyruszyłem z domu (z Gdańska) o 6:30. Rano było pochmurno ale ciepło, a ICM zapowiadał że nie będzie opadów. Pojechałem przez Kolbudy,Przywidz, za Będominem skręciłem na Wielki Klincz i tą drogą przez Dębogóry pojechałem na Nową Kiszewę, Olpuch, Gołuń, Wdzydze Kiszewskie do mojej siostry na poranną kawą i śniadanie :-). Na miejscu zameldowałem się o 9:30, czyli 79 km w 3 godziny. Od siostry wyruszyłem trochę po godz. 12 (około południa zupełnie się rozpogodziło, wyszło słończe i do końca dnia było ciepło i pięknie). Od siostry pojechałem znowu przez Wdzydze Kiszewskie, Gołuń, Wdzydze Tucholskie, Borsk, Wiele, Lubnię do Brus- żeby odwiedzić dzieciaki, które są chwilowo u Babci- na liczniku miałem 121 km z małym chaczkiem i doskonałą (jak dla mnie oczywiście) średnią 26,6 km/h. Jechało się wspaniale, szybko. Zostałem poczęstowany pysznym obiadem (jak zawsze u mojej najwspanialszej na świecie teściowej :-), ciastem, kawą- ogólnie pełen wypas.
Niestety sielanka trwała tylko do godz. 16, bo żeby wrócić do Gdańska o tej mniej więcej musiałem wyjechać (powrót tą samą drogą przez Olpuch). Wyruszyłem troszkę przed 16 i mniej więcej do 150 kilometra jechało się wspaniale. Niestety na 150 kilometrze musiałem skręcić (w Olpuchu) i tu zaczęła się rzeźnia. Wiatr prosto w ryj i do tego bardzo silny (rano był dużo mniejszy)- nawet na jakichś zjazdach trzeba było pedałować bo wiatr praktycznie zatrzymywał :-( Zmęczenie niestety dało o sobie znać i mniej więcej na 160 km "ktoś wyłączył prąd"- kompletnie opadłem z sił i ledwo się kulałem pod ten wiatr. Ledwo ledwo dokulałem się do jakiegoś czynnego sklepu spożywczego, zakupiłem wodę, jakąś drożdżówkę, batony (niestety pech chciał że wyprzedali wszystkie Powerade'y). Zeżarłem drożdżówkę, kilka batonów, nażłopałem się wody, posiedziałem dłuższą chwilę i wyruszyłem. Było dużo lepiej ale nie wspaniale- do tego ten mordewind :-(. Mniej więcej na 170 kilometrze znowu skręciłem, tym razem już w stronę Gdańska i wiatr już nie był prosto w ryj, ale troszkę z boku- marne pocieszenie ale jednak zawsze. Zamulałem potwornie i zacząłem się nawet zastanawiać czy dojadę, ale mozolnie pokonywałem kilometr za kilometrem (byle do Pomlewa), bo od Pomlewa miało być przeważnie z górki :-) Męczyłem, męczyłem i udało się. W końcu dotarłem do domu- choć nie było łatwo. Średnia niestety dużo słabsza niż była pierwotnie. Jestem potwornie zmęczony, łapią mnie skurcze w nogach i ogólnie masakra- ale "I did it again" :-) Spory odcinek mojej dzisiejszej samotnej kaszubskiej rundki przebiegał po trasie KaszebeRunda.
Pozdrower dla wszystkich czytających i słowa wsparcia i otuchy dla tych, którzy na południu znowu drżą przed kolejną powodzią i podtopieniami o swoje resztki ocalałego dobytku. Trzymajcie się i walczcie!! Jestem z Wami- niestety tylko duchem.
