OpO (dachowanie na trawie, chlupot czarnych butów)
Piątek, 13 czerwca 2014 | dodano:13.06.2014Kategoria do pracy
Km: | 31.10 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:25 | km/h: | 21.95 |
Pr. maks.: | 44.23 | Temperatura: | 14.5 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Pracuś Doskonały |
Dziś z przygodami.
Rano "dachowanie" na trawniku a w drodze powrotnej akurat całą drogę powrotną lało: jak wychodziłem z pracy to kropiło, chwilę później już lało a jak dojeżdżałem do Osowej to już słoneczko pięknie świeciło a w butach chlupotało :-)
W obie strony Węglową. W drodze powrotnej jechało mi się wyjątkowo ociężale.
Poranne "dachowanie": Jak skręca się w ul. Pomorską w Oliwie to przed wjazdem pod wiadukt kolejowy droga rowerowa jest dość wąska, w pewnym miejscu jest lekki zakręt, na zakręcie zaczynają się barierki a ddr idzie w dół pod wiadukt. Jechałem w stonę wiaduktu (nie wolno, tak pewnie ponad 30-kilka na godzinę) i na tym lekkim zakręcie musiałem troszkę go przyciąć. Kiedy już byłem w zakręcie nagle zobaczyłem że z przeciwka jedzie też rowerzysta a ja jestem na kursie kolizyjnym (nie zauważyłem go przez te barierki).
Nie było wyjścia, trzeba było odbić w prawo i w tym momencie na pełnej prędkości znalazłem się na trawie, na lekkiej skarpie która tam jest z prawej strony. Nie było już możliwości wrócić na ddr (byłem odchylony w prawo), a tu patrzę pędzi na mnie betonowy murek który jest za skarpą...... UPSSS :-(
Nie było wyjścia, trzeba było położyć rower. Tym oto sposobem zaliczyłem dachowanie moją własną osobą po trawniku- przejechałem i przetoczyłem się przez głowę, ale na szczęście zatrzymałem się przed tym betonowym murkiem. Uff ..... udało się :-)
Skończyło się na szczęście tylko lekkim otarciem na nodze i lekko przekręconą na mocowaniu kierownicą- można powiedzieć, że bez konsekwencji.
Muszę przyznać, że rowerzysta z którym o mało co bym się zderzył, zachował się bardzo elegancko: zahamował i zawrócił, ale ja już zbierałem się i krzyknąłem że wszystko OK, że jestem cały i przeprosiłem go za tę sytuację. Pozdrower dla tego rowerzysty.
No i po raz kolejny przydał się kask na łbie :-) Gdybym go nie miał, wryłbym się facjatą w trawnik a tak tylko zaryłem kaskiem :-), który zniósł to zadziwiająco spokojnie.
Rano "dachowanie" na trawniku a w drodze powrotnej akurat całą drogę powrotną lało: jak wychodziłem z pracy to kropiło, chwilę później już lało a jak dojeżdżałem do Osowej to już słoneczko pięknie świeciło a w butach chlupotało :-)
W obie strony Węglową. W drodze powrotnej jechało mi się wyjątkowo ociężale.
Poranne "dachowanie": Jak skręca się w ul. Pomorską w Oliwie to przed wjazdem pod wiadukt kolejowy droga rowerowa jest dość wąska, w pewnym miejscu jest lekki zakręt, na zakręcie zaczynają się barierki a ddr idzie w dół pod wiadukt. Jechałem w stonę wiaduktu (nie wolno, tak pewnie ponad 30-kilka na godzinę) i na tym lekkim zakręcie musiałem troszkę go przyciąć. Kiedy już byłem w zakręcie nagle zobaczyłem że z przeciwka jedzie też rowerzysta a ja jestem na kursie kolizyjnym (nie zauważyłem go przez te barierki).
Nie było wyjścia, trzeba było odbić w prawo i w tym momencie na pełnej prędkości znalazłem się na trawie, na lekkiej skarpie która tam jest z prawej strony. Nie było już możliwości wrócić na ddr (byłem odchylony w prawo), a tu patrzę pędzi na mnie betonowy murek który jest za skarpą...... UPSSS :-(
Nie było wyjścia, trzeba było położyć rower. Tym oto sposobem zaliczyłem dachowanie moją własną osobą po trawniku- przejechałem i przetoczyłem się przez głowę, ale na szczęście zatrzymałem się przed tym betonowym murkiem. Uff ..... udało się :-)
Skończyło się na szczęście tylko lekkim otarciem na nodze i lekko przekręconą na mocowaniu kierownicą- można powiedzieć, że bez konsekwencji.
Muszę przyznać, że rowerzysta z którym o mało co bym się zderzył, zachował się bardzo elegancko: zahamował i zawrócił, ale ja już zbierałem się i krzyknąłem że wszystko OK, że jestem cały i przeprosiłem go za tę sytuację. Pozdrower dla tego rowerzysty.
No i po raz kolejny przydał się kask na łbie :-) Gdybym go nie miał, wryłbym się facjatą w trawnik a tak tylko zaryłem kaskiem :-), który zniósł to zadziwiająco spokojnie.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!