Wyruszyłem z domu (z Gdańska) o 6:30. Rano było pochmurno ale ciepło, a ICM zapowiadał że nie będzie opadów. Pojechałem przez Kolbudy,Przywidz, za Będominem skręciłem na Wielki Klincz i tą drogą przez Dębogóry pojechałem na Nową Kiszewę, Olpuch, Gołuń, Wdzydze Kiszewskie do mojej siostry na poranną kawą i śniadanie :-). Na miejscu zameldowałem się o 9:30, czyli 79 km w 3 godziny. Od siostry wyruszyłem trochę po godz. 12 (około południa zupełnie się rozpogodziło, wyszło słończe i do końca dnia było ciepło i pięknie). Od siostry pojechałem znowu przez Wdzydze Kiszewskie, Gołuń, Wdzydze Tucholskie, Borsk, Wiele, Lubnię do Brus- żeby odwiedzić dzieciaki, które są chwilowo u Babci- na liczniku miałem 121 km z małym chaczkiem i doskonałą (jak dla mnie oczywiście) średnią 26,6 km/h. Jechało się wspaniale, szybko. Zostałem poczęstowany pysznym obiadem (jak zawsze u mojej najwspanialszej na świecie teściowej :-), ciastem, kawą- ogólnie pełen wypas.
Niestety sielanka trwała tylko do godz. 16, bo żeby wrócić do Gdańska o tej mniej więcej musiałem wyjechać (powrót tą samą drogą przez Olpuch). Wyruszyłem troszkę przed 16 i mniej więcej do 150 kilometra jechało się wspaniale. Niestety na 150 kilometrze musiałem skręcić (w Olpuchu) i tu zaczęła się rzeźnia. Wiatr prosto w ryj i do tego bardzo silny (rano był dużo mniejszy)- nawet na jakichś zjazdach trzeba było pedałować bo wiatr praktycznie zatrzymywał :-( Zmęczenie niestety dało o sobie znać i mniej więcej na 160 km "ktoś wyłączył prąd"- kompletnie opadłem z sił i ledwo się kulałem pod ten wiatr. Ledwo ledwo dokulałem się do jakiegoś czynnego sklepu spożywczego, zakupiłem wodę, jakąś drożdżówkę, batony (niestety pech chciał że wyprzedali wszystkie Powerade'y). Zeżarłem drożdżówkę, kilka batonów, nażłopałem się wody, posiedziałem dłuższą chwilę i wyruszyłem. Było dużo lepiej ale nie wspaniale- do tego ten mordewind :-(. Mniej więcej na 170 kilometrze znowu skręciłem, tym razem już w stronę Gdańska i wiatr już nie był prosto w ryj, ale troszkę z boku- marne pocieszenie ale jednak zawsze. Zamulałem potwornie i zacząłem się nawet zastanawiać czy dojadę, ale mozolnie pokonywałem kilometr za kilometrem (byle do Pomlewa), bo od Pomlewa miało być przeważnie z górki :-) Męczyłem, męczyłem i udało się. W końcu dotarłem do domu- choć nie było łatwo. Średnia niestety dużo słabsza niż była pierwotnie. Jestem potwornie zmęczony, łapią mnie skurcze w nogach i ogólnie masakra- ale "I did it again" :-) Spory odcinek mojej dzisiejszej samotnej kaszubskiej rundki przebiegał po trasie KaszebeRunda.
Pozdrower dla wszystkich czytających i słowa wsparcia i otuchy dla tych, którzy na południu znowu drżą przed kolejną powodzią i podtopieniami o swoje resztki ocalałego dobytku. Trzymajcie się i walczcie!! Jestem z Wami- niestety tylko duchem.
komentarze
Marcin jeszcze troche i pojade z toba tylko samochodem :) niezly dystans ! gratuluje :)
dominik - 19:41 piątek, 4 czerwca 2010 | linkuj
No, nieźle, nieźle, jeszcze raz w ciągu paru dni taki kawał drogi przejechać... Też bym se pojechał ponad 200 (rekord pobić ;) ), chyba muszę wynegocjować u małżonki wolny dzień. ;) Długie dni są, można długo jeździć. Jak z ruchem samochodowym na tej trasie było?
Luszi - 23:57 czwartek, 3 czerwca 2010 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!